„Gwiazdy” są jednym z najbardziej charakterystycznych katowickich osiedli. Skąd pochodzi ich nazwa? Nie można traktować tego skupiska wysokich punktowców oraz sąsiadujących z nimi obiektów usługowych jak typowego blokowiska. Każdy z siedmiu budynków liczy 27 pięter i około 80 m wysokości. O ich wyjątkowości świadczy przede wszystkim nietypowy rzut – każdy wieżowiec został bowiem skonstruowany na planie ośmioramiennej gwiazdy, co doskonale widać z lotu ptaka. Stąd też szybko przyjęła się potoczna nazwa „Gwiazdy”. Formalnym patronem osiedla jest natomiast Walenty Roździeński – XVII-wieczny kuźnik i poeta z Roździenia (obecnej dzielnicy Katowic). Oficjalnie siedem budynków posiada adresy przy alei Roździeńskiego właśnie – są to numery 86, 86a, 88, 90, 96, 98 i 100.
Pod budowę nowych mieszkań dla pracowników górnośląskich zakładów wybrano rozlewiska nad rzeką Rawą. Przez wiele lat były tu tereny podmokłe powstałe w wyniku jej wylewów. Istniały tu także osadniki wód popłuczkowych z pobliskiej kopalni węgla kamiennego „Katowice” w Bogucicach. Woda popłuczkowa to woda używana do usuwania różnych osadów i zanieczyszczeń z wydobytego węgla. Powstawały wtedy charakterystyczne gęste zawiesiny, które gdzieś trzeba było składować – tworzono więc zbiorniki, najczęściej przy rzekach i potokach. Nie przejmowano się faktem, że szkodliwe substancje będą przedostawać się do gleby i zatruwać wody podziemne oraz zieleń. Starsi mieszkańcy pamiętają, że jeszcze na przełomie lat 50. i 60. XX wieku w tym miejscu nad Rawą łowiono raki…
Chcąc stworzyć osiedle po północnej stronie Rawy, rozlewiska i zbiorniki wód popłuczkowych trzeba było zasypać, osuszyć i wyrównać. Zanim jednak rozpoczęto budowę, rozważano różne warianty wysokości piętrowców, a co za tym idzie, ich liczbę. Władze województwa sugerowały, by tuż za centrum Katowic na małej powierzchni powstały mieszkania dla kilku tysięcy katowiczan. Prace budowlane poprzedziły badania terenu pod kątem stabilności – rządzący mieli poważne wątpliwości, czy w ogóle można tu cokolwiek postawić. Oczywiście rozlewiska zlikwidowano, bieg Rawy został wyprostowany, a koryto wybetonowano. Nie spowodowało to jednak natychmiastowego osuszenia obszaru, bo nadal było tu grząsko. Największą obawę budził fakt, że przez ponad sto lat węgiel wydobywała tu kopalnia „Katowice”, więc ryzyko zapadnięcia się wieżowców było bardzo duże.
Konieczność budowy nowych mieszkań zwyciężyła. Architekci postanowili wbić w grunt betonowe pale na głębokość 30 m, aż do litej skały. Dzięki temu wieżowce miały się nie zapadać i nie odchylać od pionu. Nie wymagałyby też prostowania w przyszłości. Zagrożenia spowodowanego niestabilnym podłożem chciano uniknąć także w inny sposób – podczas prac zastosowano nowatorską technikę szalunkową, w której użyto lekkiego pumeksobetonu. Dzięki temu ciężar wieżowców był znacznie mniejszy niż w przypadku standardowej konstrukcji. Mimo to okazało się, że część budynków do 2016 roku osiadła aż o 20 cm!
Odważną koncepcję budowy bloku na rzucie gwiazdy wymyślili wspólnie Henryk Buszko, Aleksander Franta i Tadeusz Szewczyk. Architekci nie mieli jednak na celu eksperymentowania – kierowały nimi realne potrzeby oszczędności oraz wymogi inwestora. Wieżowce mają osiem narożników i 16 ścian, przez co wszystkie mieszkania posiadają dwie ściany wewnątrz ogrzewanego budynku oraz balkon. Na każdym piętrze umieszczono osiem mieszkań oraz komórki lokatorskie, które były swoistym zamiennikiem tradycyjnych piwnic. Na parterach zaś powstały portiernie (pierwotnie nie były wykorzystywane), a komunikację w gwieździstym budynku zapewniały trzy windy oraz klatka schodowa.
Przez wysokość bloków pojawiły się trudności w przyłączeniu mediów na górne kondygnacje (głównie wody). Z tego powodu na 12. piętrze powstało pomieszczenie techniczne, gdzie zamontowano drugi hydrofor i pompę centralnego ogrzewania (niestety przez to komórki lokatorskie są tam nieco mniejsze). Obecnie część wieżowców posiada 192 mieszkania, a część 184. Mają one powierzchnię od 54 do 62 m2. Jednym z mankamentów życia w „Gwieździe” jest układ pomieszczeń – problemem są m.in. trójkątne kuchnie, do których trudno dostosować meble i inne wyposażenie.
Architekci zadbali o wszystkie potrzeby lokatorów „Gwiazd”. Między poszczególnymi budynkami powstały duże przestrzenie, które przeznaczono na parkingi, skwerki i place zabaw. Stworzono naprawdę dużą ilość zieleni, niespotykaną na typowych blokowiskach. Na planie gwiazdy wzniesiono także nową szkołę podstawową i kilkupiętrowy pasaż handlowo-usługowy, zaś na parterach budynków mieszkalnych otwarto przedszkola, lokale usługowe, sklepy i apteki. Co ciekawe, mocno ograniczono ruch samochodowy – odbywał się on wyłącznie dookoła osiedla.
Część starszych mieszkańców wspomina, że gdy budowano „Gwiazdy”, mówiło się nawet o 12 wieżowcach. Nie wiadomo, dlaczego postawiono tylko siedem. Nie ma (jeszcze) w Katowicach innych piętrowców, w których ludzie mieszkaliby tak wysoko. Obiekty wzniesiono w latach 1972–1978 (pierwsze trzy) i 1980–1985 (pozostałe cztery). Architekci zaplanowali około 190 mieszkań w każdym z budynków. „Gwiazdę 1” przeznaczono dla pracowników Polskich Kolei Państwowych (PKP), „Gwiazdę 2” dla Zakładów Wytwórczych Urządzeń Sygnalizacyjnych (ZWUS), a „Gwiazdę 3” dla zatrudnionych w Hucie Metali Nieżelaznych „Szopienice”.
Pomiędzy budową trzech pierwszych bloków a czterech kolejnych nastąpiła przerwa w pracach. Krążyły pogłoski, że przez niestabilny grunt osiedlu grozi rychła katastrofa i oprócz trzech „Gwiazd” nie powstanie tu nic więcej. Wspomniany przestój był związany najprawdopodobniej z przykazem z samej góry – to rzekomo pierwszy sekretarz Komitetu Wojewódzkiego PZPR Zdzisław Grudzień kazał rozsiewać niepokojące plotki, by przeszkodzić w osiągnięciu sukcesu wojewodzie generałowi Jerzemu Ziętkowi. To właśnie Ziętek chciał budowy wieżowców i wybrał dla nich miejsce. Z kolei z polecenia Grudnia w tym samym czasie przy obecnym placu Sejmu Śląskiego budowano Centrum Kształcenia Kadr Robotniczych (tzw. pałac Grudnia). Pod koniec lat 70. XX wieku zaczęło brakować zdolności produkcyjnych i materiałów, więc Grudzień zdecydował, by najpierw ukończyć jego gmach, a dopiero potem zaspokajać potrzeby mieszkaniowe katowiczan.
Nowatorska technika budowania po kilku latach dała o sobie znać. Ściany przepuszczały za dużo ciepła. Groźniejsze były jednak liczne spękania, które pojawiały się, ponieważ skurcz betonu był większy, niż założono w projekcie. W opinii wielu lokatorów uzupełnianie szczelin lepikiem wyglądało niczym dzieło szalonego artysty. Najwięcej kłopotów pumeksobeton przyniósł w latach 90. XX wieku. Na skutek różnic pomiędzy kurczliwością ścian a umocowanych w nich rur, nastąpiła awaria instalacji gazowej w „Gwieździe 1” (al. Roździeńskiego 100). Wielu mieszkańców wspomina historię chłopca o imieniu Irek, który uratował wieżowiec przed wybuchem. Kurczenie się betonu spowodowało pęknięcie rury, w efekcie czego w ścianie pojawiła się duża wyrwa. Na szczęście Irek, będący wtedy sam w domu, od razu zgłosił usterkę do odpowiednich służb. Gaz wyłączono, a lokatorów przez jakiś czas zaopatrywano w ten w butlach. Opowiadano później, że nastolatek wykazał się niesamowitą trzeźwością umysłu, a w nagrodę za swoją postawę dostał rower. Konieczne były niezbędne modernizacje, choć ostatecznie w 2001 roku zlikwidowano instalację gazową w budynku.
Psujące się windy, 17 pięter na piechotę z zapaszkiem i torem przeszkód ustawionym przez śpiących bezdomnych, sąsiedzi bijący dzieci. To było życie – opowiada jedna z osób mieszkających w „Gwieździe” w latach 90. XX wieku. Dziś jest tu o wiele bezpieczniej, a domofony utrudniają wejście do budynków osobom postronnym. Wcześniej – by zapobiec tym problemom – funkcję portiera pełnił jeden z mieszkańców.