Nie minie kilkadziesiąt lat, a cała ta równina od góry św. Klemensa po górę Dorotki, od Sosnowca po Zabrze zmieni się w jedno wielomiljonowe miasto maszyn, miasto pracy, miasto-olbrzym, którego poszczególne dzielnice zwać się będą nazwami dzisiejszych miast: Roździenią, Szarleją, Katowic, Królewskiej Huty, Siemianowic, Chorzowa itd., itd. - pisała Zofia Kossak-Szczucka w książce "Nieznany kraj" z 1932 roku, swoim literackim ujęciu dziejów Śląska od czasów Bolesława Chrobrego po dwudziestowieczne powstania. Wizja była trafna. Od czasów pisarki konurbacja śląsko-zagłębiowska rozrosła się i scaliła. I przez pewien czas rzeczywiście mogła być postrzegana jako jeden wielki moloch, napędzany płynącym nieprzerwaną rzeką z podziemi węglem i żarem wielkich pieców, kraina ognia i popiołów przywodząca na myśl Mordor J.R.R. Tolkiena. Większość pieców już wygasła, mało które koła na wieżach wyciągowych szybów jeszcze się kręcą, ale substancja miejska i infrastruktura miasta-olbrzyma istnieją. I są teraz wielomilionową Górnośląsko-Zagłębiowską Metropolią.
Wielkie wizje małego wojewody
Gdy powstawał "Nieznany kraj", własne wizje rozwoju Śląska snuł też ambitny polityk urzędujący w monumentalnym gmachu przy Jagiellońskiej w Katowicach, skądinąd Kossak-Szczuckiej znajomy - wojewoda Michał Grażyński. Czołowy decydent województwa śląskiego rad uczyniłby z niego w ogólności, zaś z Katowic w szczególności, coś, czego pozazdrościłyby Polsce Niemcy na swojej, pozostałej im po plebiscycie i powstaniach części Górnego Śląska. Miała to być - jak to ujął nieżyjący już historyk prof. Zygmunt Woźniczka, wielki Grażyńskiego admirator - swego rodzaju wizytówka kultury, nauki, rozwoju cywilizacyjnego polskiej części Górnego Śląska.
Poza flagowymi (i zrealizowanymi) inwestycjami ery Grażyńskiego, jak Muzeum Śląskie, Śląskie Konserwatorium Muzyczne, Instytut Śląski, Biblioteka Śląska, Instytut Pedagogiczny, Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe, Wyższe Studium Nauk Społeczno-Gospodarczych , rozgłośnia Polskiego Radia w Katowicach, poza drapaczem chmur, mającym kłuć niemieckie oczy aż w Bytomiu, powstawały też - i trzeba przyznać, że w znacznej części przyoblekały się w rzeczywisty kształt - bardziej przyziemne plany rozwoju. Jak ten, jeszcze z 1926 roku:
(...) potężny ruch osobowy i towarowy na obecnym śródmiejskim dworcu kolejowym w Katowicach ma być w dalszej przyszłości przez rozbudowę kolei obwodowej z czterema nowymi dworcami dzielnicowymi odciążony i komunikacja podmiejska stworzona; główny zaś dworzec towarowy ma być odłączony od obecnego dworca osobowego i przeniesiony do Ligoty Pszczyńskiej, wreszcie obecny śródmiejski dworzec osobowy z drugim wejściem do ulicy Wojewódzkiej, przebudowany. Projekta w tym kierunku złączone z projektem rozbudowy miasta nie są jeszcze konkretnie uchwycone i ustalone.
Rozbudowa domów mieszkalnych w nowo przyłączonych dzielnicach miejskich celem złagodzenia katastrofalnych stosunków mieszkaniowych tak śródmieścia wtłoczonego w dolinę Rawy, jako też peryferyjnych dzielnic;
dokończenie regulacji rzeczki Rawy celem umożliwienia rozwoju miasta w kierunku północnym połączona ze sklepieniem miejskiego odcinka tego strumyka dla stłumienia niezdrowych wyziewów;
rozszerzenie sieci kanalizacyjnych i wodociągowych; zadrzewienie miasta ku stworzeniu lepszych warunków zdrowotnych, aby w zadymiony jednostajnie smutny krajobraz wnieść jak najwięcej światła, słońca i zieleni;
rozszerzenie zakładów użyteczności publicznej przede wszystkiem targowiska i hali targowej, z których to inwestycyj dużą część już obecnie wykończoną została (rzeźnia miejska, wzmocnione oświetlenie, rozbudowa parku Kościuszki);
naprawa zniszczonych i w czasie wojennym i powojennym zaniedbanych bruków ulicznych i rozbudowa dalszych ulic;
budowa lotniska; stworzenie lokali dla zebrań i zabaw kulturalnych;
budowa nowych hoteli odpowiadających obecnym wymogom i różne inne inwestycje, przedstawiają się jako pilne konieczności lokalne, które z biegiem czasu programowo wykonane być muszą.