Jeremi Astaszow
Miss Końca Świata

Wyrzucili go z Polski 40 lat temu. Leonard Dreszer powrócił. Do Korezu. Z niezłą sztuką. O miss i końcu świata

7 października w Teatrze Korez w Katowicach odbędzie się polska prapremiera sztuki "Miss Końca Świata". To zarazem powrót niepokornego artysty na Polski łono. Leonard Dreszer, autor sztuki, 40 lat mieszkał w Niemczech, w Berlinie. Udał się tam pod przymusem w 1981 roku. W Chorzowie robił teatr, to i w Reichu nie wyobrażał sobie innego zawodu.

Wielki powrót Dreszera do macierzy dokona się oficjalnie, bo nieoficjalnie Leonard od kilku miesięcy dogląda prób, w piątek 7 października w Teatrze Korez w Katowicach. O godz. 19 - dodajmy.

"Miss Końca Świata". Z Berlina do Katowic

Ten szczupły, długowłosy mężczyzna, rocznik 1952, obdarzony energią, której mógłby mu pozazdrościć niejeden młodszy od niego o dwie dekady młodzian, wprowadza na afisz teatru w Dezember Palast swoją sztukę "Miss Końca Świata". W dodatku sam ją wyreżyserował.

Z "Miss" Leonard Dreszer osiągnął już sukces w teatralnym świecie Berlina. Miała premierę w 2013 roku. Dreszer w Berlinie mieszka od 40 lat, odkąd PRL-owskie władze bardzo grzecznie (nawet wódeczka była) acz stanowczo poprosiły go, by już więcej nie robił teatru w Polsce.

Dreszer pochodzi z Chorzowa. Urodził się przy Granicznej w Batorym. Grał nawet, od 14. do 21. roku życia, w drużynie Ruchu Chorzów, na pozycji środkowego pomocnika. Karierę teatralną rozpoczynał w połowie lat 70. razem z Mirkiem Neinertem, obecnym dyrektorem Teatru Korez. Zdobywali mnóstwo nagród na ogólnopolskich festiwalach teatralnych i kabaretowych. - Ja jestem chyba jedynym żyjącym człowiekiem, który pamięta Mirka z włosami - śmieje się Leonard Dreszer. Gdy Neinert przyszedł do Młodzieżowego Domu Kultury w Chorzowie, gdzie już zaczepił się Leonard, miał zaledwie 16 lat.

- W Rudzie Śląskiej Bielszowicach zacząłem z Marianem Makulą w 1973 roku. Robiliśmy kabaret śląski - wspomina Dreszer. Później pracował w chorzowskim MDK-u.

Z Polski wyrzuciła go cenzura

Teatr stał się przyczyną, dla którego Leonard musiał wyjechać z Polski, z Chorzowa, w 1981 roku.

- Wyrzuciła mnie cenzura za spektakl, który zrobiliśmy w starym Kocyndrze przy ul. Młodzieżowej w maju 1981 r. - zaczyna opowieść. - Miał tytuł "Sala nieuleczalnie chorych". Spektakl się skończył, widownia, około 300 osób, klaskała. Podchodzi do mnie dwóch znacznie większych ode mnie facetów i mówią: Panie Leonardzie, pan komendant z Komendy Wojewódzkiej, pan generał, bardzo pana zaprasza na rozmowę po premierze. Proszę wsiąść do auta. - Ale ja mam teraz balangę - zaoponowałem. - Niech pan się nie martwi, to potrwa najwyżej godzinkę, my pana przywieziemy z powrotem - oni na to. W komendzie pan generał zaczął: - Panie Leonardzie, myśmy już parę razy rozmawiali, ale widzimy, że pan nie chce nas tak całkiem zrozumieć. Pan nam deprawuje politycznie polską młodzież. "Sala nieuleczalnie chorych"? Pan chyba nas za głupków nie uznaje, przecież my wiemy, o co chodzi, o nasz socjalistyczny świat, nas pan ośmiesza. Pan ma niemieckie pochodzenie, tak? - zapytał komendant. - My panu krzywdy nie chcemy zrobić, bo w sumie pana lubimy. Ale pan tu dłużej sztuki nie może robić - kontynuował. Otworzył szufladę w biurku i wyciągnął z niego podstemplowany paszport. - Proszę, dla pana paszport. Pan już żadnego spektaklu w Polsce nie zagra. Ma pan 7 dni, by spakować walizki i wynieść się do Niemiec. Ma pan tam rodzinę, da sobie pan radę. I co, przyjmie pan nasze zaproszenie? - zapytał. - My panu ułatwiamy sprawę, bo moglibyśmy z panem inaczej... - zawiesił głos komendant. - Wyjedzie pan? - zapytał krótko. - Wyjadę - odpowiedziałem. - A żeby pan się samotny nie poczuł, to daję panu na drogę jeszcze trzy paszporty - dla ojca, matki i siostry. Oni mogą sobie jechać, kiedy chcą - oświadczył generał. Ja, głupi, mówię do nich: - Żebym to wiedział, że my się dziś widzimy po raz ostatni, to bym coś do picia przywiózł. Na to komendant: He, he, he, panie Leonardzie, my pół litra zawsze mamy. Wyciągnął flaszkę i każdemu obecnemu w pokoju polał setkę i żeśmy się napili. No i pojechałem do Niemiec - kończy opowieść Leonard Dreszer.

W Niemczech Dreszera też ciągnęło do teatru, choć na początku udało mu się znaleźć robotę jako... piłkarz, w drużynie III ligi niemieckiej. Trzy lata po przyjeździe do Berlina, gdy już dobrze znał język niemiecki, pracował już przy swojej pierwszym spektaklu teatralnym na obczyźnie, był asystentem reżysera. Sztuka nosiła tytuł "Zabawa", a napisał ją Stanisław Mrożek. - Reżyser spektaklu chciał mnie zaangażować, bo wiedział, że jako Polak rozumiem symbolikę przemycaną między wierszami - wspomina Dreszer. - Dzięki temu zaczepiłem się w niemieckim świecie teatralnym. Później robiłem m.in. przez 25 lat wielkie tournée teatralne po Europie - opowiada Leonard.

- Znamy się i przyjaźnimy z Leonardem ponad 40 lat - mówi Mirosław Neinert, dyrektor Teatru Korez w Katowicach. - Będąc bardzo młodymi ludźmi pracowaliśmy razem, robiąc w Chorzowie, w Młodzieżowym Domu Kultury, teatr amatorski. Dlatego poprosiłem go, by teraz zrobił coś u nas. Dla niego jest to na pewno powrót ciekawy i nieco sentymentalny, chociaż Leonard się od sentymentów odżegnuje - dodaje Neinert.

Tragikomedia o końcu świata

A o czym jest ta "Miss Końca Świata". To tragikomedia o... końcu świata. Otóż boska cierpliwość po tysiącleciach kończy się. Jest tylko rozczarowanie ludzkością. A ludzie... Liczy się tylko walka o władzę, pieniądze i karierę. Chciwość, zazdrość, kłótnie, wojny, oszustwa i ekscesy seksualne. Prawdziwej miłości nie ma. Stwórca wysyła więc na Ziemię swoją tajną i skuteczną broń: Miss Końca Świata, która szybko i chętnie uwalnia ziemię od zmory ludzkości. Ale jest problem. Rudi. Na niego nie ma mocnych.

Na scenie zobaczymy dwóch aktorów (w niemieckim oryginale była aktorka i aktor). W roli Piotra Rybaka – Miss Końca Świata, w roli Darka Stacha – Rudi „Ostatni”, a może odwrotnie... Twórcy obiecują, że nic nie będzie takie, jak nam się wydaje.

- Ja to napisałem jako tragikomedię w czasach, gdy jeszcze nikt nie sądził, że będzie ogólnoświatowa pandemia, a Rosja zaatakuje Ukrainę - mówi Leonard Dreszer. - Wtedy Niemcy jako naród narzekali, że im niedobrze i najlepiej jakby się ten świat skończył. Pomyślałem, że jak pragną końca świata, to ja im napiszę komedię o tymże. Teraz czasy dla tej tragikomedii zrobiły się jeszcze aktualniejsze - dodaje Dreszer.

Robert Talarczyk

Może Cię zainteresować:

"Mnie tępe Ślonzoki wkur… najmocniej. Że godajom ino po ślonsku i nie chcą się uczyć" - Robert Talarczyk o "Byku", dumie i Śląsku

Autor: Marcin Zasada

15/04/2022

Weltmajstry

Może Cię zainteresować:

Weltmajstry na boisku, a w barze - trójka kibiców i barmanka. Premiera nowej sztuki Zbigniewa Rokity

Autor: Katarzyna Pachelska

27/08/2022