Świadomość pogłębiających się problemów demograficznych w Polsce jest coraz bardziej powszechna. Co prawda trendy emigracyjne Polaków zmniejszyły się znacząco w ostatnich latach, ale optymizmu nie przybyło. Rodzi się coraz mniej dzieci, a starzejące się społeczeństwo nie daje wielkiej nadziei, że ta sytuacja się zmieni.
Nie ma szans na powrót do połowy minionego wieku, kiedy z populacji Polski, wynoszącej tuż po zakończeniu II wojny światowej około 23 miliony ludzi, liczba ludności urosła do ponad 38 milionów w 1990 roku. I działo się to mimo niekorzystnych dla demografii trendów, takich jak zbrodnie i represje czasów stalinowskich, fale masowej emigracji (wymuszonej represjami politycznymi, np. w 1968 czy po stanie wojennym oraz dobrowolna zarobkowa z powodu kryzysu lat 80. i bezrobocia przełomu XX i XXI wieku), powszechnie stosowanej aborcji, dużej śmiertelności noworodków oraz znacznie gorszej opieki zdrowotnej, niż dziś.
Nawet jeśli wziąć pod uwagę dzisiejsze ceny mieszkań, które wskazuje się jako jedną z przyczyn niechęci Polaków do posiadania potomstwa, to pamiętajmy, że w czasach, w których przybyło nas 15 milionów, wielu z tych drogich dziś mieszkań nie było wcale. Młodzi rodzice często mieszkali u swoich rodziców, albo w wynajętych izbach, dzieląc mieszkanie z kimś innym. Nie mówiąc o hotelach pracowniczych czy mieszkaniach komunalnych o bardzo niskim standardzie – często bez własnej toalety i łazienki, o centralnym ogrzewaniu nie mówiąc.
Współczynnik dzietności Polek, który mówi ile dzieci przypada średnio na kobietę w wieku rozrodczym, najwyższy był w latach 50. XX wieku i w rekordowym roku wyniósł 3,62. W roku 1960 po raz pierwszy raz spadł nieznacznie poniżej 3, w roku 1990 po raz pierwszy spadł minimalnie poniżej 2, a obecnie, czyli wg danych za 2024 rok, ledwie przekracza 1 (dokładnie 1,12).
Najmniej dzieci i najszybsze wyludnianie
Sosnowiec jest od kilku lat wymieniany jako to miasto, w którym mamy do czynienia z najgorszym w kraju współczynnikiem dzietności. Gdy jednak spojrzymy dane z ostatnich lat dotyczące pozostałych miejscowości Zagłębia Dąbrowskiego, zobaczymy wówczas, że… tam też nie jest dużo lepiej. Nasz region jest wreszcie „naj”, choć zapewne nie w taki sposób, jakby wielu z nas chciało. Kobiety rodzą tu najmniej dzieci w Polsce, a obszar należy do najszybciej wyludniających się, przy jednoczesnym pogarszaniu struktury wiekowej społeczności. Oznacza to nie tylko utratę potencjału ludnościowego i zmniejszanie się znaczenia regionu na gospodarczej mapie Polski. Oznacza to także coraz więcej ludzi w wieku starszym, którzy będą wymagali opieki, przy jednoczesnym zmniejszaniu się ludzi w wieku produkcyjnym, którzy tę opiekę będą mogli im zapewnić.
Poza niską dzietnością, do niekorzystnych trendów przyczynia się także emigracja. Trwa ona od dawna, przy czym zmienił się jej kierunek. Kiedyś była to głównie zagranica, dziś to przede wszystkim duże miasta w Polsce, poza regionem. Zagłębie Dąbrowskie, ale i bliski mu geograficznie lecz nieco obcy kulturowo Górny Śląsk – jawią się dla wyjeżdżających do Warszawy, Gdańska, Wrocławia, Krakowa, Poznania – jako zbyt mało perspektywiczne i interesujące miejsce, by tu zostać. Dodajmy, że problemy powyżej opisane, dotykają także miejscowości Górnego Śląska, choć nieco mniej dotyczą samych Katowic, które są tu wyjątkiem.
Odwróć tabelę – Zagłębie będzie na czele!
Poniżej zamieszczamy tabelę z podstawowymi danymi związanymi z demografią za rok 2024, którą opracowaliśmy na podstawie informacji uzyskanych z urzędów gmin. Jak widać, dane nie są kompletne. Nie zdecydowaliśmy się uzupełniać tabeli danymi dostępnymi z innych niż urzędy gmin źródeł, gdyż są one rozbieżne i mogłyby fałszować obraz.
Najbardziej wyczerpującej odpowiedzi na zadane przez nas pytania udzieliło miasto Dąbrowa Górnicza, najmniej dowiedzieliśmy się od gminy Psary i miasta Sławków (praktycznie niczego). Czy to może z powodu kryzysu demograficznego i problemów kadrowych w urzędach tych gmin nie doczekaliśmy się przez miesiąc odpowiedzi na proste i konkretne pytania, przypomniane po dwóch tygodniach oczekiwania? Trudno dociec. Ale i na podstawie tego, co nam powiedziano – można wyciągnąć wnioski.

Najpierw kilka słów wyjaśnienia, jak należy rozumieć dane w tabeli, by nie wyciągnąć pochopnych wniosków:
- w obecnych czasach dzieci rodzą się prawie wyłącznie w szpitalach; urodzenia rejestruje więc urząd stanu cywilnego właściwy dla gminy, w której dziecko się urodziło, a nie ten, który jest właściwy dla miejsca zamieszkania rodziców; to oznacza, że liczba mówiąca o urodzeniach w danej gminie tak naprawdę niewiele mówi o liczbie nowych mieszkańców tej gminy; stąd też m. in. wartości <0> w rubrykach dotyczących Wojkowic i Będzina – w tych miastach nie ma bowiem oddziałów porodowych; rodzice dziś wybierają szpitale niekoniecznie najbliższe i niekoniecznie z własnej gminy czy powiatu; wiele dzieci z Zagłębia Dąbrowskiego przychodzi na świat choćby w Katowicach; dane z USC mają tutaj charakter jedynie poglądowy, pokazujący, jak niewiele dzieci w ogóle przyszło na świat w ubiegłym roku w szpitalach Zagłębia Dąbrowskiego;
- podobna prawidłowość, jak w przypadku urodzeń, występuje w przypadku zgonów, które rejestrują urzędy stanu cywilnego; jeśli mieszkaniec np. mieszkaniec Katowic zmarł w szpitalu w Sosnowcu, to jego zgon rejestruje USC w Sosnowcu;
- rozwody rejestrują te urzędy stanu cywilnego, które rejestrowały ślub danej pary, bez względu na to, gdzie para później mieszkała;
- literka <u> przy liczbie oznacza ilość aktów uznanych przez dany USC, na przykład: akt małżeństwa zawartego za granicą, uznano w USC w Bobrownikach, urodzenie za granicą zarejestrowano w USC w Wojkowicach, a śmierć za granicą zarejestrowano w USC w Psarach, itd.;
- znak zapytania przy liczbie wskazuje na wątpliwości dotyczące podanych danych (skąd 31 urodzin w gminie Ożarowice, skoro izbę porodową w Tąpkowicach zamknięto dawno temu?);
- stan ludności na koniec roku podano wg danych USC wg zameldowania; mimo że obowiązek meldunkowy nie ustał, obecnie nie ma kary za niezameldowanie się, toteż część osób nie dopełnia tego obowiązku; część osób zameldowanych faktycznie nie mieszka w gminie swego zameldowania i tak naprawdę może swoje centrum życia mieć np. w Warszawie, Wrocławiu, za granicą czy gdzieś indziej;
- ilość zameldowań i wymeldowań podana jest wg danych urzędów gmin, przy czym w nawiasach podano zameldowania nowo narodzonych dzieci i wymeldowania z powodu zgonów;
- jedynie Dąbrowa Górnicza dostarczyła nam dokładne dane z podziałem na zameldowania na pobyt stały i czasowy oraz wymeldowania z pobytu stałego i czasowego; to ma znaczenie, choć niewielkie – obowiązek meldunku na pobyt czasowy nie jest dziś za bardzo przestrzegany.
Przygnębiające wnioski
Z porównania danych dotyczących urodzeń i zgonów, które dostarczyły urzędy stanu cywilnego, wynika dramatyczna różnica na niekorzyść urodzeń. Nawet jeśli założymy, że oddziały porodowe, które są tylko w 3 miastach naszego regionu (Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza i Czeladź), muszą obsłużyć pozostałe, ościenne gminy powiatu będzińskiego (co nie będzie do końca prawdą, jak wspomniano, bo rodzice nie zawsze kierują się kryterium terytorialnym, gdy wybierają „porodówkę”), to wciąż różnica ta będzie zatrważająca. Widzimy łączną liczbę około 1 tysiąca narodzin i liczbę około 5 tysięcy zgonów. Nawet zakładając, że sporo rodziców zdecydowało się rodzić poza zagłębiowskimi szpitalami, trudno uwierzyć, by była to liczba, która jakoś szczególnie poprawiałaby ten bilans.
Powyższe rozumowanie potwierdzają dwie ostatnie kolumny tabeli, które dotyczą meldunków w gminach. Pomimo, że nie od wszystkich gmin otrzymaliśmy dokładne dane na temat zameldowań z powodu narodzin oraz wymeldowań z powodu zgonów (w obu przypadkach to dane w nawiasach) w ogólnej liczbie zameldowań i wymeldowań – dane są przerażające. Zadziwiają szczególnie wartości dla Sosnowca, choć i w pozostałych miejscowościach zazwyczaj wskazują 2 a nawet 3 razy mniej nowych zameldowań niż wymeldowań – także z powodu narodzin i zgonów.
Widać to w wieloletnich danych dotyczących liczby mieszkańców miast. I tak:
- w Sosnowcu największą liczbę mieszkańców, to jest 259.580 osób, odnotowano w roku 1987; dziś miasto liczy o około 82 tysiące mieszkańców mniej, niż wówczas, choć żadna część miasta nie została od niego odłączona w tym czasie;
- w Dąbrowie Górniczej rekordowym rokiem był 1982, kiedy mieszkało w mieście 152.373 osób; od tamtego czasu stale ubywa mieszkańców, choć w międzyczasie miasto powiększyło się o osadę Trzebiesławice; dzisiejsze dane wskazują na ubytek około 46 tysięcy mieszkańców miasta od tamtego czasu;
- w przypadku Będzina szacunki należy skorygować o dane Wojkowic, które włączono do miasta na rok przed rekordowym rokiem 1979, kiedy odnotowano w mieście liczbę 78.800 mieszkańców; od tamtego czasu Wojkowicom udało się odzyskać podmiotowość miejską; by porównanie było miarodajne, musimy zsumować dzisiejsze liczby ludności obu miast; a to nam daje łączny ubytek ponad 21 tysięcy ludzi łącznie w obu miastach.
Nie wiadomo, czy są jakiekolwiek szanse na zmiany trendów, biorąc pod uwagę zmniejszającą się dzietność nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. W obecnej sytuacji już nie zmiana trendów, ale ewentualne przyhamowanie obecnych – trzeba będzie uznać za sukces.

Może Cię zainteresować: