Górnośląski Park Etnograficzny
Wielkanoc Slask skansen

Wielkanoc na dawnym Śląsku. Nie było święcenia pokarmów i żurku na obiad, a w Lany Poniedziałek szło się do roboty

Współczesna tradycja wielkanocna na Górnym Śląsku jest relatywnie młoda. Dawniej nie święcono koszyczka, a w Wielką Sobotę nie chodzono do kościoła. Na niedzielny obiad podawano królika, absolutnie nie jadano żurku, a w poniedziałek większość Ślązaków wracała do pracy. Przyjrzyjmy się zatem na spokojnie przebiegowi dawnej Wielkanocy po śląsku

Jednak zanim zaczniemy, musimy ustalić sobie kilka rzeczy. Po pierwsze, źródła historyczne nie pozwalają nam na dokładny wgląd w obrządki sprzed wieku XIX. Zdarzają się oczywiście pojedyncze opisy przebiegu świąt Wielkiej Nocy, chociażby diariusz barona Nostitza, ostatniego habsburskiego starosty we Wrocławiu, ale relacje te (jak większość pozostałych) nie oferują refleksji czy też szerszego opisu.

Dopiero wraz z XIX-wiecznymi etnografami, historykami i językoznawcami zaczęto dokładniej badać tradycje ludowe i próbować ustalić, co jest lokalną wariacją, a co tradycją regionalną. Dlatego też za kanwę dzisiejszej rekonstrukcji posłużą artykuły Jana Mikołaja Fritza z 1865 roku, prasa górnośląska z XIX i XX wieku oraz wspomnienia Gerharta Hauptmanna, urodzonego w 1862 roku.

Zaczniemy od spojrzenia na Wielki Tydzień przez pryzmat towarzyszących mu tradycji (w czym pomogą nam wspomniane źródła). Następnie pochylimy się nad jedzeniem wielkanocnym, przeprowadzimy śledztwo w sprawie koszyczka, a na koniec rozwiążemy zagadkę, dlaczego dziś inaczej obchodzi się Wielkanoc.

Wielki Czwartek, czyli Halloween w kwietniu

Chociaż Wielki Tydzień rozpoczyna się Niedzielą Palmową, nic nie wskazuje na to, by przebieg pierwszych czterech dni znacząco odbiegał od dzisiejszych obrządków. Trudno też wskazać istotne różnice między Górnym Śląskiem a – dajmy na to – Galicją.

Wielki Tydzień był więc standardowo czasem porządków i życzeń, które składano w formule: „Szczęść Boże przy letniej niedzieli!”. Poświęcone w Niedzielę palmy przybijano na ścianach domów i dzwiach do stodół, a wielkie porządki wykańczano kadzidłem mającym odpędzić złe duchy.

Dopiero Wielki Czwartek to pierwszy moment ciekawego zwrotu, ponieważ pojawia się zwyczaj dziś już całkowicie zapomniany, a praktykowany jeszcze pod koniec wieku XIX. Chodzi o dziecięcą zabawę polegającą na śpiewaniu prostych przyśpiewek i chodzeniu od domu do domu, gdzie oferowało się gospodarzom udział w grze przypominającej „cukierek albo psikus”.

Na cztery dni przed Wielkanocą, w Wielki Czwartek, pospolite ruszenie ogarniało całą dzieciarnię Szczawna i Szczawienka. Zaopatrzeni w żebracze worki, w małych lub większych grupkach wędrowali od zagrody do zagrody, od domu do domu, z piosenką na ustach, by wyprosić u mieszkańców różne datki. Piosenka, śpiewana unisono [jednogłośnie], brzmiała tak:

Prosimy ładnie, prosimy ładnie,
bo Wielki Czwartek, bo Wielki Czwartek

— Hauptmann, Przygoda mojej młodości

„Cóż to za śpiew szkaradny!" — zawołasz, słysząc chór piskliwych głosów dziecinnych, odzywających się przede drzwiami lub na podwórzu. Jest to garstka chłopiąt i dziewczyn, po większej części w łachmanach, a zwiastujących ci wierszem okropnie skaleczonym, że nadszedł Wielki Czwartek. Lecz biada ci, jeśli z niczym ich odprawisz; poczęstują cię wtedy satyrą, odśpiewaniem której mszczą się za zawiedzioną nadzieję odebrania kilku fenigów albo przynajmniej kawałka piernika

J. M. Fritz Co w Szlązku jest zwyczajem w czasie świąt wielkanocnych i przed nimi. „Tygodnik Ilustrowany" 1865 nr 292 s. 159.

Wielki Piątek

Dalej idąc za Fritzem:

[W Czwartek] wcześniej jak zwykle kładą się spać Ślązacy, bo przed wschodem słońca trzeba wstać i śpieszyć po wodę zdrojową, która w milczeniu czerpana, ochrania od wielu chorób.. Cudowną tą wodą obmywają dobytek i całe mieszkanie wraz ze sprzętami, w przekonaniu, że wtedy wszystko w domu pójdzie pomyślnie. Masło tąż wodą płukane nie tylko nie gorzknieje, ale i wylecza od wszelkiej choroby. Pragnąc dowiedzieć się przyczyny cudownych tych przymiotów rzeczonej wody, zapytałem o to baby miejskiej, która mnie zapewniła, że w nocy z Wielkiego Czwartku na Piątek, z uderzeniem godziny dwunastej, na pamiątkę zgonu Zbawiciela wszelka woda ciekąca przemienia się na krew i że właśnie krew ta tak cudownie działa.

Wielka Sobota i Wielkanoc

Ponownie Fritz:

Sobota Wielka w niczym prawie nie różni się od zwyczajnych; jest ona po prostu dniem przygotowawczym na Święta Wielkanocne.

Lecz inna zupełnie sprawa z dniami następnymi. W pierwsze święto Wielkiejnocy Ślązak przed świtem wstaje, ażeby zobaczyć Zbawiciela, który w chwili wschodu w postaci baranka wielkanocnego zjawia się na drewnianej tarczy słonecznej.

Po widowisku tym, dla dzieci szczególnie powabnym, następuje akt hucznej, a nieco rubasznej wesołości. Z tak zwanym bacikiem, przed Świętami jeszcze z cienkich prętów wierzbowych splecionym, młódź wiejska, tak parobczacy, jak i dziewuchy, staje na czatach, a przy spotkaniu razami się częstuje. W niektórych stronach Śląska zamiast okładania się batem wielkanocnym oblewają się ubodzy wodą, bogaci zaś winem.

Niestety, Fritz tutaj nieco pomieszał nam dni świąteczne, ale spokojnie, jakoś sobie poradzimy.

Przede wszystkim wiemy, że sobota była dniem bez koszyczka i święconki. Brakowało porannego rytuału czy też znanego dziś czuwania. Jeszcze sto lat temu nie uczęszczano w sobotni wieczór na wigilię paschalną – dopiero papież Pius XII w 1956 roku ustanowił ją jako wieczorną liturgię. Dlatego też wieczorem tego dnia spotykano się na pierwszy świąteczny posiłek spędzony w rodzinnym gronie.

Idąc dalej za Fritzem, dowiadujemy się, że obchody Niedzieli zaczynały się standardowo przed świtem, a wraz ze wschodem słońca miał miejsce pewnego rodzaju spektakl, po którym odprawiano mszę rezurekcyjną. Natomiast głównym punktem niedzielnej tradycji rodzinnej był obiad, a nie – jak dziś – śniadanie. Podawano wtedy królika po śląsku, ale o tym za chwilę, kiedy pochylimy się nad kulinariami wielkanocnymi.

Fritz wspomina nam również o kolejnym dniu świąt, czyli o…

Lanym Poniedziałku

Jak już przeczytaliśmy, młodzież nie lała się tylko wodą – polewano się również winem albo smagano specjalnymi batami. Jednak tradycja, która się ostatecznie przyjęła, to znany nam dziś dyngus (co z niemieckiego oznacza chlust wody), a nie śmigus (czyli smaganie batem).

Jednak tym, co wyróżniało Górny Śląsk na tle innych regionów, było podejście do Poniedziałku Wielkanocnego, którego świętowanie zanikało wraz z rozwojem przemysłu. Pracodawcy oferowali wówczas podwójne dniówki, co sprawiało, że większość Ślązaków wracała do pracy, a Lany Poniedziałek był obchodzony głównie przez młodzież.

Potrawy wielkanocne na Śląsku

"Wtenczas i po chałupach uraczają się jajami na twardo, którym za pomocą trawy lub młodej oziminy starają się nadać kolor zielony".

Zbiór typowo śląskich potraw z okazji świąt Wielkiej Nocy jest raczej skromny – na pewno nie ma tu mowy o bogactwie Bożego Narodzenia – ale i tak bez trudu znajdziemy kilka ciekawych dań.

Wróćmy jednak do Wielkiego Tygodnia i ostatnich dni postu. Wówczas na Śląsku jadano barwione jajka – na zielono (jak opisano wyżej) lub na brązowo, przy użyciu łupin cebuli. Do tego mógł pojawiać się postny żur (czyli bez wszystkiego, co w nim najlepsze) oraz resztki z przednówka.

Na niedzielę podawano zupę chrzanową oraz królika po śląsku – pieczonego z różnymi dodatkami, w tym z młodymi ziemniakami. Przepisów na richtig śląskiego królika jest wiele. Próbowałem odnaleźć ten jeden, właśnie wielkanocny, ale niestety muszę dojść do mało satysfakcjonującego wniosku – co dom, to inny przepis.

Szukając kolejnych dań typowych dla śląskiej kuchni wielkanocnej, zostaje nam chyba tylko cieszyński murzin – chleb z kiełbasą, boczkiem i słoniną. Publicysta Jan Lubos stawiał tezę, że to jeszcze pamiątka po dawnych kreplach, które w średniowieczu nadziewano mięsem, ale mi się wydaje, że to jednak coś zupełnie innego – w końcu w pieczonym cieście, a nie smażonym.

I w zasadzie to tyle – nie było jednego uniwersalnego zestawu potraw (może tylko królik przez pewien czas łączył wszystkich), a spora część dań była przygotowywana także poza świętami. Jak chrzanowa, krokiety, rolady, gumiklyjzy czy yntki. Niestety, Wielkanoc to nie Boże Narodzenie, gdzie czekano cały rok na moczka czy karpia.

To jak było z tym koszyczkiem

Wyszukując informacje, trafiłem na bardzo ciekawy artykuł w Tygodniku Katolickim z 1849 roku. A w nim czytamy:

Był niegdyś między chrześciany powszechny zwyczaj święcenia w dzień uroczystości wielkanocnej mięsa, chleba, chrzanu i jajek, który to chwalebny obyczaj zarówno jako wielu innych obrzędów, przodkom naszym, świętych i przechowania godnych, z tegopowodu za dni naszych ustaje i zamiera, iż się na znaczeniu jego nie znamy.

Co oznacza tyle, że koszyczek jednak był na Śląsku, ale ponieważ zapomniano o nim na ponad sto lat, to zdarza się powtarzać, że to zwyczaj obcy, który dopiero Polska tu przyniosła. Ale z drugiej strony – jeśli ponownego pojawienia się święconki nie nazywano przywróceniem zwyczaju, to jakie to ma znaczenie? Dla pierwszego pokolenia święcącego jajka był to zwyczaj w pełni nowy.

Skąd tyle różnic?

Współczesna Wielkanoc na Śląsku nie różni się praktycznie niczym od tej obchodzonej w regionach Polski – może poza tym, że nie jada się w niedzielę żurku, bo dla nas żur to trochę inna zupa i przede wszystkim: codzienna. Mimo wszystko oczekujemy od świąt pewnej dawki odświętności, a nie powszechności.

Obecna tradycja jest efektem wypadkowym wielu czynników, a główne powodowy, jakie możemy wymienić lub przypomnieć, to:

  • Święcenie pokarmów, które przyniosła polska ludność napływowa oraz polscy księża katoliccy. Zwyczaj ten był kiedyś obecny na Śląsku, ale zaniknął w pierwszej połowie wieku XIX i powrócił w latach 60 wieku XX.
  • Zmiany wprowadzone przez papieża Piusa XII, a później Sobór – m.in. ustanowienie wieczornej wigilii paschalnej przesunęło ryt Wielkiego Tygodnia, co zaowocowało nieco innymi świętami.
  • Zmiany społeczne na wsi doprowadziły do zaniku dziecięcego „żebrania” oraz spadku popularności dyngusa
  • Ustanowienie Poniedziałku Wielkanocnego dniem wolnym od pracy, co przywróciło rodzinny charakter święta dla Ślązaków.

Patrząc więc na to, jak dziś wygląda Wielkanoc na Śląsku, musimy zrozumieć dwie rzeczy. Po pierwsze, skromniejszym obchodom zawsze łatwiej zostać wypartym niż tym bogatszym, dlatego tak chętnie przyjęliśmy polskie tradycje wielkanocne. Po drugie, tradycje zmieniają się nieustannie i nie można oczekiwać, że wszystko, co mamy, będzie rezerwatem świata, który już dawno przeminął. Wielkanoc to święto nie tylko mobilne w czasie, ale i dość zmienne.

Fragment Misterium Męki Pańskiej w Piekarach Śląskich

Może Cię zainteresować:

Śmierć Jezusa jako plenerowe wydarzenie teatralne? Tak, w Piekarach Śląskich. Na Kalwarii

Autor: Aleksandra Szlęzak

16/04/2025

Autobusy ztm

Może Cię zainteresować:

Rozkład jazdy na Wielkanoc 2025. Jak będą jeździć autobusy i tramwaje w Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii?

Autor: Maciej Poloczek

16/04/2025