W czwartek (4 maja) swoje święto tradycyjnie obchodzić będą hutnicy. Dziś branża ta w naszym regionie to już ledwo cień samej siebie sprzed dziesięcioleci. Większość działających niegdyś hut odeszła już do historii, a po wielkich piecach, stalowniach i walcowniach blachy zostały już tylko wspomnienia i stare fotografie. Te, które przetrwały w dużo mniejszym niż kiedyś stopniu kształtują gospodarczy obraz regionu, zatrudniając dużo mniejsze załogi i wytwarzając dużo mniejsze ilości stali aniżeli w latach świetności.
Warto pamiętać oczywiście, że początki hutnictwa żelaza na Śląsku sięgają średniowiecza. Z początki były to niewielkie kuźnie, wykorzystujące energię rzek do poruszania młotów i miechów kuźniczych oraz węgiel drzewny jako paliwo do pieców.
Wszystko zaczęło się zmieniać w drugiej połowie XVIII w. kiedy to w hutnictwie żelaza powszechne stało się stosowanie koksu (w hutnictwie cynku – węgla kamiennego). We wrześniu 1796 roku, na terenie rządowej huty żelaza w Gliwicach, uruchomiono pierwszy w Europie wielki piec opalany koksem. Jego budową kierował szkocki inżynier John Baildon. Zakład był zaopatrywany w paliwo przez zabrzańską kopalnię „Królowa Luiza”. Drugą na Śląsku hutę wykorzystującą koks postawiono na terenie obecnego Chorzowa. Królewska Huta – bo o niej tu mowa – rozpoczęła działalność w roku 1802. Rok wcześniej budowę prywatnej huty opartej na tej samej technologii na terenie dzisiejszej Rudy Śląskiej - Wirku rozpoczął hrabia Henckel von Dennersmarck.
Do połowy połowy XIX stulecia na Górnym Śląsku powstały jeszcze m.in. huty: „Baildon” w Katowicach, „Zgoda" oraz „Bethlen-Falva" (w latach 30-tych XX w. przemianowana na „Florian") w Świętochłowicach, „Laura" (potem „Jedność") w Siemianowicach oraz „Friedenshütte" (potem „Pokój”) na obecnym terenie Rudy Śląskiej – Nowego Bytomia.
Nie chcemy snuć kolejnej opowieści z cyklu „kiedy to było lepiej” (chociażby dlatego, że w aspekcie środowiskowym można by dyskutować z taką tezą). Zamiast tego, z okazji dnia św. Floriana, chcemy pokazać, gdzie – poza Śląskiem i Zagłębiem – oglądać możecie efekty pracy śląskich i zagłębiowskich hutników (poza, gdyż przykładów z naszego „podwórka” byłoby po prostu zbyt wiele). Nieraz pracy wykonanej przez ojców, czy dziadków współczesnych hutników. Zapewne nawet nie macie tego świadomości, bo też produkowane w tych zakładach części zwykle stanowią element większej całości, a o genezie tego, czy innego fragmentu konstrukcji wiedzą tylko specjaliści, bądź wnikliwi czytelnicy niszowych wydawnictw. Dlatego przy okazji tej publikacji zachęcamy Was również do czujności. Przechadzając się po dworcach kolejowych, mostach, stadionach, czy innych obiektach, gdzie widoczne są jakieś metalowe elementy, zwracajcie uwagę na ich szczegóły. A nuż odkryjecie kolejną niespodziankę.
Może Cię zainteresować: