Kiedy
po raz pierwszy interweniowała pani
w sprawie śniętych ryb w Kanale Gliwickim?
19 maja, choć sprawą zainteresowałam się
już wcześniej. Najpierw musiałam jednak sama pojechać w to
miejsce, zobaczyć śnięte ryby i porozmawiać z ludźmi. Już wtedy
sam widok i zapach był nie do zniesienia.
Napisała pani m.in. do Wód Polskich. Jaka była odpowiedź na
interpelację?
Odniosłam dość przykre wrażenie, że odpowiedzialne za sytuację
na Kanale Gliwickim instytucje nie dostrzegają problemu. Nie
wiadomo, co się stało, nie ma winnych, a badania trwają. Kolejną
interwencję podjęłam 22 lipca. Odpowiedzi znów były wymijające.
Po prostu posłance trzeba było odpisać i tyle. Nikt nie traktował
tego poważnie, a później wybuchła katastrofa ekologiczna na Odrze
i okazało się, że problem jest dużo, dużo szerszy. Po pierwsze,
zabrakło odpowiedniej kontroli. Po drugie, zabrakło elementarnego
poczucia odpowiedzialności. Po trzecie, podjęte działania okazały
się tylko pozorne. Na przykładzie Kanału Gliwickiego przekonałam
się, jak (nie)działają instytucje w całym kraju.
Kto poniesie odpowiedzialność za katastrofę ekologiczną na Odrze?
Obawiam się, że odpowiedzialność się rozmyje. Już zaczęto
zrzucać winę na naturę, zamiast znaleźć osoby lub instytucje,
które popełniły błędy. Przede wszystkim nie ma woli polityków
Prawa i Sprawiedliwości do rozwiązania tej sprawy. Poza tym, mamy
system, który pozwala na przerzucanie odpowiedzialności i każdy
umywa ręce. Wszyscy czekają, aż temat umrze śmiercią naturalną
i zastąpi go inny. Nie możemy być jednak pewni, że w przypadku
kolejnych katastrof władza będzie wiedziała, co ma robić. Nie
możemy spać spokojnie z myślą, że niezbędne działania zostaną
podjęte.
Może Cię zainteresować:
Śląscy naukowcy badali Odrę tuż przed katastrofą. Zgłosiła się do nich policja i prokuratura
Może Cię zainteresować: