- Mając na uwadze zeszłoroczne doświadczenie związane z sytuacją, jaka miała miejsce na Odrze oraz jej negatywny wpływ na środowisko wodne rzeki, zwracam Państwa szczególną uwagę na konieczność podjęcia działań, które będą mogły realnie zapobiec tym wydarzeniom w roku bieżącym – tak zaczyna się apel, jaki kilka dni temu do podmiotów korzystających z pozwoleń wodnoprawnych na zrzut swoich ścieków do Odry i jej dopływów. wystosował prezes Wód Polskich. Jak podkreśla, biorąc pod uwagę „obecną sytuację hydrologiczno-meteorologiczną oraz niższy poziom przepływów w rzece Odrze” rekomenduje podjęcie działań mających na celu zmniejszenie ilości ścieków „poniżej wartości określonych w pozwoleniu wodnoprawnym”.
Nazywając rzeczy po imieniu, szef rządowej agendy wzywa, by z uwagi na wysokie temperatury i niski stan wody (ostatnie opady cudów nie zdziałały) zrzucać do cieków wodnych mniej ścieków aniżeli to, na co dostało się pozwolenie.
Informację w rozdzielniku mamy, ale tak łatwo nie podamy
- Konieczne jest niezwłoczne podjęcie każdego działania, które ograniczy zanieczyszczenie rzeki Odry i jej dopływów – czytamy w opublikowanym na stronie internetowej Wód Polskich apelu. Jak widać na załączonym skanie do apelu dołączony był rozdzielnik z adresatami tego wezwania.
Kto się w nim jednak znalazł? Tego Wody Polskie zdradzić łatwo nie chcą. W odpowiedzi na nasze pytanie stwierdzają co prawda, że są to informacje proste i że takowe posiadają (dziękujemy za wyjaśnienie, a już myśleliśmy, że wspomniany rozdzielnik był czystą kartką), ale „ze względu na zakres, formę i kryteria jakimi zostały określone żądane informacje (…) mamy tu do czynienia z żądaniem informacji przetworzonej”. A skoro tak, to rządowe przedsiębiorstwo, powołując się na ustawę o dostępie do informacji publicznej, oczekuje na wykazanie „szczególnie istotnego interesu publicznego” w uzyskaniu tych danych. Na czym w tym konkretnym przypadku miałoby polegać przetworzenie informacji i jakie dodatkowe czynności urzędnicy WP musieliby wykonać – tego już nie wyjaśniono.
Czy
to jest właśnie typowy przypadek nadużywania przez urzędy
kategorii informacji przetworzonej, o czym powszechnie mówią
aktywiści walczący o transparentność życia publicznego? To już
zostawiamy Państwa ocenie.
Do Odry płyną m.in. kopalniane solanki
Wśród podmiotów odprowadzających swoje wody do dopływów Odry są liczne przedsiębiorstwa z naszego regionu. Znajdziemy wśród nich m.in. Zakłady Mechaniczne Bumar Łabędy w Gliwicach (były zresztą kontrolowane pod kątem tych zrzutów zaraz po zeszłorocznych wydarzeniach) oraz spółki górnicze. Sama tylko Polska Grupa Górnicza odpompowuje do rzek 49 mln metrów sześciennych wód dołowych rocznie, z czego 42 proc. trafia właśnie do zlewni Odry. 13 proc. z tego stanowią zawierająca duże ilości chlorków i siarczanów kopalniane solanki.
„Zieloni” zarzucają, że to właśnie one stworzyły (i nadal tworzą) dogodne warunki do rozwoju słynnych już złotych alg, których toksyny doprowadziły do masowego wymierania ryb w Odrze latem ubiegłego roku. Spółki bronią się wskazując, że w stosunku do ilości wody, która przepływa Odrą i Wisłą, zrzucane tam wody dołowe to nie więcej niż jeden procent, a poza tym 80 proc. solanek przechodzi przez systemy retencji, w którym czekają na moment kiedy ich zrzut do cieków wodnych będzie najmniej uciążliwy dla środowiska. W przypadku systemu „Olza”, przetrzymującego wody trafiające do zlewni Odry, maksymalny czas tej retencji to 20 dni.
Może Cię zainteresować:
Są pierwsze wyniki prób ścieków z „Bumaru Łabędy”. Inspektorzy sięgnęli po drona
Może Cię zainteresować: