Włoch Nicola Zoppi przyjechał do Chorzowa, by znaleźć dawny dom dziecka, o którym jego matka Alina mówiła: "Tam w środku było dobro, a na zewnątrz zło"

Wszystko zaczęło się od zdjęcia na profilu prezydenta miasta Chorzowa, Szymona Michałka, które zamieścił w Wigilię w 2024 r. Widniał na nim on w towarzystwie Włocha, którego spotkał przez przypadek na ulicy w Chorzowie. Obcokrajowiec pokrótce wytłumaczył mu, że przyjechał na Śląsk, by poszukać miejsca, w którym jego matka czuła się szczęśliwa jako mała dziewczynka. Czyli - domu dziecka. Jak to, szczęśliwa w sierocińcu? - pomyślałam z niedowierzaniem. Ciekawość zaprowadziła mnie do rozwikłania tej zagadki. Poznajcie historię Eriki Edeltraud Pazdzior, zwanej Aliną, i jej syna Nicoli Zoppiego.

Sentymentalna podroz Nicola Zoppi

Na fotografii zamieszczonej na Facebooku prezydent Chorzowa trzyma w rękach napisany na komputerze list Nicoli Zoppiego oraz kartkę, na której widnieje zdjęcie roześmianych dzieci w sierocińcu (za nimi stoi zakonnica) i skan dokumentu już dorosłej kobiety.

Nicola Zoppi i Szymon Michałek na ulicy w Chorzowie, 24.12 2024
Nicola Zoppi i Szymon Michałek na ulicy w Chorzowie, 24.12 2024

W liście Nicola pisze po polsku: "To jest zdjęcie z 1943 roku. Moja mama jest w pierwszym rzędzie. Przez 50 lat opowiadała mi o tym wspaniałym miejscu, w którym była w latach 1942-1956. To tutaj narodziła się jej wiara, przyjaźnie i charakter. Cztery miesiące temu odeszła, ale do ostatnich chwil mówiła o swoim raju, a ja przyjechałem z Toskanii tylko po to, aby dotknąć tego muru. Choć nie mówię ani słowa po polsku, mam Polskę we krwi i Chorzów w sercu. Mam nadzieję, że ten przekaz dotrze do kogoś. Buon Natale!".

Mama Nicoli przebywała w sierocińcu przy ul. św. Piotra 14 w Chorzowie II. Przez 100 lat, od 1889 roku działał tu zakład dla sierot wyznania katolickiego św. Józefa (dziećmi opiekowały się siostry boromeuszki), później m.in. liceum pielęgniarskie. Budynek dziś już (prawie) nie istnieje, zburzono go ze względu na jego opłakany stan. Z imponującego budynku zaprojektowanego przez słynnego architekta Paula Jackischa z Bytomia został tylko oryginalny portal wraz z figurą św. Józefa z Dzieciątkiem Jezus. Zrekonstruowano też niewielki fragment elewacji.

Zachowany portal i część elewacji dawnego sierocińca w Chorzowie
Zachowany portal i część elewacji dawnego sierocińca w Chorzowie. Fot. Nicola Zoppi

Miała i ojca, i matkę, a prawie całe dzieciństwo spędziła w sierocińcu

Znajduję Nicolę na Facebooku i odzywam się do niego prosząc, by opowiedział mi historię swojej mamy. Zgadza się bez wahania.

- Moja mama miała na imię Erika Edeltraud Pazdzior, ale przez całe życie nienawidziła imienia Edeltraud, które nadał jej ojciec, który potem ją porzucił i się jej wyrzekł. Dlatego we Włoszech wszyscy znali ją jako Alina. Urodziła się w drugim miesiącu wojny, 6 października 1939 roku w Rudzie Śląskiej - mówi Nicola Zoppi.

Erika Edeltraud trafiła do sierocińca w Chorzowie w wieku 3 lat pomimo że miała i ojca, i matkę. Jej syn przyznaje, że nie zrozumiał nigdy do końca, jak to się mogło stać. Wie, że jego dziadek wyrzekł się córki, ale ta miała jeszcze matkę (kobieta żyła aż do 1992 roku).
- Najprawdopodobniej matka mojej mamy została aresztowana w tym czasie - przypuszcza.

Mała Pazdziorówna przeżyła w chorzowskim domu dziecka prawie całe dzieciństwo, do 17. roku życia. Razem z nią w sierocińcu przebywał jej brat, młodszy o dwa lata. Dzieci były świadkami wojny, wyzwolenia, później stalinizmu.

Z Chorzowa przez Niemcy do Toskanii

17-letnia dziewczyna opuściła sierociniec razem z bratem. Pojechała w okolice Jeziora Bodeńskiego (zapewne jako osoba z niemieckimi przodkami miała ułatwiony wyjazd na Zachód), aby nauczyć się niemieckiego, a potem trafiła do rodziny w Ulm w Niemczech. Na zachodzie, w okolicach Stuttgartu, mieszkała już jej matka, która wyszła ponownie za mąż, za Niemca. Erika Edeltraud miała talent muzyczny, ukończyła konserwatorium muzyczne w Augsburgu, a potem zaczęła udzielać lekcji gry na fortepianie w różnych regionach Bawarii.

W 1972 roku podjęła pracę w hotelu Mondial w Marina di Pietrasanta w Toskanii.
- Dyrektorem hotelu był mój ojciec. Tam się poznali. W 1973 roku urodziłem się ja, a po czterech latach mój brat Claudio. Moi rodzice rozwiedli się w 1989 roku, a moja mama, mimo że była piękną kobietą, nie chciała już się z nikim wiązać, myśląc wyłącznie o dzieciach - opowiada z czułością Nicola Zoppi.

Alina, matka Nicoli Zoppiego
Alina, matka Nicoli Zoppiego
Alina, matka Nicoli Zoppiego
Alina, matka Nicoli Zoppiego

Alina była, jak ją opisuje syn, kobietą o silnym, wręcz wulkanicznym charakterze.

- Była zabawna, bardzo zabawna, bardzo towarzyska i przyjacielska wobec wszystkich. Dla mnie to nie pasuje do stereotypu osoby z Polski. Jednak obok tej bardzo ekstrawertycznej odsłony jej charakteru była czasami również agresywna (co prawdopodobnie było sposobem na obronę przed innymi). Zawsze chciałem usprawiedliwiać tę część smutkiem wynikającym z tego, że żyła w najsmutniejszym miejscu, jakie można sobie wyobrazić: w sierocińcu. Ale w ostatnich dniach, kiedy zadałem jej to pytanie, zburzyła moje wyobrażenia, mówiąc, że wspomnienie było piękne, ponieważ "tam w środku było dobro, a na zewnątrz zło" - opowiada Nicola.

Wiele razy chciał zabrać mamę do Polski, na Śląsk, żeby zobaczyła miejsca swojego dzieciństwa, ale nigdy się to nie udało. Nicola przyznaje, że przez pół wieku żył w błędzie, bo myślał, że to Katowice były miejscem jej młodości. Dopiero 10 dni przed śmiercią Aliny odkrył że sierociniec, o którym tak często mówiła, znajdował się w Chorzowie ("Dla nas, Włochów, to nazwa wręcz niemożliwa do wymówienia").

Sentymentalna podróż Nicoli na Śląsk, do Chorzowa

- Trzy lata temu prawie zarezerwowałem wyjazd do Krakowa, ale powiedziała, że fizycznie nie czuje się na siłach. W lipcu 2023 roku zdiagnozowano u niej dwa nowotwory. Poprosiłem ją, aby zrobiła mi listę życzeń. W 2023 roku w okolicach Bożego Narodzenia pojechaliśmy do Asyżu, aby zobaczyć miasto św. Franciszka. To był jej ulubiony święty. W domu mamy wszystkie książki o świętych, krzyże, waszą Czarną Madonnę itp. Potem w lipcu i sierpniu 2024 roku, gdy jej stan się pogarszał, powiedziałem jej, że jak tylko wyzdrowieje, pojedziemy do Polski. To był sposób, aby dodać jej energii. I ona wszystkim opowiadała o tej podróży. Nigdy nie zrozumiałem, na ile była tego świadoma, a na ile był to sposób, aby nas chronić przed cierpieniem - wspomina syn Aliny.

Alina
Alina

Trzy dni przed śmiercią mamy Nicoli obejrzeli razem film na YouTube o Chorzowie

- Ona od razu rozpoznała główną ulicę i opowiedziała mi o spacerach po parku. Zawsze była bardzo związana ze swoją ojczyzną. Dwa dni po jej śmierci zarezerwowałem lot do Krakowa na 22-27 grudnia, aby spędzić Boże Narodzenie można powiedzieć, że z nią, czyli w jej stronach. Dla niej Boże Narodzenie było bardzo ważne i zawsze opowiadała mi o zwyczajach - dodaje.

To była pierwsza wizyta Nicoli w Polsce. Po dwóch dniach spędzonych w Krakowie i Oświęcimiu wsiadł w Flixbusa do Katowic, a potem w tramwaj do Chorzowa. - Może mogłem pojechać również do Rudy Śląskiej, bo tam mama się urodziła, ale ostatnie opowieści zaprowadziły mnie do Chorzowa. Przyjechałem 24 grudnia, na zewnątrz mżyło. Sprawdziłem na mapie, gdzie znajdował się sierociniec. Byłem bardzo daleko, ale lubię chodzić pieszo. Przeszedłem więc całą ulicę Wolności, zupełnie pustą, co ciekawe, i spotkałem na niej bardzo gościnnego prezydenta, który rozdawał czekoladowe Mikołaje. Zapytał, co mnie skłoniło do przyjazdu do Chorzowa, i opowiedziałem mu swoją historię, którą później zamieścił na swojej stronie na Facebooku. Potem poszedłem dalej na miejsce. Wszystko wydało mi się bardzo smutne. Może dlatego, że sam byłem smutny. Nie spodziewałem się zobaczyć tylu budynków, które widziały wojny i komunizm. I wtedy pomyślałem o charakterze mojej mamy, o dobru, które miała w sobie i o tym, dlaczego tak bardzo pasjonowała się geografią... Poszedłem w nocy na pasterkę w kościele w Chorzowie. Była poruszająca. Tam poczułem, że mama jest ze mną. Następnego dnia odbyłem długi spacer po parku, a potem wróciłem do Krakowa i z powrotem do Włoch.

"Jestem pewien, że Alina też jest szczęśliwa"

Nicola, tak jak jego ojciec, jest hotelarzem. Od ponad 20 lat zajmuje się prowadzeniem hoteli, napisał też dwie książki o reputacji marki i jest odpowiedzialny za duże włoskie wydarzenie poświęcone turystyce cyfrowej. Zamiłowanie do geografii i historii odziedziczył po mamie, która od 1981 roku mieszkała w małym ale pięknym mieście Pietrasanta, znanym z działalności artystów i rzeźbiarzy pracujących w białym marmurze z Carrary. Alina była przez 15 lat przewodniczką turystyczną we Florencji, Pizie, Lukce, Sienie i Cinque Terre.

Kończąc opowieść o mamie i swojej podróży do miejsc jej dzieciństwa, Nicola mówi: - Ta wyprawa była dla mnie niesamowitym doświadczeniem. Nie odwiedziłem wielu muzeów, ale codziennie spacerowałem po 25-30 km. To mój sposób na spędzanie wakacji. Lubię oglądać dzielnice, zaułki, chłonąć historię, która tam jest. Jestem wielkim pasjonatem wschodniej Europy. 20 lat temu spędziłem pięć miesięcy w Pradze, a potem bywałem w innych stolicach Europy Wschodniej. Czuję się tam jak w domu. Może to coś, co mam we krwi? - pyta retorycznie.

- Ta podróż to coś, co koniecznie chciałem zrobić, aby lepiej zrozumieć, kim była moja mama. Fakt, że ta historia wyszła na jaw w tak przypadkowy sposób napawa mnie radością. Jestem pewien, że Alina też jest szczęśliwa.
Leonard w PSZ, Wielka Brytania 1945

Może Cię zainteresować:

"Chcę Ci zaraz odpisać", czyli Leo i Greta w Wilijo 1945. Bardzo śląska historia

Autor: Tomasz Borówka

24/12/2024

Wielkanoc Slask skansen

Może Cię zainteresować:

Wielkanoc na dawnym Śląsku. Nie było święcenia pokarmów i żurku na obiad, a w Lany Poniedziałek szło się do roboty

Autor: Roman Balczarek

18/04/2025

Hiszpańska wojna domowa

Może Cię zainteresować:

Kilka frontów, Uzbekistan, Hiszpania, Francja, Włochy... „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”? Historie śląskich Franków Dolasów są jeszcze bardziej niezwykłe

Autor: Dariusz Zalega

09/09/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama