Grażyński zginął tragicznie. Dlatego, że Ziętek z Zawadzkim próbowali go ściągnąć do Polski?

Michał Grażyński zginął tragicznie. W 1965 roku w Londynie potrącił go samochód. Dało to początek niekończącym się pogłoskom, że nie był to wypadek i Grażyński padł ofiarą zamachu. Ale kto i dlaczego usiłowałby zabić byłego, 75-letniego już wtedy i schorowanego wojewodę śląskiego?

Śląska Biblioteka Cyfrowa
Michał Grażyński

Michał Grażyński przestał być wojewodą śląskim we wrześniu 1939. Jeszcze wiosną tego fatalnego dlań roku przełożeni w Warszawie poinformowali go, że po wybuchu wojny województwa śląskiego nie da się długo utrzymać i niezbędna będzie jego ewakuacja. W cieniu tej złowrogiej zapowiedzi Grażyński żył kilka miesięcy. Godzina przeznaczenia wybiła dlań po południu 2 września 1939, gdy generał Sadowski poinformował go telefonicznie, że Wojsko Polskie wycofuje się ze Śląska. Jeszcze tego dnia Grażyński i reszta polskiej administracji wyjechali z Katowic.

Pan wojewoda maluje ściany i słucha "Śląska"

Sanacyjny wojewoda był już wtedy członkiem rządu, w którym po wybuchu wojny mianowano go ministrem informacji i propagandy. Stanowiska praktycznie nie objął. 17 września 1939 był już w Rumunii. Kilka tygodni później dotarł do Francji (gdzie w kwietniu 1940 otrzymał powołanie do Wojska Polskiego), a po jej upadku znalazł się w Wielkiej Brytanii. I choć podczas bitwy o Anglię przebywał jeszcze w bombardowanym Londynie, to później znalazł się na przymusowym wygnaniu (a ściślej internowaniu) w Szkocji, gdzie na wyspie Bute (sławetnej Wyspie Węży) premier Władysław Sikorski odizolował niewygodnych mu sanacyjnych polityków.

A nawet po uwolnieniu z internowania, pobycie w USA, awansie na majora i zaangażowaniu jako specjalista do spraw niemieckich, Grażyński z pewnością czuł się politycznie zdegradowany. Nawet powojenna już działalność w piłsudczykowskiej Lidze Niepodległości Polski (której był prezesem) oraz Związku Polskich Ziem Zachodnich, członkostwo w Radzie Jedności Narodowej i uczestnictwo w pracach Skarbu Narodowego, czy funkcja przewodniczącego Związku Harcerstwa Polskiego poza Granicami nie mogły iść w paragon z jego przedwojennym stanowiskiem i w żadnym razie nie były czymś na miarę aspiracji niezmiernie ambitnego Grażyńskiego. Tym bardziej, że w Wielkiej Brytanii głodem może nie przymierał, ale żyć musiał skromnie, na poziomie nieporównywalnym z dawnymi śląskimi splendorami.

- Po kilku przeprowadzkach osiedliliśmy się ostatecznie u niewielkim domku niedaleko Tamizy. Było krucho z pieniędzmi. Ojciec sam z dużą energią zabrał się do porządków w mieszkaniu. Kawałkami chleba czyścił brudny sufit w salonie, sam malował ściany. I do tego pięknego pokoju przychodziło potem wielu przyjaciół ojca i politycznych współpracowników. W ostatnich dwudziestu latach swojego życia dużo pisał i drukował w emigracyjnych czasopismach - wspominał syn Grażyńskiego, również Michał.

Grażyński za Polską niewątpliwie tęsknił. Rad słuchał w domu płyt zespołów "Śląsk" i "Mazowsze", o utworach Chopina nie wspominając, i entuzjastycznie wyrażał się na temat nowego pokolenia młodzieży w kraju. Niewykluczone, że nie uszło jego uwagi, iż na Śląsku, którego sprawom zapewne przyglądał się z uwagą szczególną, komunistyczne władze w praktyce kontynuują jego dzieło. Tak sugerował prof. Zygmunt Woźniczka, wielki Grażyńskiego admirator. Zmarły w 2022 r. historyk wskazywał na to, że powojenne polskie władze Śląska nadal wdrażały tu polonizacyjną politykę, zapoczątkowaną jeszcze podczas rządów sanacji.

Sprowadzić Grażyńskiego do PRL?

Po 1956 roku zaczęły nawet krążyć plotki o tym, jakoby ówczesne władze zaproponowały Grażyńskiemu powrót do kraju.

Grażyński był do strawienia w Katowicach, bo chociaż głosił jawnie antykomunizm, to z drugiej strony deklarował się publicznie jako zwolennik granicy na Odrze i Nysie. Często dawał temu wyraz w publikacjach ogłaszanych w emigracyjnej prasie. Kto wie, czy ten właśnie fakt w zamysłach miejscowych polityków nie był decydujący? Pojawienie się tu bowiem przedwojennego wojewody który słynął z wielu zalet, przysporzyłoby niemało splendoru i dodało blasku miejscowym notablom - pisał w 1991 r. Jerzy Raciborski na łamach "Trybuny Śląskiej".

Szczegóły domniemanej, złożonej jakoby byłemu wojewodzie oferty przez Jerzego Ziętka w imieniu Aleksandra Zawadzkiego, przytacza biograf Ziętka Jan Walczak:

A. Zawadzki gwarantował Michałowi Grażyńskiemu całkowite bezpieczeństwo, doradzał wszakże osiedlenie się poza Górnym Śląskiem (...). Ziętek proponował Grażyńskiemu, by osiedlił się w jakimś dolnośląskim uzdrowisku, na wybrzeżu szczecińskim lub na Opolszczyźnie.

List z propozycją komunistycznych dygnitarzy przekazać miał Grażyńskiemu w Londynie Andrzej Konieczny, katowicki dziennikarz i w tamtych czasach zastępca kierownika Wydziału Propagandy KW PZPR. Przyjęcie jej przez Grażyńskiego miało mu umożliwić przynajmniej odwiedzenie kraju, a być może i zamieszkanie w PRL na stałe. Podobne przypadki miewały już miejsce, najgłośniejszymi z nich były powroty do Polski Stanisława "Cata" Mackiewicza w 1956 r. i Melchiora Wańkowicza w 1958 r. Ich kontrowersyjne decyzje wstrząsnęły polską emigracją. Analogiczny postępek Grażyńskiego byłby w jej kręgach szokiem nie mniejszym. Stąd też nic dziwnego, że po jego tragicznej śmierci w wyniku potrącenia go przez samochód 10 grudnia 1965 nie brakowało pogłosek, że nie był to wypadek. Że były wojewoda podjął już decyzję o wyjeździe do Polski, więc postanowiono go zgładzić. Jednak to nieprawdopodobne.

Wątpliwe świadectwo

W chwili wypadku Grażyński liczył sobie już 75 lat, był schorowany (cierpiał na chorobę Parkinsona), ale też pogodnie akceptował swój los emigranta. A przede wszystkim, wcale nie wyglądało na to, by zamierzał wyjeżdżać do PRL.

Przedwojenny wojewoda śląski, zamieszkały wówczas w Londynie, skazał się na banicję poprzez głoszenie poglądów niemiłych ludziom sprawującym wówczas władzę w Polsce. Dawał mianowicie do zrozumienia, że nie ma o nich najlepszego zdania. Nie ukrywał też, że system realnego socjalizmu uważa za narzucony siłę sposób sowietyzacji kraju. (...) Grażyński chociaż bardzo tęsknił do kraju - przyjazdu odmówił. Owszem, chętnie znalazłby się na powrót w Polsce, lecz nie w zniewolonej, znajdującej się - jak to określano w Londynie - pod sowiecką okupacją - uważa Raciborski.

Grażyński może i entuzjastycznie odnosił się do nowych granic Polski na zachodzie, ale i nie ukrywał swojej niezgody na utratę ziem wschodnich II RP na rzecz ZSRR. Granica ryska była dlań nienaruszalna. Takie poglądy - tym bardziej, że Grażyński nie zostawiał ich dla siebie i otwarcie je głosił - nie mogły podobać się przywódcom PRL.

Co jednak być może najważniejsze, głównym źródłem opowieści o złożonej Grażyńskiemu ofercie powrotu do kraju jest relacja Andrzeja Koniecznego. A nie jest to niestety źródło w pełni wiarygodne. Wiele wskazuje na to, że Konieczny pisząc, niejednokrotnie popuszczał wodzy fantazji. Przykładowo, przytaczając rewelacyjną (jak mogłoby się na pozór wydawać) relację Gertrudy Langer (vel Lagner) o obronie wieży spadochronowej we wrześniu 1939. Relacja ta nadzwyczaj obfitowała w szczegóły. Langer miała nie tylko być naocznym świadkiem walk, ale do tego wcześniej podejmować broniących parku Kościuszki harcerzy obiadem i zaopatrywać ich w wiktuały, zaś później rozpoznać pod wieżą spadochronową martwe ciała swoich niedawnych gości.

Tyle tylko, że nikt, z historykami IPN włącznie, nie natknął się na żaden inny ślad Gertrudy Langer poza materiałem Koniecznego. Ta osoba najprawdopodobniej nigdy nie istniała! Podobnie ma się rzecz z byłym niemieckim policjantem, którego poznać miał Konieczny i na podstawie którego rzekomej relacji stworzył swój artykuł pod chwytliwym tytułem "Pełniłem służbę u von dem Bacha". Bardzo więc niestety prawdopodobne, że i opowieść o misji Koniecznego w roli emisariusza Ziętka do Grażyńskiego jest tylko wytworem jego wyobraźni.

Ewentualną propozycję powrotu mógł przekazać Grażyńskiemu ktoś zupełnie inny - Jacek Koraszewski, historyk literatury, dyrektor Biblioteki Śląskiej i Śląskiego Instytutu Naukowego, poseł na Sejm PRL. Jak jednak relacjonował sam Koraszewski, podjęta przezeń próba wysondowania zdania Grażyńskiego w tej kwestii podczas ich spotkania w Londynie pod koniec 1960 roku przyniosła efekt negatywny.


Cieszymy się, że przeczytałeś nasz tekst do końca. Mamy nadzieję, że Ci się spodobał. Przygotowanie takich materiałów wymaga mnóstwo pracy i czasu od autorów. Chcemy, żeby zawsze były dostępne dla Was za darmo, jednak aby mogło tak pozostać, potrzebujemy Twojego wsparcia. Zostań patronem Ślązaga na Patronite.pl i dołóż swoją cegiełkę do rozwoju dobrego dziennikarstwa w regionie.

Jak wojewoda Grażyński widziałby współczesny Śląsk?

Może Cię zainteresować:

On wrócił! Wojewoda Grażyński znów na Śląsku. "Korfanty w panteonie? Toż to żart!"

Autor: Tomasz Borówka

08/07/2022

Panteon Górnośląski

Może Cię zainteresować:

Poszliśmy do Panteonu Górnośląskiego, żebyście wy nie musieli. W nim Grażyński... chyba przeżył własną śmierć

Autor: Tomasz Borówka

17/03/2023

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon