„Związkowcy
powoływali i wyrzucali kolejnych
prezesów JSW”.
Mówi związkowiec.
Bogusław Ziętek.
Ma
rację. W JSW był taki dostatek, że mogli rządzić ci, którzy
chcieli. Kadrami rządzili związkowcy z Solidarności i ZZG. Nie
twierdzę, że wpływali na to, co robili prezesi. Ale z pewnością
szukali uległych wobec siebie, a uległy nie znaczy dobry. Czytałem
też pretensje byłego szefa JSW, Jarosława Zagórowskiego – o
karuzelę kadrową w spółce, w której uczestniczyli też politycy
PiS. Ma sporo racji, choć trzeba zaznaczyć, że w JSW nie było
porządnego prezesa od czasu Jana Szlązaka, którego sam zresztą
powołałem na to stanowisko w 1996 roku. Zagórowski miał swoje
atuty, umiał się postawić, ale to jest inżynier chemik. O
górnictwie ma takie pojęcie, jak ja o weterynarii.
Jest
związek pomiędzy tą karuzelą kadrową, a wypadkami i ofiarami w
górnictwie?
Po
pierwsze, z poziomu karuzeli kadrowej nie trzeba było pilnować
roboty. Po drugie, za robotę odpowiedzialny był nie prezes, a
dyrektor kopalni, najczęściej sparaliżowany decyzjami zarządu
spółki. Dyrektorzy w JSW też zmieniali się stale: na Budryku jest
chyba szósty, w 4 lata. Po trzecie: w JSW wszyscy oglądają się na
zarząd, a ten jest uległy wobec związków. Nie twierdzę, że
oznacza to tylko złe decyzje, ale gdy kadry czują się niepewnie,
to wie pan… Wystarczy krzywe spojrzenie wodza związkowego, telefon
do wicepremiera i gość leci ze stanowiska.
A
„wydobycie czy życie”?
Nie.
Nie ma presji na wydobycie na JSW. Pamiętajmy o tym. Embargo na
rosyjskie surowce dotyczy tylko węgla energetycznego. JSW produkuje
węgiel koksowy, to inny rynek, bez związku z Rosją. Większość
ofiar w Pniówku i Zofiówce to nie górnicy przy wydobyciu, ale
ratownicy, ludzie z robót przygotowawczych.
Premier
zapowiada zespół, który zbada bezpieczeństwo w górnictwie.
Dobrze?
Nie
jest to całkiem zły pomysł. Ale kto miałby zasiadać w tym
zespole? Profesorowie? Jeśli tak, to będzie ładniej i poważniej,
ale nic więcej.
To
kto powinien?
Jeśli już, to praktycy,
dyrektorzy kopalń, dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego,
inżynierowie. Tam jest najwyższy poziom kompetencji zawodowych.
Po
co w takim razie jest Wyższy Urząd Górniczy?
Takie
zespoły zapowiada się, żeby wykazać się w momencie kryzysu.
Rozumiem intencję, ale nie spodziewam się niczego ponad to, co jest
w stanie ustalić Okręgowy Urząd Górniczy w Rybniku. Który zespół
będzie w stanie zauważyć, że w radzie nadzorczej i zarządzie JSW
nie ma jednego górnika, człowieka od działalności
technologicznej. Jest ekipa, która się wymądrza i wie, że może,
gdy tona węgla kosztuje 500 dolarów. Prezesem tej spółki była
pani prof. Piontek, która na prawo i lewo wydawała zlecenia na
jakieś prace badawcze. A czy ktoś zbadał na przykład prognozy
metanowości w pokładach?
Wracając
do WUG – Janusz Steinhoff mówi o konflikcie interesów, gdy urząd
podlega Ministerstwu Aktywów Państwowych, więc właścicielowi
kopalń.
Fakt,
WUG ma kontrolować to, za co od strony właściciela odpowiada MAP.
Nazwałbym to raczej niezręcznością. Steinhoff jest z czasów, gdy
prezes WUG był ministrem w kancelarii prezesa rady ministrów. Za
moich czasów też tak było. Potem ten WUG podporządkowywano
ministrowi środowiska i innym. Zgadzam się, że najbardziej
niefortunne jest podporządkowanie tego urzędu ministrowi, który
odpowiada za górnictwo. Konflikt interesów byłby wtedy, gdyby WUG
brał pieniądze ze spółek węglowych.
Co
będzie dalej w wyjaśnianiu wypadków w Pniówku i Zofiówce?
To
potrwa z pół roku. Trzeba zmonitorować wszystkie wskazania
metanometryczne, sejsmologiczne w tych kopalniach. Do tego
niekończące się wywiady z ludźmi. Żeby dojść do prawdy, trzeba
wielu ludzi popytać. Czy może tak być, że w Pniówku fałszowano
odczyty metanomierza? Pierwsi górnicy w Pniówku nie zdążyli nic
zrobić, metanomierz nie zadziałał. Zginęli ratownicy. Jacy
ratownicy fałszowaliby coś takiego? Czy wcześniej nie było
niepokojących sygnałów? To trzeba zbadać, bo to się przecież
zapisuje - jest centrala metanometryczna w każdej kopalni i tam to
wszystko jest na piśmie.
Czy
te wypadki coś zmienią w kwestii bezpieczeństwa pracy w
górnictwie?
Nic.
Ale istotne będą wyniki prac zespołu WUG. Jeśli premier powoła
profesorów, będzie to tylko strata czasu. Dla mnie najbardziej
dramatyczne jest to, że pewne błędy technologiczne w tych
kopalniach popełnili ludzie, których dziś nie widać. Życie
stracili ci, którzy naprawiali te błędy, a twarz temu daje
prezydent i premier. Świecą oczami, że paru facetów olało swoją
robotę.
Co
pan sugeruje?
Coś
się musiało stać. Nie wierzę, że były to tylko siły natury.