Grupa TSA powstała w 1979 roku w Opolu, choć jej żelazny skład wykrystalizował się później. Stanowili go gitarzysta Andrzeja Nowak (jeden z założycieli) ze Stefanem Machelem na drugiej gitarze, Januszem Niekraszem na basie, Markiem Kapłonem na perkusji i Markiem Piekarczykiem na wokalu. Zespół zadebiutował w 1981 roku singlem „Mass Media/Wpadka”, ale pierwszy album „TSA” wydał dopiero dwa lata później.
TSA, wraz z Turbo i Katem to tzw. Wielka Trójca Polskiego Metalu (choć nie brakuje takich, którzy twierdzą, że TSA to nie żaden heavy metal, a blues-rock). Drogi tych trzech zespołów oczywiście często się przecinały i nie zawsze w przyjaznej atmosferze. W latach 80. XX wieku głośno było o konfliktach między TSA i Katem oraz między ich fanami (Interesujesz się wydarzeniami na Śląsku i w Zagłębiu? Zapisz się i bądź na bieżąco – https://www.slazag.pl/newslett...).
Występ Kata został zniszczony przez akustyków TSA?
Zaczęło się od pierwszego wspólnego koncertu w czerwcu 1984 roku w ramach Dni Krakowa, który odbył się hali Wisły. Grupa TSA była już wtedy popularna, a Kat dopiero się rozkręcał (choć powstał prawie w tym samym czasie co TSA – na przełomie 1979 i 1980 r.). Gwiazdą była więc grupa TSA, którą na plakatach określano jako „nowe brzmienie heavy metal”, a Kat występował jako support z dopiskiem „hard rock” na plakatach (ciekawe?).
- Podczas próby Kat zabrzmiał niesamowicie, wyrywało z butów! Myślę, że właśnie wtedy chłopaki z TSA zobaczyły w zespole Kat silną konkurencję i niestety… występ Kata został zniszczony przez ich akustyków. W trakcie koncertu podbiegłem rozemocjonowany do miksera, a tam gały w zupełnie innych miejscach niż na próbie! Chłopcy nie mieli odsłuchów, totalny chaos. Dopiero w połowie ostatniego numeru Kat zabrzmiał jak na próbie. To była celowa, świńska zagrywka – w książce „Piekło i metal. Historia zespołu Kat” autorstwa Mateusza Żyły wspomina Tomasz Pałasz, jeden z pierwszych menadżerów Kata.
Tomasz Pałasz dodaje, że wytworzyła się wtedy zła atmosfera. Piotr Luczyk, gitarzysta i jeden z liderów Kata, wpadł w furię, a zespół stwierdził, że już nigdy nie wystąpi z TSA. Kat jednak dwa lata później spotkał się z TSA na jednej scenie. Na festiwalu w Jarocinie w 1986 r. Tam, jak w wywiadzie ze ŚLĄZAGIEM wspominał Mirosław Neinert, który współpracował z Katem, był ostry podział TSA – Kat. Te dwa zespoły występowały na zakończenie metalowego dnia w Jarocinie. Jeszcze przed występem Kata – jak czytamy w książce „Piekło i metal” – cześć widowni skandowała „Ave Satan!”, a część, głównie fani TSA, krzyczeli „Niech żyje Jezus Chrystus”. Ci pierwsi zrywali nawet plakietki napotkanym fanom TSA.
- Wyszedł zespół Kat. Chłopcy szaleli: pluli, niszczyli mikrofony, w pewnym momencie przeobrazili się w diabły. Strasznie mnie to śmieszyło - wspomina Marek Piekarczyk w książce „Piekło i metal”.
Konflikt między fanami TSA i Kata. W Jarocinie było gorąco
Roman Kostrzewski w trakcie tego koncertu zaprosił na scenę Marka Piekarczyka, który z muzykami Kata wypił szampana, ale przyznał ze sceny: „Czuję się jak Chrystus w piekle” – czytamy w książce Mateusza Żyły. W konflikcie między TSA i Katem „ucierpiał” wtedy także synek z Michałkowic – Janek „Kyks” Skrzek, który wystąpił jako „zapychacz” między koncertami obu zespołów.
- Kiedy Kyks dowiedział się, że ma wyjść z harmonijką i pianinem przed hordy rozwścieczonych, piekielnie rozentuzjazmowanych metali, struchlał. „Chopie, ratuj! Bo mie te diobły zeżrą” – błagał Marka Piekarczyka. Wokalista TSA musiał po raz kolejny stanąć naprzeciw czarnych zastępów. Piekarczyk: „Założyłem skrzydła, wziąłem Janka, wyszedłem na scenę i powiedziałem: «Muszę was z tego piekła wyciągnąć, a najlepiej bluesem». Rozległy się gwizdy, więc dodałem: «Kto nie lubi bluesa, to na drzewo». Patrzę, a tu z drzew zeskakują ludzie. Wciąż słyszę gwizdy i okrzyki, że chcą Kata. «Jak to? Co wy robicie w tym Jarocinie, jeśli nie kochacie bluesa? Nie ma muzyki rockowej, która by nie wyszła z bluesa. Jak ktoś nie wyszedł z bluesa, to jest pieprzony kundel, jakaś piąta kolumna»”. Piekarczyk dzielnie torował drogę biednemu Kyksowi, który w końcu zaczął grać. Z każdą chwilą gwizdy ustępowały w coraz większym stopniu stonowanym oklaskom, by w finale przerodzić się w prawdziwy aplauz – czytamy w „Piekło i metal”.
Dziennikarz muzyczny Leszek Gnoiński wspomina w „Piekło i metal”, że koncert Kata w Jarocinie w 1986 r. był jednym z najlepszych w historii festiwalu. Dodał, że coś się tam działo między fanami TSA i Kata. - Podczas rozmów z Markiem Piekarczykiem wyczułem, że nie do końca rozumie tę muzykę. Odniosłem wręcz wrażenie, że nie lubi thrash metalu. Ponadto… Jesteś zespołem numer jeden i nagle musisz oddać palmę pierwszeństwa komuś innemu – to nie jest proste. Kat stworzył podwaliny pod ekstremalny metal w tym kraju – zaznaczył Gnoiński (Interesujesz się wydarzeniami na Śląsku i w Zagłębiu? Zapisz się i bądź na bieżąco – https://www.slazag.pl/newslett...).
W „Zwierzeniach kontestatora” Marek Piekarczyk mówił w kontekście Kata, że nigdy nie myślał o innym zespole, jako o konkurencji. Dodał, że „pierdoły o konkurencji wymyślają dziennikarze”. W tej samej książce wspomniał też, że kiedy Kat zaczął być popularny to ktoś „nawciskał im, że trzeba zniszczyć TSA, że konflikt podchwycą media, więc w wywiadach mówili czasem jakieś głupoty”.
Tomasz Krajewski, założyciel wytwórni Pagan Records, pytany przez Mateusza Żyłę o antagonizmy między fanami TSA i Kata stwierdził: „Jeśli był jakiś konflikt, to raczej inspirowany kilkoma ludźmi z obozu TSA, chociaż nie wiem. Na Metalmanii w 1987 roku Piekarczyk powiedział ze sceny coś w stylu: «Gdy zespół TSA grał metal, reszta pogrywała jeszcze w knajpach». Był to bardzo mocny przytyk do Kata. Część publiczności zareagowała gwizdami. TSA przez długi czas było absolutnym numerem jeden, pozbawionym jakiejkolwiek konkurencji, i nagle pojawił się Kat, który przyciągnął część ich fanów i odszedł z nią w drugą stronę. Okazało się, że ludzie chcą innej muzyki, i prawdopodobnie wielu osobom z ekipy TSA trudno było pogodzić się z tym faktem.”
Marek Piekarczyk zaśpiewał z Romanem Kostrzewskim
Mateusz Żyła w „Piekło i metal” wspomina także trasę zespołu Kat & Roman Kostrzewski z okazji symbolicznych 33. urodzin zespołu w 2013 r. Zaznacza, że jej mocnym akcentem był występ… Marka Piekarczyka w krakowskiej Rotundzie. Wokalista TSA zaśpiewał z Romanem Kostrzewski „Łzę dla cieniów minionych”.
- Wokaliści nie szczędzili sobie drobnych uszczypliwości. „Ale on te teksty pisze skomplikowane – mówił ze sceny Piekarczyk. – Ciekawe, czy on to wszystko rozumie… Z takimi tekstami można do piekła dojść. Ja tam wolę gdzie indziej”. Roman nie pozostawał dłużny: „Marek by jeszcze z nami został, ale coś go ciągnie do Warszawy” – pisze Mateusz Żyła. Dodaje jednak, że wszystko odbyło się w koleżeńskiej i pełnej wzajemnego szacunku atmosferze.
W artykule wykorzystano fragmenty książek „Piekło i metal. Historia zespołu Kat” Mateusza Żyły oraz „Zwierzenia kontestatora” Leszka Gnoińskiego.
Na zdjęciu Tomasz Jaguś i Roman Kostrzewski przed wspólnym koncertem z TSA i Kata w Krakowie w 1984 r. (z archiwum Ireneusza Lotha).
Może Cię zainteresować: