Najłatwiej napisać, że Wojciech Zamorski był dziennikarzem muzycznym. W TVP3 Katowice, w radiowej Trójce, w Radiu Katowice. Jego uśmiech, jego głos znali na Śląsku wszyscy. Ale dla Wojtka muzyka nie była robotą czy obowiązkiem. To była pasja, powołanie i ogromne szczęście. Wystarczy spojrzeć na te wszystkie fotografie w jego przebogatym archiwum: z Plantem, Pagem, Ozzym, Ianem Gillanem, Billym Gibbonsem… Gdy poprosiłem go kiedyś o trzy takie zdjęcia do wywiadu, przysłał 20. „Daj te, na których ludzie rozpoznają gości” – zażartował. Na każdym był jakiś rozpoznawalny natychmiast gigant rocka. I On. Uśmiechnięty jak zawsze.
Anegdotami z rock&rollowego cyrku Wojtek sypał jak z rękawa. Elton John? Proszę bardzo. Jest rok 1984, Spodek. Zamorski mówi: najlepszy koncert zagranicznej gwiazdy w PRL. Ale to oczywiście nie wszystko.
- Elton zakochał się w pracowniku Pagartu (Polska Agencja Artystyczna). Problem w tym, że bez wzajemności – mówił mi w jednym z wywiadów. - Mężczyzna, którego nazwiska nie mogę podać, ale zapewniam, że do dziś jest ono w Polsce dobrze znane, dał Eltonowi kosza. I Elton się obraził. Nie przyszedł na konferencję prasową przed koncertem. Na szczęście, wyszedł na scenę.
John Mayall? Rok 1980, też Spodek. Dzień przed koncertem Mayall bawił w katowickim klubie Melodia przy 3 Maja. Nakarmiono go roladą z gumiklyjzami i modrą. Co do picia? Rum z colą. „Pił z półlitrowych kufli. Następnego dnia, ze 20 minut przed koncertem, zastałem go przy muszli klozetowej w garderobie. Chwilę potem wyprostował się i dał kapitalny występ” – wspominał Wojtek.
Black Sabbath? Rok 1998. Ozzy wysiada z samolotu w Pyrzowicach. Rozgląda się nerwowo, jakby wysiadł na złym przystanku. Ktoś
go prowadzi do terminala, ale Ozzy nadal nie bardzo kontaktuje. W końcu
staje przed obiektywem. Pierwsze pytanie, Ozzy przestępuje z nogi na
nogę, patrzy, unosi brwi, a potem mówi coś w jakimś niezrozumiałym
języku. Drugie pytanie, to samo.
- Pytam: to może pozdrowienia dla fanów ze Śląska? A Ozzy znów: "Ye… I… Ye… A… No…". Coś mu ewidentnie zaszkodziło” – śmiał się Wojtek.
Wojtek (ur. 24.10.1952 r.) był z Bytomia (tak, z Rudy Śląskiej też - tam później mieszkał przez lata) i zawsze to z dumą podkreślał. Jak wielu niespełnionych muzyków („W szkole muzycznej nauczycielka narzekała, że wolę grać The Beatles zamiast sonat” – żartował), wychował się w słynnym Pyrliku, w którym podpatrywał na próbach Józka Skrzeka, piłował bluesa z Markiem „Klatą” Dmytrowem (jednym z wielu gitarzystów Budki Suflera) oraz wirtuozem fletni Pana, Edwardem Krokiem, znanym, po emigracji do RFN – pod pseudonimem Edward Simoni. Wojtek grał na basie, ale w końcu musiał wybrać: Pyrlik albo iberystyka na Uniwersytecie Warszawskim.
W latach 90. Zamorski stał się absolutnym muzycznym guru na Śląsku dzięki programowi „100% LIVE”, który wymyślił w Telewizji Katowice. Grali tam niemal wszyscy najważniejsi w Polsce, a dla każdego garażowego zespołu nie tylko u nas, występ u Zamorskiego wydawał się przepustką do wielkiej sławy. Program swoją koncepcją, kameralnością i autorską formułą wyprzedził epokę – dziś podobne formaty (jak np. Live on KEXP) są rozwijane na wielką skalę w serwisie YouTube.
Wojciech Zamorski zmarł 18 marca 2022 roku, po długiej chorobie. Tydzień temu obchodziłby 70. urodziny. Został pochowany na cmentarzu parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Bytomiu.
Może Cię zainteresować:
Zygmunt Wieczorek (1938-2022). Wybitny fotograf i legenda śląskiej fotografii prasowej
Może Cię zainteresować:
Nasi sławni zmarli pochowani na Śląsku i w Zagłębiu. Czy znasz ich miejsce spoczynku?
Może Cię zainteresować: