Temat na „jeden dzień”, ale czy to już jest „ten dzień”?
- W jeden dzień będziemy notyfikować umowę społeczną dla górnictwa – tak jeszcze w październiku zapowiadał podczas konferencji prasowej w Katowicach Wojciech Saługa, wówczas poseł będącej w opozycji Platformy Obywatelskiej, dziś poseł tej samej partii, ale już będącej filarem nowej rządowej większości.
Biorąc pod uwagę fakt, że od wysłania wspomnianej umowy przez Polskę do Komisji Europejskiej celem notyfikacji miną niebawem dwa lata, to zapowiedź tak szybkiego załatwienia sprawy brzmiała cokolwiek buńczucznie. W poniedziałek (5 lutego) okaże się, czy buńczuczność ta była uzasadniona. Tego dnia bowiem prof. Marzena Czarnecka, minister przemysłu i Borys Budka, minister aktywów państwowych mają spotkać się w Brukseli z unijnymi komisarzami Margrethe Vestager i Marošem Šefčovičem.
- Termin wynika z harmonogramu prac KE. Notyfikacja umowy to priorytet dla Ministerstwa Przemysłu – zaznaczyła w mediach społecznościowych minister Czarnecka.
-
Umowa społeczna będzie
notyfikowana w KE i w zależności od ustaleń w Brukseli będziemy
podejmowali niezbędne kroki, które są niezbędne do tego, żeby ją
uczynić legalną – mówiła
wcześniej Marzena Czarnecka
podczas spotkania z mediami, przy okazji wytykając poprzednikom, że
sami nie
spotkali się w tej sprawie
z unijnymi
komisarzami.
Dodatkowe procedury KE to półtora roku czekania więcej
- Minister Czarneckiej, z racji swojego doświadczenia łatwiej będzie notyfikować ten dokument niż poprzednikom odpowiedzialnym za górnictwo. Oni niespecjalnie dobrze czuli się w tej Brukseli, a poza tym minister jeździ do Brukseli co kwartał? Ja kiedy Polska jeszcze nie była członkiem UE, byłem w Brukseli co tydzień – stwierdził niedawno na antenie Radia Piekary Jerzy Markowski, były wiceminister gospodarki i górniczy ekspert.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości w czasach, kiedy byli jeszcze u władzy tłumaczyli, że za brak notyfikacji umowy społecznej odpowiada Komisja Europejska, która miała mało przychylnie podchodzić do tego dokumentu. W grudniu, w trakcie wspólnego posiedzenia sejmowych Komisji do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych oraz Komisji Finansów Publicznych Marek Wesoły, ówczesny sekretarz stanu w Ministerstwie Aktywów Państwowych przekazał, że KE zdecydowała się wdrożyć „postępowanie wyłożenia” polskiego wniosku, co wiąże się z dodatkowymi procedurami (otwarcie wniosku na konsultacje społeczne, organizacje pozarządowe) mogącymi trwać nawet 18 miesięcy. Wesoły twierdził wówczas, że mimo kilkakrotnych monitów z polskiej strony Komisja Europejska nie odpowiedziała na nasze zastrzeżenia wskazujące, iż taka procedura stanowić będzie problem jeśli chodzi o wsparcie i odchodzenie od węgla kamiennego w Polsce.
-
Jeśli mówimy o jakiejś
opieszałości, czy niedopilnowaniu terminów, to opieszałość raczej jest po stronie Komisji
Europejskiej
– ocenił Wesoły.
„Akceptujemy umowę społeczną i rok 2049”. Także miliardy złotych dopłat?
Przypomnijmy, że podpisana w maju 2021 r. umowa społeczna dla górnictwa określa m.in. terminy wygaszania wydobycia w polskich kopalniach, pakiet świadczeń socjalnych dla odchodzących z branży górników oraz mechanizm finansowania przez państwo spółek wydobywczych (właśnie z racji zapisanej tam pomocy publicznej umowa musi zostać notyfikowana przez KE). Zgodnie z tym dokumentem, sygnowanym przez ówczesny rząd, związki zawodowe i śląskie samorządy ostatnia państwowa „gruba” w Polsce ma zakończyć pracę w roku 2049. (Interesujesz się śląską polityką? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
- My akceptujemy umowę społeczną i rok 2049 jako termin, do którego polskie górnictwo powinno wydobywać węgiel na potrzeby polskiej energetyki. My to szanujemy i my umowę społeczną będziemy realizować – deklarował jesienią w Katowicach Wojciech Saługa.
Tyle, że polityczne deklaracje to jedno, a koszty ich dotrzymania – to drugie. Tymczasem tylko w tym roku borykającym się z finansowymi problemami spółkom górniczym państwo dołoży ok. 7 mld zł. Trudno się zatem dziwić, że od kilku miesięcy analitycy i dziennikarze pytają o to jak długo jeszcze i jakie kwoty trzeba będzie pompować w zwijającą się branżę.
- Jak podpisywaliśmy umowę społeczną, to było wiadomo, że do 2049 r. będzie potrzeba pomocy publicznej ponad 100 mld zł. I to był wariant optymistyczny, wariant pesymistyczny zakładał ok. 140 mld zł – stwierdził jesienią w radiowej rozmowie Dominik Kolorz, przewodniczący śląsko – zagłębiowskiej Solidarności, lecz odpowiedź, że „przecież tak miało być” niespecjalnie przemawia do podatników. I to nawet tych ze Śląska.
- Dokładanie publicznych pieniędzy do bieżącej produkcji? Chore. Tym samym legitymizujemy horrendalny wzrost kosztów wydobycia węgla w Polsce. Tego pokrycia nie można szukać w budżecie państwa – zżyma się Jerzy Markowski, który określa umowę społeczną mianem dokumentu niepotrzebnego i martwego.
- Rząd się na niego powołuje zwłaszcza kiedy wydaje pieniądze – kpi były wiceminister gospodarki.
Może Cię zainteresować: