Jacek Skorek
24 lutego 2022 roku zmienił się świat

Ukraińscy żołnierze mówią, że bez Polski ich kraju by już nie było. Dziś pierwsza rocznica rosyjskiej inwazji. Oby ostatnia

Rok temu, w czwartek, 24 lutego, o godzinie 3.45, prezydent Rosji, Władimir Putin ogłosił w rosyjskiej telewizji rozpoczęcie operacji specjalnej na terytorium Ukrainy. Powód - obrona rzekomo niepodległych republik leżących na terytorium tego państwa i denazyfikacja Ukrainy. Kraju, który zagraża miłującym pokój Rosjanom.

Pod osłoną nocy rosyjskie jednostki rozpoczęły ostrzał ukraińskich miast i wdarły się na terytorium sąsiada. Zaatakowano z północy, południa i wschodu. Rakiety spadły na bazy wojskowe i obiekty cywilne. Desant zajął elektrownię w Czarnobylu, lotniska pod Kijowem, zmechanizowane kolumny otoczyły Czernichów, Charków. Rozpoczęło się równanie z ziemią Mariupola, Chersonia, Melitopola. Kilka dni później wojska agresora stały u bram Kijowa. Ukraina stanęła w ogniu. Świat usłyszał o rzezi ludności cywilnej w Buczy. I zareagował oburzeniem...

Tłumy uciekinierów z Ukrainy na dworcu Przemyśl Główny
Tłumy uciekinierów z Ukrainy na dworcu Przemyśl Główny

Mogli uciekać tylko do Polski

Od pierwszych dni tej wojny-nie wojny - setki tysięcy ukraińskich cywili ruszyło w kierunku Polski. Byle dalej od wojny, bomb i rakiet, jedyną dostępną drogą ucieczki. Kobiety z dziećmi na rękach, z jedną walizką, tym co udało się w pośpiechu złapać i spakować - maszerowały często od Lwowa do granicy z Polską. Szybko drogi dojazdowe do przejść granicznych były zapchane porzuconymi samochodami. Nikt nie chciał ryzykować kilkudniowego stania w kolejce, w ciasnej kolumnie, na którą w każdej chwili mogły spaść bomby. Po polskiej stronie czeka na nich pomoc. Punkty medyczne, z gorącym posiłkiem i napojami. Przerażeni, zmęczeni uchodźcy nie potrafią uwierzyć, że jedzenie jest za darmo.

- Proszę, weź zupę, gorącą herbatę, batoniki dla dziecka, owoce - mówi wolontariusz w zmontowanym doraźnie punkcie pomocy po polskiej stronie granicy w Medyce.

- A po ile to?

- Za darmo.

Zdziwienie, niedowierzanie. Biorą troszeczkę, jeden mus owocowy, jedną mandarynkę. Nie wierzą, że tu już są bezpieczni i oferowana przez Polaków pomoc jest bezpłatna.

Po polskiej stronie - pospolite ruszenie. Masa osób pomaga. Jest wojsko, ratownicy medyczni, lekarze, cywile. Kto mógł - pakował samochód rzeczami, które mogą się przydać i ruszał pod wschodnią granicę.

Ruszyliśmy i my. Zgrany zespół śląskich lekarzy i ratowników.

- Pakuj się, jedziemy na wojnę - usłyszałem w słuchawce od szefa zespołu. - Wyjazd w sobotę. Przygotuj się na kilka tygodni.

Tłumy na granicy polsko ukraińskiej

Może Cię zainteresować:

Na granicy znów tłumy. Ludzie uciekają przed rakietami i... zimą. Jacek Skorek z Ukrainy

Autor: Jacek Skorek

21/12/2022

Cztery pory roku

Początkowo jako Zespół Medyczny Centrum Urazowego w Sosnowcu, później już pod szyldem założonej przez nas Fundacji Cross Borders - zapakowaliśmy karetki sprzętem i ruszyliśmy na Ukrainę. Jako pierwsi medycy działający po tamtej stronie. Już pierwszy dzień, w Mościskach, tuż za granicą, przywitał nas alarmem powietrznym. Ekipa stała przed lokalnym magistratem czekając na wydanie zezwoleń, gdy zaczęły wyć syreny, a z głośników rozległ się powtarzany komunikat po ukraińsku. Na Polakach, wiadomo, syreny nie wywołują większego wrażenia. Ale ulice nagle opustoszały.

- Rozumiesz, co oni tam mówią? - pyta mnie jeden z ratowników.

- Rozumiem.

- No to przetłumacz.

- Uwaga, alarm powietrzny, zabierzcie ze sobą dokumenty, najpotrzebniejsze rzeczy i natychmiast udajcie się do schronów.

Chwila konsternacji.

- To dlaczego my nie uciekamy?

Kolejne miesiące mijały na nawiązywaniu kolejnych kontaktów i coraz dalszych eskapadach. Pomoc dla szpitali, ewakuacja rannych, wspieranie jednostek wojskowych na samym froncie. Po zimie przyszła piękna wiosna, potem upalne lato podczas którego nie wyrabiała klimatyzacja w samochodach, błotnista jesień, gdy auta zakopywały się po osie w śliskiej brei. I kolejna, mroźna zima z przenikliwym do kości wiatrem. Od października doszły do tego wyłączenia prądu. Pogrążony w wojnie kraj objęły dodatkowo ciemności.

"Bez Polski Ukrainy już by nie było"

Pomoc dla uchodźców i tych, którzy zostali bronić swojego kraju płynęła i płynie z całego świata. Niestety, gros z niej przepada. Ukraina była skorumpowana przed wojną, a obecna sytuacja ten proceder wzmogła. Choć wielu czeka na zagraniczne wsparcie, są i tacy, którzy z wojny czerpią pełnymi garściami. Znikające całe TIR-y darów, pomoc humanitarna sprzedawana w sklepach czy nawet wprost z ciężarówek - to smutna, wojenna rzeczywistość. Jedynym sposobem skutecznego pomagania jest dostarczanie do rąk własnych zaufanemu odbiorcy. To wymaga wyjazdów na tereny przyfrontowe. I podejmowanie ryzyka, na które nie każdy jest gotowy. Jak się jednak przekonaliśmy - nie ma innego sposobu na to, by mieć pewność, że niesiona pomoc rzeczywiście komuś pomoże. I to nie w nabijaniu kabzy.

- Mieliśmy prośbę, żeby zawieźć pomoc do Odessy. Może tam pojedziemy - mówię naszym braciom ze wspierającego nas zespołu SBU.

- Odessa? Ha, ha! Bez nas nawet nie próbujcie jechać. Tam mafia. Okradną was zanim dojedziecie, a wszystko sprzedadzą na głównej ulicy - śmieją się "bezpiecznicy". - Nawet na obwodnicy Lwowa handlują polską pomocą humanitarną prosto z aut.

Takie sytuacje zdarzały się nie tylko w Odessie. Transporty jadące bez "opieki" służb - znikały bez śladu. Ginął nie tylko towar, ale i ciężarówki z kierowcami. Stąd też tak wielka radość i wdzięczność żołnierzy, lekarzy i cywili, do których udaje się nam dotrzeć.

- Cały świat nam pomaga, ale bez Polski - Ukrainy już by nie było. Dziękujemy Polska! Jeszcze Polska nie zginęła! - mówią żołnierze w okolicy Chersonia.

Bilyi Rosjanie po raz kolejny uciekają od odpowiedzialności

Może Cię zainteresować:

Pylyp Bilyi: „Masowy grób w Buczy – ponad 340 ciał, a Rosjanie palcem wskazują na ukraińską armię. I kolejny raz uciekają od odpowiedzialności”

Autor: Pylyp Bilyi

07/04/2022

Polacy zmęczeni pomaganiem?

Wsparcie dla walczącej Ukrainy nie ustaje, jednak można odnieść wrażenie, że polskie społeczeństwo jest już tym zmęczone. Coraz częściej słyszy się głosy - rzygam już tą Ukrainą, w Polsce też ludzie potrzebują pomocy, dlaczego tu nie pomagacie? Czy - mój dziadek walczył z tymi upowcami i banderowcami, a wy im pomagacie!

Dlaczego warto pomagać - pomimo niechęci, znużenia wojną czy typowo polskiemu rozdrapywaniu ran - dosadnie powiedziała marszałek Sejmu, Elżbieta Witek, wybrana Człowiekiem Roku podczas gali 30-lecia Gazety Polskiej.

- Otrzymuję tę nagrodę na kilka dni przed rocznicą wybuchu strasznej wojny, jaką Putin rozpętał Ukrainie. Myślałam, że moje pokolenie, które walczyło o wolność w stanie wojennym, będzie ostatnim pokoleniem, które musiało walczyć. Ale o wolność, bezpieczeństwo, trzeba ciągle zabiegać. Jestem pełna uznania, nie tylko dla żołnierzy ukraińskich, także Witalija Skakuna, ale cały naród ukraiński: za to co robi dla swojej wolności, ale i naszej wolności. To kobiety ukraińskie są gwałcone na oczach własnych dzieci, a nie nasze. To ich dzieci giną, albo są uprowadzane, a nie nasze. To oni tracą swoje domy, a nie my. My mamy dach nad głową. Potrzebna nam ogromna determinacja, żeby nieść Ukrainie pomoc. Tak, jak naród ukraiński zasługuje na ogromne uznanie, tak na ogromne uznanie zasługuje naród polski, za ogromne serce jakie pokazał od pierwszych chwil wojny.

Dziś mija rok. Rok pod bombami i rakietami. Rok zniszczonych miast, rok świeżych, pełnych cmentarzy, rok ofiar i krwi. Obyśmy nie obchodzili drugiej rocznicy.