Rozmowa z dr. Tomaszem Ratajczakiem
Jak oceniać rekonstrukcję zamków w
Bobolicach i Mirowie?
Należy
rozróżnić Bobolice i Mirów, gdyż stan zachowania tych zamków
był wyjściowo odmienny. I skala ingerencji jest też odmienna, mimo
że mamy do czynienia z inwestycjami jednego, wspólnego dla obu
zamków właściciela. Ale ich sytuacja jest różna. Zamek w
Bobolicach był zachowany w gorszym stanie niż zamek w Mirowie i jak
dotąd ingerencja w Bobolicach była znacznie poważniejsza niż w
Mirowie. W Bobolicach mamy do czynienia z budową zupełnie nowego
obiektu, który wchłonął historyczne ruiny.
Wchłonął?
Zupełnie. A w
każdym razie w takim stopniu, że historyczne ruiny zamku są
obecnie właściwie nieczytelne. Tylko naprawdę wąska grupa
specjalistów w zakresie architektury historycznej i być może
jeszcze innych fachowców, jest w stanie dostrzec, gdzie jeszcze jest
granica historycznej ruiny, a gdzie zaczyna się już współczesna
nadbudowa. W Bobolicach mamy do czynienia z zupełnie nowym obiektem.
A nie odbudowanym?
To nie jest żadna odbudowa. W ogóle nie można tego rozpatrywać w kategoriach odbudowy, jak na przykład takiej, z jaką mieliśmy do czynienia w przypadku Zamku Królewskiego w Warszawie, zniszczonego przez Niemców podczas II wojny światowej, a po niej odbudowanego po stosunkowo krótkim czasie, mniej więcej 30 latach. Natomiast w Bobolicach to nie była odbudowa zniszczonego zamku, tylko budowa zupełnie nowego obiektu w miejscu i z wykorzystaniem historycznej ruiny. Ten obiekt jest stylizowany na historyczną budowlę, ale stylizowany w sposób fatalny. To znaczy drastycznie fałszuje historię architektury tego miejsca.
Aż tak? Mocne
stwierdzenie.
Jestem
radykalnie krytycznie nastawiony do działań prowadzonych w
Bobolicach. Uważam to za barbarzyństwo i niszczenie zabytku. Mówię
to z pełną odpowiedzialnością, ponieważ ten obecny zamek w
Bobolicach niczego nie odtwarza. To jest obiekt stylizowany na
średniowieczny zamek, który w swojej formie, bardzo luźno zresztą
i z całą masą błędów, nawiązuje do zamku nowożytnego, który
się w tym miejscu znajdował.
Nowożytnego,
nie średniowiecznego?
Zamek w
Bobolicach został wzniesiony w średniowieczu. Był przez pewien
czas zamkiem królewskim, później trafił w ręce prywatne i stał
się zamkiem możnowładczym. Przez jedną z możnowładczych rodzin,
Krezów, którzy go posiadali w XVI wieku, został gruntownie
przebudowany. Potem przeszedł jeszcze parę innych przebudów
nowożytnych, do czasu aż popadł w ruinę. Pod koniec XVIII wieku
był już kompletną ruiną. I właściwie dopiero z czasu
zrujnowania tego obiektu mamy przekazy ikonograficzne, które
pozwalają nam coś na jego temat powiedzieć. Jak już powiedziałem,
ten obecny zamek w luźnym stopniu, częściowo opiera się na
przekazach ikonograficznych, dokumentujących zamek nowożytny.
Natomiast jego forma jest jak gdyby stylizowana na zamek
średniowieczny, m.in. poprzez manipulację wątkiem murów, ale
także elementy zmodyfikowane tak, aby wyglądały bardziej na
średniowieczne, jak wieże główna i bramna, której w takiej
formie nie istniały. Zatem jest to jakaś całkowita fantazja na
temat zamkowej architektury, mająca niewiele wspólnego z
rzeczywistą historią tego miejsca.
A zamek w
Mirowie?
Wydaje mi się,
że Mirowie sytuacja jest nieco odmienna. To znaczy, że tam skala
ingerencji jest dużo mniejsza. To nie zbudowanie zupełnie nowego
obiektu, który by wchłonął pozostałości obiektu historycznego,
tylko szereg działań budowlanych, polegających na adaptacji tej
ruiny do częściowo współczesnej funkcji. Wydaje się, że
ingerencje w Mirowie są mniej kontrowersyjne. Podkreślam, że
wydaje się, gdyż nie mam pełnej wiedzy, tak dużej jak w przypadku
Bobolic. Ale też te działania prowadzone obecnie w Mirowie są dość
dobrze udokumentowane. Materiały, do których można mieć dostęp,
dość szczegółowo pokazują prowadzone tam prace. Mimo, że też
mam pewne zastrzeżenia do skali ingerencji w ruiny zamku
mirowskiego, to jednak nie budzi to takich kontrowersji jak w
przypadku Bobolic. Natomiast do tego dochodzi jeszcze
zagospodarowanie całego otoczenia.
Czyli?
Tutaj można powiedzieć, że odbiorcy dzielą się na dwa obozy. Są wśród nich ludzie zachwyceni tym, że otoczenie tych dwóch zamków, czyli Grzęda Bobolicko-Mirowska, została zagospodarowana, że pojawił się tam hotel, dróżki i tak dalej. Części turystów to się podoba. Natomiast znam również głosy bardzo licznego grona turystów, którzy z żalem obserwują przemiany tamtejszego otoczenia, ponieważ z sentymentem wspominają bardziej naturalny, mniej przetworzony krajobraz, z którym mieliśmy do czynienia jakieś 20-25 lat temu. Trzeba też podkreślić, że oba zamki były ruinami historycznymi. To jest zupełnie inna sytuacja niż na przykład kompletnie zniszczony zamek warszawski, w stosunkowo krótkim czasie odbudowany po wojnie.
Na czym polega
różnica?
Zamki w
Bobolicach i Mirowie to historyczne ruiny. Zamki, które były
ruinami od ponad 200 lat i jako ruiny wpisały się w krajobraz
kulturowy, i ten krajobraz współtworzyły. Pojawiały się w
przekazach ikonograficznych, w sztuce – malarstwie, literaturze i
tak dalej. Współczesne teorie konserwatorskie zakładają też
ochronę takich walorów kulturowych. Wszystko więc to, z czym mamy
do czynienia w Bobolicach, z perspektywy ochrony zabytków należy
oceniać skrajnie negatywnie. Natomiast nieco bym tutaj niuansował
te ocenę w przypadku Mirowa.
Skoro Bobolice
to taki antyprzykład, wskazałby pan jakiś obiekt z przeciwnego
bieguna? Na Jurze są inne rekonstruowane zamki, jak np. Smoleń,
Ogrodzieniec czy na jej pograniczu Siewierz (wprawdzie już
nowożytny, jednak w sposób podobny, jak opisany przez pana,
powstały przez przebudowę średniowiecznej warowni). Jak oceniałby
pan te rekonstrukcje czy zabezpieczenia ruin?
Sytuacja każdego
z tych zamków sytuacja jest odmienna, jednak w przypadku obiektów
wspomnianych przez pana mamy do czynienia z zamkami, które
generalnie można oceniać pozytywnie. A w każdym razie zdecydowanie
bardziej pozytywnie niż to, co obserwujemy w Bobolicach. Szczególnie
dobrym przykładem jest zamek w Siewierzu. Ruina tamtejszego zamku
biskupów krakowskich rzeczywiście jest ruiną głównie już
obiektu nowożytnego, ale z wciąż czytelnymi w jego murach
obszernymi partiami średniowiecznymi. Właściwie jest to więc
historia bardzo podobna do Bobolic. Z tą różnicą, że w
Bobolicach historyczna ruina została zupełnie wchłonięta przez
współczesną atrapę zabytku.
A w Siewierzu?
A w Siewierzu mamy do czynienia z zabezpieczeniem historycznej ruiny, z wyeksponowaniem jej zabytkowych walorów, z udostępnieniem jej dla ruchu turystycznego na większą skalę, niż miało to miejsce jeszcze kilkanaście lat temu. Jest to więc działanie bardzo pozytywne, w pełni mieszczące się we współczesnych standardach ochrony zabytków i standardach konserwatorskich. Bardzo wysoko oceniam to, z czym mamy do czynienia w Siewierzu.
Jak oceniać zamek Ogrodzieniec?
Tam poważne prace konserwatorskie były prowadzone już dość dawno temu i były one bardzo ostrożne. To znaczy zabezpieczono i udostępniono dla ruchu turystycznego ruinę. Wprowadzono niewielkie współczesne uzupełnienia, polegające na zamontowaniu różnych przejść czy schodów, dzięki którym można się po tej ruinie przemieszczać. Ale poza tym sam obiekt nie został jakoś drastycznie przekształcony. Bardziej krytycznie można się odnieść do tego, co dzieje się wokół zamku ogrodzienieckiego.
Czyli?
Wszystkich tych jarmarcznych bud i popkulturowego chaosu, który ten zamek otacza. Jakość tego jest fatalna, niewiele ma wspólnego z historią tego miejsca. Co się może nie podobać, ale też nie są to rzeczy, które niszczą sam obiekt. Fatalnie wpływają na jego otoczenie, nie wyglądając dobrze, ale bezpośrednio historycznej substancji zabytku to nie szkodzi. Dlatego to nie jest aż taki problem i stosunkowo łatwo byłoby zmienić ten stan rzeczy, gdyby uległo zmianie nastawienie lokalnego samorządu, zaistniała jakaś presja na tych, którzy prowadzą swoje turystyczne biznesy wokół zamku w Podzamczu, aby walory estetyczne tego wszystkiego się poprawiły.
Inny jeszcze przypadek to zamek w Smoleniu.
Tutaj z kolei mamy do czynienia z przykładem częściowej nadbudowy zrujnowanych murów. Z jednej strony w celu ich zabezpieczenia, a z drugiej większego uczytelnienia. Można dyskutować na temat skali takiej nadbudowy i wielkości samych prac budowlanych. Nie zawsze jest to dobrze oceniane. Ale generalnie to nie są jakieś ingerencje drastyczne, tzn. takie które prowadziłyby do utraty walorów historycznych i zabytkowych przez obiekt, który został takim pracom poddany. A z tym mamy niestety do czynienia w Bobolicach, gdzie historia zniknęła. Historyczna ruina zamku przestała istnieć. Została wchłonięta przez budowę nowego obiektu.
Bobolice przestały być zabytkiem?
Niestety tak. Nie należy zamku w Bobolicach traktować jako zabytku i miejsca o walorach historycznych. To jest nowy obiekt, który stoi w miejscu, mającym za sobą długą i ciekawą historię. Ale to co jest obecnie, nie jest już historią. W przypadku większości pozostałych zamków jurajskich na szczęście jest odmiennie. I miejmy nadzieję, że nie będą one ulegać tak daleko idącej komercjalizacji, która jest dla nich zagrożeniem. Nie można zostawić ruiny samej sobie, bo się w związku z tym rozpadnie. Ale też nie chodzi o alternatywę, że albo budujemy coś zupełnie nowego, jak Bobolice, co prowadzi aż do zniszczenia zabytku, albo nie dbamy w ogóle i ruina się rozpada, przestaje istnieć. To jest fałszywa alternatywa. Niektórzy zwolennicy zamku w Bobolicach i tego typu nowych obiektów posługują się taką alternatywą, ale – powtórzę – jest ona fałszywa. Można zadbać o ruinę w taki sposób, by jej nie przebudowywać gruntownie, a żeby jednak przetrwała. Współczesne środki techniczne, budowlane, konserwatorskie, umożliwiają takie jej zabezpieczenie.
To byłoby droższe, niż rozwiązania à la Bobolice? Czy postępowanie wedle wszelkich reguł sztuki pociąga za sobą wyższe koszty?
Niekoniecznie. Jeżeli właściciel kupi historyczną ruinę zamku i w jej miejscu zbuduje zupełnie nowy zamek udający zabytkowy, będzie w stanie pomieścić w nim komercyjne funkcje, na których będzie w stanie dodatkowo zarabiać. Z ekonomicznego punktu widzenia bardziej mu się to opłaca, niż posiadanie ruiny, na której zarobi dużo mniej. Wtedy może wpuszczać turystów, biletując ten wstęp i zarabiając na biletach. Ale nie można ustalić zbyt wysokich cen za wstęp do historycznej ruiny i na tym się wielkich pieniędzy nie zrobi. Ale można przecież, jeżeli ktoś już kupuje historyczną ruinę z zamiarem robienia interesu, rozwinąć go obok tej ruiny. To znaczy, że jeśli to jest ruina popularna, to całe zaplecze turystyczno-rozrywkowe, które będzie źródłem dochodu dla właściciela, może być ulokowane obok tej ruiny. Przykładów historycznych ruin zamków w Polsce, przy których rozwija się takie zaplecze rozrywkowe i turystyczne, mamy wiele. Zatem to nie jest tak, że się na tym nie da zarobić. Koszty takiego konserwatorskiego zabezpieczenia nie są małe, ale też nie tak wielkie, by przekraczały koszt budowy zupełnie nowego obiektu.
Budowa nowego obiektu ma więc jakieś plusy z punktu widzenia jego właściciela?
Oczywiście nowy obiekt łatwiej utrzymać. Gdy mamy budynek z dachem, ze współczesnymi rynnami, całym takim funkcjonalnym zabezpieczeniem, prościej utrzymać jego trwałość niż ruiny, którą częściej trzeba poddawać działaniom konserwatorskim. Ale też te działania konserwatorskie i konserwatorskie technologie idą naprzód, rozwijając się coraz bardziej. Wiele z nich jest coraz tańszych, podobnie jak i materiały. Tutaj więc to nie koszty procedur konserwatorskich są największym problemem, tylko raczej motywy i cele, dla których się historyczną ruinę obiektu kupuje.
Mamy w tym zakresie dobre praktyki w Polsce?
Owszem. Dobrym przykładem jest zamek Niesytno w Płoninie na Dolnym Śląsku, gdzie prywatny właściciel od 10 lat poddaje częściowej odbudowie ruinę średniowiecznego zamku, a jednocześnie prowadzi kompletną odbudowę nowożytnego pałacu stojącego na przedzamczu, który w dobrym stanie przetrwał niemal do końca XX w. i został zniszczony w pożarze. To ciekawy przykład dwutorowego działania – całkowitej odbudowy, uzasadnionej w przypadku niedawno zniszczonego pałacu i częściowej adaptacji historycznej ruiny zamku. Niezłym przykładem jest także adaptacja na funkcje kulturalne historycznej ruiny zamku w Gołańczy w Wielkopolsce, choć w tym przypadku znacznym ułatwieniem jest fakt, że obiekt przetrwał do naszych czasów w stanie znacznie lepszym niż większość zamków jurajskich.
Może jakiś przykład z województwa śląskiego?
Z obiektów bliższych geograficznie Jurze wskazałbym zamek w Chudowie, którego ruinę bardzo dobrze zaadoptowano na początku XXI w., wykorzystując do tego celu stosunkowo najlepiej zachowaną wieżę, natomiast pozostawiając w ruinie pozostałe części obiektu. Stworzono tym samym udany kompromis między restytucją zamku, a utrwaleniem historycznej ruiny. Zatem państwowi i prywatni właściciele zamków jurajskich, którzy w przyszłości chcieliby zagospodarować znajdujące się w ich pieczy ruiny, mają się na czym wzorować.
***
Nasz wywiad z dr. Tomaszem Ratajczakiem na temat zamku w Bobolicach wzbudził wiele emocji i wywołał falę komentarzy na Facebooku. Prócz tego do redakcji napisał też właściciel zamku Jarosław Lasecki, nie zgadzając się z opiniami dr. Ratajczaka. Zaproponowaliśmy Jarosławowi Laseckiemu przeprowadzenie z nim wywiadu, który dałby mu sposobność publicznego przedstawienia swego punktu widzenia i argumentów. Jarosław Lasecki naszą propozycję odrzucił.