Jak
to właściwie
jest z tym pokrewieństwem
żółto-niebieskich
barw Górnego Śląska
i Ukrainy, a właściwie
Rusi Czerwonej? Prawda czy legenda?
Legenda.
Nie znamy żadnych źródeł,
które mówiłyby o
uzyskaniu przez Ruś
swoich barw za pośrednictwem
Górnego Śląska.
Ponadto kolory żółty
i niebieski na śląskiej
i ukraińskiej fladze są
zamienione miejscami - górnośląska
jest żółto-niebieska,
a ukraińska
niebiesko-żółta.
W średniowieczu zdarzały
się wprawdzie w heraldyce
manipulacje kolorystyczne czy inne, ale nie miało
to miejsca na szczeblu państw,
a w herbach rodowych, najczęściej
rycerskich czy szlacheckich. Tam zresztą
zmiany, np. przy tworzeniu młodszych,
odrębnych linii rodu,
wprowadzano na ogół nie
tyle w herbach, co w klejnotach. Śladów
tego typu ewolucji nie widać
w przypadku Górnego Śląska
i Rusi Czerwonej. Zatem te wspólne barwy to jedynie przypadkowa
zbieżność.
A
to, że rządził
Ukrainą Górnoślązak?
To
już prędzej.
Przynajmniej w odniesieniu do Rusi Czerwonej, księstwa
halicko-włodzimierskiego,
o które po śmierci jego
ostatniego udzielnego władcy,
Bolesława Jerzego
Trojdenowicza w 1340 roku, rywalizowali sąsiedzi
- Litwini, Tatarzy, Węgry
i Polska Kazimierza Wielkiego. Skupmy się
na tych dwu ostatnich. Węgrzy
scedowali swe prawa na Kazimierza Wielkiego, gdyż
mieli zagwarantowany tron polski po Kazimierzu, jeśli
nie będzie miał
męskiego potomka. W 1366
roku, po 26 latach walk, Kazimierz Wielki przyłączył
do swego królestwa ziemię sanocką,
przemyską, lwowską,
halicką, chełmską
i bełską,
a do tego zhołdował
Podole. Jednak cztery lata później
sam zmarł, nie mając
męskiego potomka. Tron
Polski objął król
Węgier Ludwik
Andegaweński, na Węgrzech
znany jako Wielki, a u nas jako Węgierski.
I Ludwik przystąpił
wtedy do realizacji myśli,
która w głowach jego dynastii tliła się
chyba od dawna, to znaczy jak by tu niepostrzeżenie
przejąć Ruś.
I posłużył
się tutaj księciem
Władysławem
Opolczykiem, wywodzącym
się z linii opolskiej,
górnośląskiej
Piastów.
Dlaczego
akurat nim? Gdzie Buda, a gdzie Opole?
Ponieważ
Władysław
do tej pory dał mu się
już poznać
z jak najlepszej strony. Był
wnukiem i spadkobiercą
Bolesława opolskiego,
władcy z przełomu
XII/XIII wieku. Jednak odziedziczył
już tylko część
jego dawnego księstwa,
rozdrobnionego w wyniku kolejnych podziałów.
Jak na księcia, nie miał
dużych zasobów
finansowych, był wręcz biedny. Podobnie jak
jego krewniacy. Jedyne możliwości
zrobienia kariery w pierwszej połowie
XIV wieku dawały im dwie
drogi: Praga albo Buda. Czyli służba
dynastiom Luksemburgów albo Andegawenów. Ta pierwsza z racji tego,
że Śląsk
był lennem Królestwa
Czeskiego, któremu książęta
śląscy
od lat 20. XIV wieku składali
hołdy, a księstwa
śląskie
w 1348 roku zostały
inkorporowane do Korony Czeskiej. Część
książąt emigrowała
więc do Pragi i służyła
na tamtejszym dworze. Dzięki
wielkim możliwościom
Luksemburgów, odgrywających
wielką rolę w ówczesnej Europie, robili kariery, zwiedzali świat,
obejmowali różne urzędy
na dworze praskim, stawali się
doradcami i tak dalej. Ale Władysław
wybrał drugą
opcję.
No
ale przecież do Pragi ze
Śląska
bliżej niż
nad Dunaj...
Przyczyną
było to, że
w Budzie, stolicy potężnego
w tym czasie Królestwa Węgier,
karierę umożliwiała
swoim piastowskim krewniakom jego królowa Elżbieta
Łokietkówna. Córka
Władysława
Łokietka, która została
żoną
Karola Roberta i niby matka przyciągała
swoich powinowatych krewnych, żeby
im pomóc w karierze i ustatkowaniu się.
W związku z tym na Węgry emigrowali młodzi książęta kujawscy i śląscy. A Władysław Opolczyk był wnukiem ciotecznym naszego Kazimierza Wielkiego i Elżbiety, czyli bardzo bliskim krewnym obojga. Dla niego był to więc naturalny kierunek szukania lepszego chleba. Tym bardziej, że kierunek przetarli już wcześniej książęta bytomscy. Pierwszą żona Karola Roberta była Maria, córka księcia Kazimierza bytomskiego. Ściągnęła ona na Węgry swoich dwóch braci, Mieszka i Bolesława, którzy objęli wysokie godności w tamtejszym kościele
Opolczyk też szybko zaczął robić karierę na Węgrzech, zawdzięczając to w większym stopniu swoim zdolnościom niż protekcji. Syn Elżbiety, Ludwik, dostrzegł w nim wiele zalet - tak dyplomaty, jak i i dobrego administratora. W związku z tym wysłał go w kilka misji dyplomatycznych. Władysław sprawdził się w tej roli. A także w roli wodza, prowadząc wyprawę wojenną do Bułgarii. W rezultacie w roku 1367 Ludwik mianował go palatynem Węgier. Był to najwyższy urząd w królestwie. Po więcej nie można było już sięgnąć. W dodatku zdobył go nie Węgier, a obcokrajowiec! Władysław był palatynem przez pięć lat, a gdy król Ludwik odwołał go w końcu z tego stanowiska, powierzył mu w zamian namiestnictwo Rusi Czerwonej. Tak książę górnośląski objął rządy na Rusi.
I
jak nią zarządzał?
Wręcz
wzorowo. Władysław
okazał się
znakomitym gospodarzem i świetnym
organizatorem. To, czego dokonał
w ciągu sześciu
lat swoich rządów na
Rusi, angażując
się w rozwój tych ziem,
było prawdziwym
mistrzostwem świata.
Skąd
ta energia księcia?
Ruś
posiadała ogromny
potencjał gospodarczy,
miała niesamowite
możliwości
wynikające z handlu
tranzytowego na przechodzącym
przez nią szlaku
handlowym, ciągnącym
się znad Morza Czarnego w
kierunku zachodnim na Kraków, Wrocław,
Pragę i dalej. Władysław
początkowo wypełniał
powierzoną mu misję
połączenia tych ziem z
Królestwem Węgier,
ujednolicał je
administracyjnie, katolicyzował
i zasiedlał. Ale
prawdopodobnie w pewnym momencie stwierdził,
że może
mu się udać
przejąć to, co tam
zbuduje, dla siebie. Że
obejmie tam rządy jako
udzielny władca. Że
właśnie
na Rusi Czerwonej zbuduje sobie to, na co nie ma szans nigdzie
indziej, czyli stworzy sobie udzielne władztwo.
Jak
w XVII wieku Hohenzollernowie w Prusach?
Dokładnie.
Ambitny był z pewnością
- istnieje jego pieczęć,
na której wyobrażony
jest, siedząc na tronie i
trzymając miecz, symbol
władzy. Po jednej stronie
ma górnośląskiego
orła, a po drugiej
ruskiego lwa. Sygnował
nią wszystkie dokumenty
nadań i przywileje.
Wymowne.
Zwłaszcza,
że tych dokumentów
wystawiał chyba sporo.
Także Ślązakom.
Wręcz
głównie im. Za rządów
Władysława
dla jego ludzi rzeczywiście
otworzyła się
możliwość
zrobienia wielkiej kariery. Z tego okresu znamy mamy ponad 50 aktów
nadań ziemskich
rycerstwu, w większości
śląskiemu.
Owszem, zdarzali się
rycerze z Królestwa Polskiego, z Czech, trochę
Węgrów, Niemców - ale
głównie to byli
Górnoślązacy.
Ruś stanowiła
dla nich eldorado. Górnośląskie
rycerstwo nie było
zasobne. Jeżeli ktoś
miał dwie czy trzy wsie, był
już na Śląsku
prawie możnowładcą.
A Opolczyk potrafił na
Rusi nadawać rycerzowi po
kilka wsi. I to wielkich, kilkudziesięciołanowych.
Niektórzy dostawali duże
połacie ziemi. Nawet cały
dystrykt. Dla górnośląskiego
rycerstwa wytworzyły się
więc nieprawdopodobne
perspektywy rozwoju. Trzeba tylko było
się odważyć.
Istniała przecież
bariera językowa i
wyznaniowa. Ale jeśli
miało się
odwagę, można
było wyjechać
ze Śląska
na ziemie ruskie, otrzymać
tam duże nadania i
rozpocząć nowe życie.
Emigrowali więc licznie.
Druga fala emigracji rycerstwa na Ruś miała miejsce za panowania Władysława Jagiełły. I to z jego czasów pochodzą akty hołdownicze, złożone królowi przez szlachtę ruską. To ważne źródła, z których wynika, że wśród około 400 wymienionych w nich szlachciców czy rycerzy, aż ponad 30 procent pochodziło ze Śląska, zwłaszcza Górnego. To dużo, nawet bardzo dużo. I mało kto o tym wie.
A
zaczęło się
za czasów Opolczyka?
Ściągnął
na Ruś masę
ludzi. Doprowadził do
powołania tam
administracji kościelnej,
wystarał się
o arcybiskupstwo w Haliczu i biskupstwa w Przemyślu
i Chełmie. Czynił
też starania o
przeniesienie arcybiskupstwa do Lwowa, gdzie rozpoczął
budowę katedry. Duża
część miast na Rusi otrzymała od niego prawo miejskie, albo jego
potwierdzenie, oparte najczęściej na prawie magdeburskim. Potwierdził Lwowowi
prawo miejskie magdeburskie, podobnie Haliczowi i Przemyślowi.
Lokował Jarosław,
a nawet nowe miasto na przedgórzu Beskidu Niskiego, które nazwano
jego imieniem Ladislavia czy Ladislav (Władysław,
Władysławów).
To dzisiejszy Rymanów-Zdrój. Na zagospodarowywane tereny ściągał
mieszczan i chłopów.
Ziemi Ruś miała na tyle dużo,
że nikt nie wysiedlał
miejscowej ludności -
wystarczyło
zagospodarować, co było
do zagospodarowania. Ale mimo tych sukcesów w 1378 roku Ludwik
odwołał
Opolczyka.
Zaskakujące!
Niekoniecznie.
Król orientował się,
że namiestnik zbyt śmiało
sobie poczyna. Że właśnie
dlatego, iż rzeczywiście
wyczynia na Rusi imponujące
rzeczy, to jest tu coś
nie tak. I co zrobił
Ludwik Węgierski? Ano
odebrał Władysławowi
tę Ruś.
Książę otrzymał
w zamian ziemię
dobrzyńską
i północne Kujawy.
Ziemie gdzieś tam daleko,
biedne, mało atrakcyjne,
na otarcie łez.
Ambasada
w Mongolii?
Coś
w tym rodzaju. Ambasada w Mongolii albo innym kraju na K, jak to
mówił cieć
Anioł z Alternatyw 4. I
jeszcze tę ziemię
dobrzyńską
musiał Władysław
wykupić, bo była
posagiem pewnej księżnej
wdowy, którą trzeba
spłacić.
Z tych terenów otrzymywał
rocznie około 400
grzywien - to były
śmieszne pieniądze
w porównaniu z Rusią.
A
co Ślązacy
wobec odejścia szefa i
protektora?
A
nic. Z tych, który poszli na Ruś
z Opolczykiem, rzadko kto wrócił
na Śląsk.
Właściwie
wyłącznie garstka
urzędników. Ale
większość
tych, którzy otrzymali na Rusi ziemie, zostali na niej. W ciągu
paru pokoleń się
spolonizowali i już tylko
genealodzy byli w stanie odtworzyć
ich korzenie - że
wywodzili się np. spod
Raciborza, Bytomia, Opola, Toszka, Kędzierzyna
albo nawet z Dolnego Śląska.
Imigranci
ze Śląska
wywarli jakiś wpływ
na tamtejszą gospodarkę?
I
owszem! Ci ludzie wprowadzali na Rusi rozwiązania,
które funkcjonowały u
nich na Śląsku.
Przenoszenie osad z miejscowego prawa ruskiego na prawo niemieckie
jest u osadników ze Ślaska
charakterystyczne. I tu też
zasługa Władysława
Opolczyka, bo to od władcy
zależała
zgoda na taką zmianę.
A oznaczała ona nowy,
wydajny system funkcjonowania. Wieś
miała odtąd
samorząd i pewne
przywileje, których nie posiadały
osady miejscowe. A to przekładało
się na zagospodarowanie,
na wyższe plony, na
lepsze traktowanie chłopów,
ludzi wolnych. Wyraźnie
widać, że
te wsie się bogaciły,
że często
pojawiały się
w nich zyskowne inwestycje, jak zagroda koni, młyn,
karczma. Wsie zarządzane
przez przybyszów ze Śląska
lepiej funkcjonują,
lepiej się rozwijają oraz dają
przykład innym. To
ostatnie też jest
charakterystyczne - miejscowi widząc
korzyści płynące
z nowinek, zaczynają je
naśladować.
Jednym
słowem, Ruś
dużo Ślązakom
zawdzięcza?
Zrobili
tam dużo pozytywnego. Co
ciekawe, Ukraińcy - mówię
tu o historykach ukraińskich
- rządy Władysława
Opolczyka oceniają aż
do przesady pozytywnie. Uważają
go za ostatniego z książąt
ruskich na tronie ukraińskim.
Oczywiście to nie ma nic
wspólnego z rzeczywistością,
gdyż był
tylko namiestnikiem z ramienia króla Ludwika Andegaweńskiego.
To nie był Rurykowicz,
nie był rodzimym ruskim
księciem. Ale Ukraińcy
interpretują to inaczej -
że był
ostatnim z niezależnych
książąt ukraińskich,
który dobrze rządził
tym obszarem i starał się
go rozwijać. Zapomina mu
się, że
rozwijał głównie
kościół
katolicki, a nie prawosławny.
Natomiast Ukraińcy
pamiętają
mu, że był
dobrym władcą,
że lokował
i rozwijał miasta, ze
Lwowem na czele. Ale zwłaszcza
to, ze był tym
„niezależnym władcą”.
Z czym historiografia polska się
nie zgadza, delikatnie mówiąc.
Ale cóż, mają
do tego prawo.
A
na zakończenie pytanie o
jeszcze jedną legendę
- czy Władysław
Opolczyk naprawdę
przywiózł z Rusi
częstochowską
Czarną Madonnę?
Okoliczności,
w jakich obraz ten znalazł
się na Jasnej Górze, są
ustalone ponad wszelką
wątpliwość.
Tę ruską
ikonę przywiózł
na Jasną Górę
ze zdobytego w 1377 roku zamku w Bełzie
Władysław
Opolczyk. Opisuje to ze szczegółami
najstarsze źródło
związane z klasztorem
jasnogórskim, tzw. „Translatio Tabulae Beatae Mariae Virginis”
(„O przeniesieniu obrazu Matki Boskiej”), powstałe
w latach 30. XV wieku. Źródło
to doskonale wyszczególnia, jak Władysław
Opolczyk przywiózł ten
obraz, jak go podarował,
kto świadczył
na dokumencie podarowania tego obrazu, dlaczego Władysław
to zrobił i tak dalej.
Zatem to akurat z całą
pewnością
nie jest legenda.