Rozmowa z prof. UE dr. hab. Arturem Walasikiem
Czy
istnieje możliwość, aby
miasto
lub
gmina
zbankrutowały?
Tak. Gmina czy miasto może zbankrutować. Może zbankrutować w takim
sensie, że choć będzie dalej formalnie istniało, to nie będzie w
stanie wypełniać swoich zadań, co może się skończyć
wprowadzeniem zarządu komisarycznego. Świat zna przypadki bankructw
nawet dużych jednostek terytorialnych. W latach 80. XX wieku tak stało się w Detroit w USA, gdzie upadł przemysł samochodowy i
wtedy doszło do sytuacji, że miasto zbankrutowało w sensie takim,
iż straciło zdolność do obsługi swoich zobowiązań. I to jest
jeden scenariusz, ale gmina może zbankrutować też w takim sensie,
że zostanie zlikwidowana w sensie prawnym i zostanie wchłonięta
przez inną gminę. Takie procedury są i taki przypadek już był.
I
to całkiem niedawno. Gmina
Ostrowice na
Pomorzu Zachodnim, która za
sprawą gigantycznych długów odeszła
do historii 1
stycznia 2019 roku… A
kiedy miasto staje się bankrutem? Kto o
tym
decyduje?
Na
pewno sygnałami, które można odczytywać jako zapowiedź takich
kłopotów, są
negatywne opinie Regionalnej Izby Obrachunkowej dotyczące wykonania
budżetu czy utraty zdolności kredytowej przez daną gminę, bo
przecież gminy bankrutują ze względu na niemożność wywiązania
się ze swoich zobowiązań finansowych.
Pytam
o możliwość bankructwa, gdyż
od
tygodni
media
przyglądają się sytuacji
Zabrza.
Nowa prezydent
miasta
otwarcie przyznaje, że Zabrze (miasto i miejskie spółki razem)
ma ponad
miliard
złotych zadłużenia
przy
budżecie na poziomie 1,3
miliarda złotych, a do zbilansowania
się tego roku brakuje 225 mln
zł. W
poszukiwaniu wyjścia z tej sytuacji prowadzone
są rozmowy z Ministerstwem Finansów i samorządem województwa.
Pytanie
więc, czy
to już jest ten moment, kiedy możemy mówić o realnym zagrożeniu
miasta.
Myślę,
że nie. Choć te liczby z punktu widzenia przeciętnego obywatela
rzeczywiście są ogromne i nie można ich bagatelizować, to z
punktu widzenia zdolności do obsługi długu takiego miasta jak
Zabrze sytuacja nie jest jeszcze tak katastrofalna, by mówić o
ryzyku bankructwa. Jest zresztą jeszcze coś takiego jak majątek
samorządu, który może być ewentualnie w skrajnych przypadkach
wykorzystany jako źródło finansowania zobowiązań. Oczywiście
fakt, że do zbilansowania się finansów miasta brakuje 225 milionów
zł, to sygnał, że miasto ma
kłopoty
finansowe, ale nie prowadzące do tego, by miało zbankrutować nawet
w tym sensie bardziej przenośnym.
Między
stanem finansowej
normalności a taką
skrajną sytuacją jest kilka stanów pośrednich, które
sygnalizują, że sytuacja jest już bardzo trudna:
czy
to wspomniany przez pana nadzór
komisaryczny, czy
programy naprawcze, przy
których samorządność miasta
w
zakresie finansów faktycznie staje się dosyć
ograniczona przez Izby Obrachunkowe.
Zwróciłbym
uwagę na jeszcze jedną rzecz, a mianowicie decyzje podejmowane
przez instytucje finansowe. One mogą być sygnałem, że w mieście
dzieje się coś złego. Bo może być tak, że miasto ma kłopoty z
zaciągnięciem kredytu nawet jeśli Regionalna Izba Obrachunkowa nie
widzi formalnych przeszkód do tego, żeby dług mógł jeszcze
rosnąć i w sensie prawnym miasto ma nadal możliwość zaciągania
kolejnych zobowiązań.
Dlaczego?
Dzieje
się tak, gdyż bank musi się kierować prawem bankowym, zgodnie z
którym - i nie ma tu znaczenia, czy to jest przysłowiowy Kowalski,
firma, spółka, spółka jawna, czy nawet miasto tak duże jak
Zabrze - musi zbadać zdolność kredytową klienta. I może być
tak, że w ocenie RIO od strony formalnej gmina nadal ma zdolność
do zaciągania kolejnych zobowiązań, bo jeszcze nie naruszyła
ograniczeń prawnych, ale instytucja finansowa mówi: nie, nie, to
zbyt wysokie ryzyko dla nas. Analogicznie, jeśli Zabrze chcąc
ratować swoje finanse postanowiłoby dziś wyemitować obligacje, to
będzie musiało poddać się ocenie inwestorów na rynku
kapitałowym albo zaoferować wyższą stopę zwrotu, czyli de facto
w przyszłości zapłacić wyższe odsetki, albo taka emisja po
prostu nie dojdzie do skutku, co już byłoby ewidentnym sygnałem,
że trudno mówić tutaj o zdrowych finansach. Można porównywać to
do sytuacji spółki, której wspólnicy nagle dowiadują się, że
bank nie chce jej udzielić kredytu, a to oznacza, że coś jest nie
tak i trzeba się przyjrzeć temu, jak zarząd prowadzi spółkę,
której są udziałowcami. Szukając analogii, mieszkańcy Zabrza
mogliby się czuć zaniepokojeni, jeżeli miasto reprezentowane przez
władze przez nich wybrane nie otrzymałoby tego zaufania ze strony
instytucji finansowych. Przy czym nie sądzę, aby Zabrze znajdowało
się w takiej sytuacji, w której miałoby kłopot z zaciągnięciem
kolejnego kredytu czy emisją obligacji, choć pewnie na mniej
korzystnych warunkach.
Wygląda
więc
na
to, że
rynek kapitałowy jest lepszym
barometrem stanu
samorządowych finansów niż
opinia Regionalnej Izby Obrachunkowej. Można
zatem
powiedzieć,
że mieszkańcy powinni bacznie przyglądać się temu, kto i na
jakich zasadach udziela kredytu ich
miastu czy gminie,
bo to jest
wskaźnik tego,
jaka
jest faktyczna sytuacja finansowa tejże
jednostki.
To
jest na pewno coś, co można polecać mieszkańcom, bo nikt inny nie
sprawdzi tak szczegółowo, czy twój kapitał jest dobrze
zarządzany, jak bank. Trudno się zresztą dziwić, że bank jest
tak drobiazgowy, gdy chodzi o ocenę zdolności kredytowej - w końcu
to bank udziela kredytu, a nie RIO. Dlatego rynek kapitałowy jest
nieoceniony jako źródło sygnałów o kondycji finansowej miast i
gmin - jeżeli na przykład miasto X musi pożyczyć, płacąc
bankowi o dwa punkty procentowe więcej niż miasto Y, to znaczy, że
miasto X jest w gorszej sytuacji finansowej niż miasto Y.
Tu
oczywiście się pojawia
pytanie,
a czemu Regionalne Izby Obrachunkowe nie są tak drobiazgowe jak banki? Ilekroć
okazuje
się, że jakaś
jednostka samorządu terytorialnego znajduje się w takiej trudnej
sytuacji, to, zawsze pada
pytanie: A gdzie było RIO?
Odpowiedzieć
panu dyplomatycznie, czy tak jak jest naprawdę? Prawda jest taka, że
jednostek samorządu terytorialnego jest dużo, w przypadku RIO w
Katowicach to przecież grubo ponad 100 jednostek, a liczba
pracowników - ograniczona. Z drugiej strony, patrząc z legalistycznego punktu widzenia, RIO ma obowiązek w pierwszej
kolejności badać zgodność z przepisami prawa. Bada zatem np. czy
w perspektywie długookresowej utrzymane zostaną indywidualne
wskaźniki zadłużenia. Ponadto opinia Regionalnej Izby
Obrachunkowej nie jest wiążąca ani dla radnych, ani nie jest
wiążąca dla banku, czyli jeżeli RIO wyda negatywną opinię w
przypadku zaciągania kredytu, to nie znaczy, że bank nie może
udzielić kredytu, a jeśli RIO wyda negatywną opinię o
przygotowanym projekcie uchwały budżetowej, to nie znaczy, że
radni nie mogą przyjąć budżetu. Swoją drogą przypominam, że
radni, którzy przyjmują budżet to również osoby, od których
mieszkańcy oczekują, że będą dbać o interesy wspólnoty
samorządowej. Jest wreszcie też skarbnik, który w pewnym sensie
pełni funkcję kontrolną wewnątrz jednostki, ponieważ bez jego
kontrasygnaty nie może dojść do zaciągnięcia żadnego kredytu.
W
tym
tygodniu premier
wspólnie z ministrem finansów ogłosili nowe zasady finansowania
samorządów. Czy
dla
miast na prawach powiatu, takich
jak Zabrze, te
zmiany dają
szansę
na jakiś oddech w perspektywie kilku lat?
Tak,
bo to jest przywrócenie tego, co zabrano samorządom, zwłaszcza
miastom na prawach powiatu, w wyniku Polskiego Ładu. W strukturze
dochodów jednostek samorządu terytorialnego, zwłaszcza w miastach
na prawach powiatu, zdecydowanie większym dochodem przez długi czas
były udziały w podatku PIT niż przestarzały podatek od
nieruchomości. I ze względu na ubytek tych dochodów gminy, miasta,
a zwłaszcza miasta na prawach powiatu bardzo mocno dostały Polskim
Ładem. Teraz wysokość udziałów w podatku dochodowym od osób
fizycznych będzie zależna nie od wysokości wpływów podatkowych,
tylko od poziomu dochodów. To będzie bez wątpienia korzystne dla
miast na prawach powiatu, choć nie należy oczekiwać jakichś cudów.
Może Cię zainteresować: