Gmach będący dziś Centrum Kultury Śląskiej powstał w 1955 roku jako Dom Kultury Metalowiec Zakładów Urządzeń Technicznych Zgoda. Umieszczono go pośrodku pięknego parku ze starodrzewiem w świętochłowickiej dzielnicy Zgoda, a za jego projekt odpowiedzialny był najsłynniejszy zespół architektów na powojennym Śląsku: Zielone konie. Tworzyli go Henryk Buszko, Aleksander Franta i Jerzy Gottfried. Zielone konie?
Żadne zielone konie wam nie pomogą
W 1954 roku młodych architektów, niedługo po zdobyciu dyplomów, zaproszono do udziału w zamkniętym konkursie na zagospodarowanie otoczenia Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Już samo to było sukcesem i tak też udział w konkursie potraktowali inni zaproszeni, projektujący przestrzeń wokół PKiN niejako służebnie wobec pomnika socrealistycznej architektury.
Buszko, Franta i Gottfried narysowali wysokie budynki na obrzeżach, w środku niższe dla handlu i usług. Pierzeję kompleksu wieńczyły rzeźby koni z brązu, które z czasem miały pokryć się patyną.
Dzieło młodego tercetu jurorzy uznali za nieprawomyślną dezynwolturę. Jeden z sędziów stwierdził, że „woli nie wypowiadać się o tej pracy, bo musiałby wyrazić potępienie dla moralnej postawy twórców”. Z jego ust padły wtedy słynne słowa: „Żadne zielone konie nie pomogą wam w ukryciu kosmopolitycznej architektury”. Buszko, Franta i Gottfried byli zbyt nowocześni, już wyrastali ponad ciasnotę zideologizowanej architektury.
W tym samym roku ten tercet zaprojektował obiekt w świętochłowickiej Zgodzie. Dodajmy, że sam Gottfried w tamtym czasie mieszkał w Świętochłowicach. W Świętochłowicach został też pochowany (zmarł w 2017 roku). Dzisiejsze Centrum Kultury Śląskiej we wnętrzach wyróżnia się bezprecedensowym w lokalnej skali rozmachem: salę widowiskową zdobią stiuki, sztukateria i pilastry, a przede wszystkim potężny plafon z malarskim wyobrażeniem śląskiej zabawy ludowej (autorstwa Edmunda Czarneckiego). (Interesujesz się Śląskiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Kultura to wejście do salonu
Mimo rehabilitacji architektury socrealistycznej nie tylko na Śląsku (Tychy, Zabrze, Katowice...), sam Gottfried po latach uciekał od tego typu szufladkowania jego projektów z początkowego etapu kariery.
- Większość Polaków uznała, że to „ukąszenie” socjalizmu, który w architekturze objawiał się dbałością o kwestie społeczne, jest akceptowalne. Niech pan nie myśli, że było inaczej. Gdy nam obwieszczono natomiast, że architektura powinna być socrealistyczna w treści i narodowa w formie, to środowisko powiedziało: „Nic nie mamy przeciwko temu”. Trzeba budować, żeby ludziom mieszkało się lepiej, z dbałością o zieleń, żeby na osiedlu były blisko przedszkole i apteka? Co w tym złego? A narodowa forma? Mój Boże, a kiedy w naszej architekturze takowa nie obowiązywała? - mówił mi w wywiadzie udzielonym niedługo przed śmiercią.
"Proszę pamiętać natomiast, że styl socrealizmu wcale się w Polsce nie przyjął - zgasł po dwóch latach, architekci w większości się na niego wypięli, potem nikt już o nim nie mówił, a została po nim jedynie maszyna państwowa, która czerpała wzorce z masowego budownictwa, typizacji…" - dodawał architekt.
A jak było z domem kultury w Zgodzie? Pytany o myślenie o socrealistycznej treści i narodowej formie, Gottfried odpowiadał:
Mamy dom kultury w robotniczej dzielnicy. Taki z muzyką, teatrem, tańcami… Ja do żadnego socrealizmu się nie dostosowywałem. Po prostu pomyślałem sobie, że ten obiekt powinien być dość wytworny, by każdy w okolicy wiedział, że na wizytę i spotkanie z kulturą trzeba założyć ancug. To podkreślenie pewnej odświętności, komunikat: „Kultura to wejście do salonu”. A że w wielu miejscach w Polsce socrealistyczne budownictwo było cenione przez szczeble partyjne i ludność, to inna sprawa. W chłopskich środowiskach (kłaniają się ówczesne elity partyjne) synonimem luksusu zawsze był przecież pański pałacyk czy dworek.
Niezależnie od stylowych dylematów (obiekt bywa zaliczany także do neomanieryzmu), zerknijcie na nowe zdjęcia z wnętrz CKŚ, które cyknął dla państwa Tymoteusz Staniek.