Od środy (1 marca) ceny biletów w PKP
Intercity wracają do poziomów sprzed
styczniowej podwyżki. Pasażerowie mają powód, by się cieszyć,
czy może jednak w rozwiązaniu tej sytuacji, polegającym na dołożeniu przewoźnikowi pieniędzy z państwowej kasy, coś zgrzyta?
Pasażerowie
powinni się oczywiście cieszyć z tego, że ceny biletów wracają
do poprzedniego poziomu. Ale ważniejsze jest chyba to, że po raz
pierwszy podwyżki cen biletów nie przeszły bez echa. Okazało się,
że już nie tylko ceny paliw na stacjach benzynowych wywołują
dyskusję polityczną. Temat kolei wyraźnie zyskuje na znaczeniu. I
decydentom trudniej spychać tę branżę na margines. A do
ewentualnej kolejnej podwyżki będą musieli się naprawdę
starannie przygotować.
A co ta sytuacja powiedziała marszałkom województw? Bo PKP Intercity oberwało za swoje podwyżki od wszystkich, ale w podległych marszałkom województw kolejach regionalnych od wielu miesięcy nastąpiło szereg podwyżek i poza garstką pasjonatów kolejnictwa nikt na to nie zwracał uwagi.
Faktycznie, to się działo w regionach nie wzbudzało szerszego zainteresowania. Podwyżki cen biletów kolejowych stały się tematem ogólnopolskiej dyskusji w momencie gdy podrożały przejazdy między największymi aglomeracjami i połączenia z których korzystają politycy i dziennikarze. Ale jak o sprawie stało się głośno, to posypały się przykłady rosnących taryf regionalnych. Myślę, że marszałkowie powinni wyciągnąć z tego dwie lekcje. Po pierwsze, następne podwyżki będą na cenzurowanym i nie przejdą bez echa. Po drugie, najwyższy czas stanąć po stronie pasażerów i dołączyć do środowisk lobbujących ograniczeniem obciążeń finansowych kolei. Osobiście dziwię się, że Konwent Marszałków Województw RP nie wystosował jeszcze listu otwartego z apelem o wyzerowanie VAT-u na bilety kolejowe. To oczywisty ruch pokazujący, że przy rosnącej presji na koszty, samorząd jakikolwiek inny pomysł niż sięganie głębiej do kieszeni mieszkańców.
Co zatem powinno się stać, aby ceny biletów kolejowych mogły się ustabilizować bez dosypywania przewoźnikowi z kieszeni podatnika?
Postulowaliśmy wyzerowanie VAT-u na bilety, gdyż w obecnym modelu to przekładanie pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej – z jednej strony dofinansowujemy funkcjonowania systemu kolejowego, a z drugiej obciążamy go podatkami, które trafiają z powrotem do budżetu państwa. Pieniądz krąży, tracąc po drodze na wartości. Podobnie rzecz ma się z opłatą mocową, która ma skłaniać przedsiębiorców do pobierania energii elektrycznej w okresach mniejszego zapotrzebowania – czyli najlepiej w nocy. W przypadku kolei to absurd, bo idąc tym tropem powinniśmy odwołać pociągi w dzień i uruchamiać je w nocy. Bo wtedy można kupić tańszy prąd. Trzecim rozwiązaniem jest obniżenie stawek dostępu do infrastruktury kolejowej, które pomagałoby przewoźników zwiększać częstotliwość kursów. Bo mówiąc uczciwie: jedynym sposobem, aby trwale ograniczyć presje na podwyżki i nie sięgając do kieszeni podatnika czy pasażera, jest wzrost przewozów. Więcej pociągów, to więcej pasażerów i większe wpływy z biletów. Jeśli mamy już skład i załogę ale nie stać nas na opłatę za tory nikogo nowego nie przewieziemy.
W
perspektywie kilku lat obecna sytuacja jest dobrym pretekstem, aby
zapytać o otwarcie rynku kolejowego w Polsce na konkurencję. Kiedy
można się tego spodziewać i gdzie ewentualnie widzi pan szanse na
jakiś przełom?
Z
koniec tej dekady wygasają umowy zawarte na starych zasadach. A nowe
zostaną podpisane z przewoźnikami, którzy zwyciężą w
przetargach. Na przykład w województwie śląskim umowa pomiędzy
Urzędem Marszałkowskim a Kolejami Śląskim skończy się w roku
2029. Dlatego trzeba się uczyć nowego modelu kontraktowania usług
kolejowych. Na początek najlepiej poza głównymi liniami.
Stopniowo. Z resztą województwo śląskie będzie miało do tego
kilka okazji. Na przykład inauguracja przewozów w relacji
Tarnowskie Góry – lotnisko w Pyrzowicach – Zawiercie. Już w
zeszłym roku Urząd Marszałkowski sygnalizował, że zorganizuje
przetarg na obsługę tej linii. Kolejna okazja to nowe połączenia
przygotowywane w ramach programu Kolej Plus. Tam też nie mamy
wybranego przewoźnika. Przy takich okazjach, małymi krokami, region
powinien się przygotowywać do funkcjonowania w procedurach
konkurencyjnych. Żeby później wykorzystać to doświadczenie na
głównych liniach w centrum regionu.
W
przypadku linii powstających z programu Kolej Plus dużo do
powiedzenia ma Metropolia. Czy nie powinna ona też aktywniej działać
w aspekcie samej organizacji przewozów kolejowych?
Oczywiście.
Metropolia też zamawia usługi przewozowe i podlega tym samym
regulacjom. Co więcej skoro przeznacza na kolej środki z własnego
budżetu to w jej interesie leży weryfikacja rynkowa ich
efektywności.
Pytanie,
czy z punktu widzenia pasażera sytuacja na torach po otwarciu rynku
aż tak bardzo się zmieni. Przy tej skali przewozów, jaka jest do
obsługi, trudno spodziewać się wymiany przewoźnika.
Myślę,
że szanse Kolei Śląskich na wygranie tego przyszłego przetargu są
spore, ale gdyby się okazało, że w wybranych przypadkach ktoś
inny obsłuży jedną – dwie linie w regionie, to marszałek
dostanie świetne narzędzie do weryfikacji kosztów takich usług.
To bardzo ważny instrument dla wszystkich podatników –
gwarantujący im, że pieniądze z budżetu wydawane są w regionie
efektywnie.
Może Cię zainteresować:
Terminowa budowa śląskiej „szprychy” kolei do CPK coraz mniej realna
Może Cię zainteresować: