Pochodzi ze Stanicy (ur. 27 września 1961 r.). Dla średnio zorientowanych w topografii śląskich prowincji: to pod Pilchowicami. A Pilchowice? No, wiecie... tam mieszka np. Szczepan Twardoch. Ale Pilchowice bez wątpienia są pod Gliwicami. Waldemar Matysik z podgliwickiej Stanicy nigdy nie był diamentowym talentem. Jak głosi legenda klubu Carbo Gliwice, w którym Matysik uczył się grać w fusbal, na pierwszych treningach z trudem podbijał piłkę choćby trzy razy. A po dwóch tygodniach nauki żonglerki: już 80. Praca. To była wielka cnota tego piłkarza.
"Zawsze opowiadałem chłopakom: patrz na Dziekanowskiego. Technik, talent. A ja? Wszystkiego się musiałem nauczyć. Ambicja i zaparcie, nie potrafiłem przegrać" - opowiadał Matysik w jednym z wywiadów.
"Górnik? Bałem się wejść"
Z Górnikiem Zabrze zdobył trzy tytuły mistrza Polski (lata 1985, 1986 i 1987), stanowiąc o absolutnej dominacji śląskiego klubu w polskiej lidze w drugiej połowie lat 80. O swoich początkach w Zabrzu opowiadał tak:
- Bałem się w ogóle wejść do szatni Górnika, czekałem na trenera. Trener Żmuda i Podedworny wzięli mnie ze sobą i wtedy czułem, że moje marzenia się spełniały. Być w szatni Górnika i trenować z tymi piłkarzami… Jerzy Gorgoń powiedział mi: usiądź koło mnie. Nie wiem, co panu mogłoby zrobić największą radość. Górnik to był mój drugi dom. Na trening jechałem dwoma autobusami, siedziałem z szatniarzem i pomagałem zawsze ze strojami, bo byłem godzinę przed treningiem - wspominał Matysik w rozmowie z portalem Weszło.
Dwa autobusy, godzina przed treningiem, pomaganie szatniarzowi. Brzmi motywująco, prawda? Ale to jeszcze nic. Matysik opowiadał, jak po słabych meczach Górnika prezesi wzięli piłkarzy - dla motywacji - na dół na kopalnię: "Sam zjazd windą to był szok. Jak puścili kombajn, to wszyscy uciekli". "Ja bym tam minuty nie wytrzymał. Jak wyszliśmy na górę odetchnąłem z ulgą: dzięki Bogu, ja już będę dobrze grał, by już tam nie zjeżdżać!" - mówił. Inna sprawa, że Matysik z katorżniczą harówą w meczach i na treningach nigdy nie miał żadnego problemu. To dlatego był ulubionym piłkarzem nie tylko Antoniego Piechniczka w reprezentacji, ale i słynnego Guy Rouxa w Auxerre. A bez Matysika nie byłoby brązowego medalu na mundialu w Hiszpanii, jednego z największych sukcesów w historii polskiego futbolu.
"Co on gada? Nikt nie rozumie!"
Jeszcze jedna rzecz, która zawsze go wyróżniała: Matysik nie mówił. Matysik godoł i wie to każdy, kto zamienił z nim choć jedno zdanie. To dlatego, już od młodzieżowca, w kadrze, razem z całą śląską grupą, uchodził za... obcokrajowca.
"Heniek Apostel (urodzony w Bytomiu) był trenerem. Mieliśmy stolik: Jan Furtok, Matysik i jeszcze bramkarz z Polonii Bytom. Szwargoliliśmy po Śląsku, a ci z Warszawy nie mieli pojęcia, o czym. Musieliśmy tłumaczyć. Zawsze byliśmy w jednym pokoju razem i kiedyś trener Broniszewski stał na dachu i podsłuchiwał, co my tam godomy. Ale potem okazało się, że kompletnie nic nie rozumie" - śmiał się Matysik.
W Górniku Zabrze ślonską ekipę skierowano swego czasu na... kurs do technikum, gdzie polonistka miała ich przygotować do udzielania wywiadów po polsku. "Człowiek się tego musiał uczyć" - opowiadał w portalu Weszło. Gdy Matysik pierwszy raz po meczu stanął przed kamerą, zaczął nawijać po śląsku: "że za bajtla mioł żech płaczki w ślipiach jak myśloł o Górniku". Realizator krzyczał do słuchawki: „Wyłączcie to, zdejmijcie go z anteny, przecież nikt go nie rozumie!”. "Na szczęście dziennikarz przekładał moje słowa na polski" - wspominał Matysik.
- Na drugi dzień w szatni wszystkie Ślązaki się cieszyły. „Nasz synek”! „Waldi, super wywiad!”! Cała Polska jednak nie była zachwycona, dlatego wysłali nas na kurs polskiego - mówił.
Legendarne podziały na Ślonzoków i warszawiaków, zdaniem Matysika, wpłynęły na brak sukcesu na mistrzostwach w 1986 roku. Ale o tym mówiło się wtedy w całej Polsce.
- Kiedyś zarzucali mi, że ja z Andrzejem Pałaszem zwolniliśmy Lesława Ćmikiewicza. Bzdura. Słowa na niego nie powiedziałem, szanowałem go jako trenera. A że nie pasował na Śląsk – zdarza się. Ja też nie pasuję na Warszawę. Cwaniaki zwolnili, a posądzili mnie, bo Waldi nic nie powie. Piłkarze mnie gonili, a ja zawsze waliłem prawdę między oczy, nie bałem się - opowiadał.
Cantona? Totalny wariat
Po transferze z Górnika był filarem AJ Auxerre i Hamburgera SV. We Francji u Guy Roux grał w jednej drużynie z... Erikiem Cantoną. To też zabawne.
- Cantona? Totalny wariat. Gdy trening zaczynał się o 10, on wchodził do szatni o 10:10. "Ja go chce sprzedać" – powtarzał trener na każdym kroku. Mówiliśmy, że tak nie może być, ale trener był nieugięty. No i sprzedali go za 21 milionów. Witając się z Cantoną musiałeś patrzeć mu w oczy. Jeden z nas nie popatrzył i musiał przepraszać. Super facet, ale cały czas stwarzał jednak problemy. Na trenera powiedział, że to małe gówno, w Manchesterze zrobił słynne kung-fu (schodząc z boiska uderzył kopniakiem kibica, który go obrażał) - wspominał Matysik.
Waldemar Matysik od lat mieszka w Niemczech. Próbował sił jako trener, ale... kosztowało go to zbyt dużo stresu. "Przygotowujesz treningi, wszystko starasz się robić profesjonalnie, a w niedzielę przegrasz i masz cały dzień zepsuty. Bo ja nie potrafię przegrywać!" - tłumaczył. Pracuje jako fizjoterapeuta. Bywa w Zabrzu, gdzie bez wątpienia pozostaje jedną z największych klubowych legend w historii.
No i dziś w Górniku gra jeszcze jeden chłopak z Gliwic, który "za bajtla mioł płaczki jak o tym myśloł". Nazywa się Lukas Podolski.
Może Cię zainteresować:
Dopasuj pseudonim do śląskiego piłkarza. Na kogo wołali Krupniok a na kogo Mietlorz? QUIZ
Może Cię zainteresować: