Zaczął się „efekt domina”. Nie potrzeba już tylu rąk do pracy
Kiedy dwa tygodnie opisywaliśmy rozpoczynający się właśnie początek końca zakładu FCA Powertrain w Bielsku-Białej tamtejsi związkowcy ostrzegali, że krok ten może wywołać „efekt domina”. Rzeczywistość szybko dogoniła tamte prognozy. Kilka dni temu serwis bielsko.biala.pl podał, że z powodu wygaszania produkcji w należącej do koncernu Stellantis fabryce zlikwidowany zostanie także zajmujący się logistyką zakład BCUBE Poland (dawna Sistema). Pod znakiem zapytania stanęła przyszłość ponad 50 zatrudnionych tam osób.
To jednak nie koniec złych wieści z Bielska Białej. Portal poinformował również, że ok. 140 może stracić pracę w tamtejszych zakładach Magneti Marelli. Na razie jej dyrekcja ma składać propozycje dobrowolnych odejść (o takim procederze alarmowała też Organizacja Międzyzakładowa Związku Zawodowego Pracowników Metalowcy). Powodem redukcji stanu załogi ma być zakończenie produkcji Fiata 500 i Lancii Ypsilon w zakładach Stellantisa (dawny Fiat) w Tychach, dla których właśnie wytwarzane były w Bielsku Białej części.
– Bielski zakład jest likwidowany, ponieważ taką decyzję koncernu wymusiła polityka Unii Europejskiej – polityka wycofywania z użytku pojazdów z napędem spalinowym. Od 2035 roku producenci nie będą już mogli sprzedawać tego typu pojazdów – tak decyzję o końcu FCA Powertrain w Bielsku-Białej tłumaczyła Agnieszka Brania, rzeczniczka prasowa fabryk Stellantis w Polsce.
Dodajmy,
że związek ze wspomnianą polityką mają także ruchy w tyskim
zakładzie - oba
wspomniane wcześniej modele samochodów (Fiat 500 i Lancia Ypsilon) nadal będą bowiem produkowane, ale…
we Włoszech i w wersji elektrycznej. To
nie oznacza, że tyska fabryka nie będzie miała co robić – rok
temu rozpoczęła się tam produkcja elektrycznego Jeep Avengera, a
za kilka miesięcy w Tychach ma się rozpocząć produkcja Alfy Romeo
Milano. SUV
ma tam powstawać w dwóch wersjach – z silnikiem benzynowym oraz
elektrycznych.
Nowy etap w motoryzacji. Co z tymi, którzy utknęli w starym?
Kierunek zmian jest zatem widoczny. Wygaszana, bądź ograniczana jest produkcja samochodów z silnikami spalinowymi, a inwestuje się w pojazdy z napędem elektrycznym. To samo dzieje się w Gliwicach. Pod koniec roku 2021 tamtejsza fabryka (wtedy jeszcze funkcjonująca pod szyldem Opla) zakończyła, po 23 latach, wytwarzanie samochodów osobowych przestawiając się na samochody dostawcze. Głównie elektryczne, które w 2025 r. mają stanowić już 70 proc. produkcji. (Interesujesz się Śląskiem i Zagłębiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Produkcja elektrycznych „dostawczaków” Fiat Professional e-Ducato w Gliwicach ruszyła kilka tygodni temu. Rocznie fabryka może wytwarzać nawet 100 tys. sztuk pojazdów tego typu. Jak podkreślił przy tym koncern, posiadając zakłady w Gliwicach i Tychach jest w Polsce „największym i jedynym seryjnym producentem zarówno w pełni elektrycznych samochodów osobowych, jak i pojazdów użytkowych”.
- Wraz z uruchomieniem produkcji modeli elektrycznych wchodzimy w nowy etap rozwoju zakładu, przyczyniając się do umocnienia pozycji Stellantis jako wiodącego producenta w zakresie zeroemisyjnej oferty w segmencie pojazdów użytkowych – stwierdził, Grzegorz Buchal, dyrektor fabryki Stellantis w Gliwicach.
Pytanie, czy w nowy etap zdążyły wejść także firmy kooperujące z koncernem? Przez lata wiele pomniejszych przedsiębiorstw w regionie funkcjonowało jako dostawcy podzespołów i części dla wiodących fabryk motoryzacyjnych. Można powiedzieć, że budowany przez ostatnie ćwierć wieku (produkcja w gliwickim Oplu ruszyła w 1998 roku) sektor automotive na Górnym Śląsku i w Zagłębiu stał się nowym kołem zamachowym tutejszej gospodarki, w jakiejś mierze amortyzując skutki dokonując się równocześnie transformacji górnictwa i przemysłu stalowego.
- Tak traktowano to w latach 90-tych XX w. A my teraz mamy trzecią dekadę XXI w. I ten napęd dla regionu może się skończyć, więc trzeba myśleć co dalej. A że sektora automotive u nas mamy bardzo dużo, więc i zagrożenia mogą być bardzo duże. Jeśli transformacja czeka przemysł, który jest związany ze spalaniem paliw, to np. fabryki produkujące silniki spalinowe również mogą odczuć tego skutki – tak w rozmowie ze ŚLĄZAGIEM ostrzegał w ubiegłym roku prof. Adam Drobniak, dziekan Wydziału Gospodarki Przestrzennej i Transformacji Regionów Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.
Oby nie było jak z górnictwem. Koszty premiują producentów z Polski?
Nie tylko naukowcy zwracali uwagę na taki scenariusz. Mówili o tym również przedstawiciele Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, od wielu lat niemal programowo chwalący się rozwojem sektora automotive na Śląsku i w Zagłębiu.
- Kiedyś zrobiliśmy opracowanie, z którego wynikało, że 90 proc. części każdego samochodu powstaje w KSSE. Z jednej strony się cieszymy, ale z drugiej szukamy projektów z e-mobility, żeby za 10 lat nie okazało się, że mamy taki sam problem jak z górnictwem. Bo będziemy mieli tradycyjny przemysł motoryzacyjny, który prędzej, czy później umrze. Dlatego cieszę się, że projekty z automotive, które mamy w ostatnich latach, to już są samochody przyszłości – powiedział niespełna rok temu w rozmowie ze ŚLĄZAGIEM Janusz Michałek, prezes zarządu Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.
Odnotujmy, że prezes KSSE jeszcze w 2021 r. podczas obrad Europejskiego Kongresu Gospodarczego snuł wizje powstania w takich miastach jak Bytom, czy Ruda Śląska centrum kompetencji dotyczącego elektromobilności. Jak na razie pozostało to wyłącznie w sferze wizji.
- Mamy plan zakładający, że w 2025 r. 90 proc. części do naszego elektrycznego samochodu będzie z krajów low-cost country, co w naturalny sposób faworyzuje Polskę. Generalne założenie dla nas jest takie, że najtaniej będzie to robić w naszej okolicy. Przygotowując się do samochodu elektrycznego staramy się przyciągnąć dostawców w tą okolicę – mniej wizjonersko, a bardziej biznesowo deklarował podczas tej samej debaty na EEC Andrzej Korpak, wieloletni prezes zarządu i dyrektor generalny Opel Manufacturing Poland w Gliwicach.
To „początek fali likwidacji i zwolnień”? Związkowcy domagają się reakcji rządu
Bez entuzjazmu na dokonujące się zmiany spoglądają związkowcy ze śląsko – zagłębiowskiej Solidarności. Oni widzą w nich głównie zagrożenia i ryzyko powtórzenia się scenariusza znanego z sektora górniczego tzn. zwijanie się branży, likwidacje zakładów i redukcje wśród pracowników. Kilka dni temu wezwali oni premiera Donalda Tuska do przedstawienia jednoznacznej deklaracji rządu w sprawie ogłoszonej przez Komisję Europejską propozycji nowego celu klimatycznego Unii Europejskiej (zakłada on redukcję emisji CO2 do 2040 r. o 90 proc. w odniesieniu do roku 1990). Związkowcy nie pozostawili suchej nitki na unijnej polityce klimatycznej zarzucając jej doprowadzenie m.in. do zapaści w sektorze motoryzacyjnym.
- Tylko w tym roku z powodu obciążeń wynikających z polityki klimatycznej UE w naszym kraju zostaną zamknięte trzy duże fabryki motoryzacyjne: Stellantis (dawniej Fiat) w Bielsku Białej, Volvo we Wrocławiu i Scanii w Słupsku. Istnieje ogromna obawa, że to dopiero początek fali likwidacji i zwolnień w sektorze motoryzacyjnym. W skali kraju najwięcej zakładów tej branży znajduje się w województwie śląskim – piszą związkowcy.
I ostrzegają, że brak weta polskiego rządu w sprawie propozycji Komisji Europejskiej (formalny wniosek, który rozpocznie procedurę legislacyjną, ma zostać przedstawiony przez nową Komisję po czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego) zmusi ich do „sięgnięcia po wszelkie dostępne formy protestu w obronie zakładów przemysłowych i miejsc pracy w naszym regionie”.