Ten sufit przebił spektakl "Mianujom mie Hanka". Osiągnął ogromny sukces – nie tylko artystyczny, ale też frekwencyjny. Zobaczyło go blisko pół miliona widzów, wisi w sieci, zobaczy jeszcze więcej. Od maja 2021 roku, tj. od blisko czterech lat lepszy wynik osiągnął tylko spektakl "1989" Teatru im. Juliusza Słowackiego.
"Hanka" dojechała do kolejnego przystanku na swojej trasie: najpierw z inicjatywy europosła Łukasza Kohuta gościła w sejmie europejskim, sejmie polskim, potem m.in. w Czeskim Cieszynie w Těšínskim divadle. Jasne, grana jest od 2016 roku, około 300 razy, 10 sezon, tysiące osób już ją widziały. Dla Ślązaków to nie nowość, to zwieńczenie. Ale teraz "Hanka" odwróciła reguły gry i zamiast wyciągać ludzi z domów sama do tych domów trafiła. "Hanka" trafiła pod strzechy. To ważne, bo teatr jest jedną z najważniejszych platform dyskusji o śląskości, ale teatr ze swojej natury jest inaczej niż książka czy film bardziej terytorialny, trudniej trafić z nim do płocczanina czy wałbrzyszanki. Są podejmowane próby jak Przystanek Śląsk w Warszawie czy "Byk" Szczepana Twardocha i Roberta Talarczyka grany na stałe w kilku miastach, ale to wyjątki od reguły.
To sukces Alojzego Lyski, śląskiego Wernyhory z Bojszów, którego słowa i czyny idą w parze. Mocno trzymam kciuki, aby to on otrzymał w tym roku nagrodę im. Kazimierza Kutza. Cieszę się, że po spektaklu telewizyjnym w rozmowie z Agnieszką Szydłowską wystąpili wszyscy w trójkę: Grażyna Bułka, Mirosław Neinert oraz Alojzy Lysko. Zwykło się bowiem kojarzyć "Hankę" z Bułką i to zrozumiałe, ale szkoda, aby publiczności umknęło, kto jest jej pomysłodawcą. A czującym niedosyt polecam rozmowę-rzekę, którą niedawno z Lyską przeprowadził Krystian Węgrzynek pt. "Śląskiem wiedziōny" (Wyd. Biblioteki Śląskiej). Na marginesie – Lysko napisał również dla Sławomira Rosowskiego z Teatru dla Dorosłych spektakl "Godajōm mi Helmut".
To sukces Grażyny Bułki. Grażyna stworzyła wielką kreację i kolejną, która weszła do kanonu kultury śląskiej – obok choćby Świątkowej z "Cholonka". "Hanka" Bułki to pomnik budowany od cokołu po czubek podczas każdego spektaklu od nowa. W rozmowie z Anną Dudzińską na antenie radiowej Trójki Bułka powiedziała, że „narodziła się na nowo”, gdy skończyła się transmisja. Tak samo „narodziła” ona postać Hanki. Bo oczywiście to Lysko jest twórcą postaci, ale mówiąc o tym należy każdorazowo dodać duży przypis: postać Hanki została stworzona dwukrotnie, na papierze, a następnie na scenie, ma dwoje autorów, bądź mówiąc ładniej – ojca i matkę.
To wreszcie sukces reżysera spektaklu Mirosława Neinerta i całego Teatru Korez. Na tych dwóch katowickich placach – rynkowym i Sejmu Śląskiego – rodził się śląski teatr i nigdy dość przypominania, że Korez jest jedną z jego Mekk.
Tak, to spektakl również martyrologiczny, bo pokazuje perspektywę ofiar. "Hanka" nie wyczerpuje tematu XX-wiecznej historii Śląska i nie miała takiej ambicji. Ten dramat ofiarę pokazuje jednak inaczej niż przywykliśmy, zwłaszcza w kulturze polskiej.
Po pierwsze Lysko wydobywa perspektywę kobiecą, a nie męską; po drugie perspektywę ofiary nie jako wojownika umierającego z bronią w ręku, ale jako świadka dziejów; po trzecie skupia się na wątkach mniej znanych w 2016 roku, gdy sztuka miała premierę: problemie wojennych sierot, wdów, „udręki nadziei” kobiet czekających na powrót mężczyzn i ich samotności. Blisko związany z matką, sierota Lysko dobrze to poczuł. Niektóre z tych ujęć były bardziej szokujące w 2016 roku niż dziś, ale ten spektakl się nie zużyje (zwłaszcza, że owe wątki nie są tak dobrze znane poza regionem), bo poza komponentem intelektualnym, ma ten emocjonalny – na tym polega właśnie znakomita synergia Lyski i Bułki. Siłą sztuki jest dać rzeczy słowo, stworzyć w 75 minut trwania spektaklu świat, w którym widz i widzka się odnajdą. A dla twórców nie ma większej satysfakcji, niż gdy widownia powie: „To o nas”.
Odnajdą się zresztą nie tylko Ślązacy. Wystarczy poczytać książki Joanny Wilengowskiej "Król Warmii i Saturna", Stasi Budzisz "Welewetka" czy Anety Prymaki-Oniszk "Kamienie musiały polecieć", odpowiednio o warmińskiej, kaszubskiej i białoruskiej perspektywie na XX wiek, w tym na 1945 rok i kohabitację z Polakami. Po lekturze tych i paru innych książek, często pisanych przez kobiety, widać, że wiele ze śląskich losów było doświadczeniem ludzi również z innych regionów dzisiejszej Polski. "Hanka" to odtrutka na postpeerelowską mantrze o jednokulturowej Polsce. A intuicję, że historia nie była zawsze taka, jaką się ją opisuje w podręcznikach, mają nie tylko przedstawiciele mniejszości etnicznych, ale znacznie więcej Polaków.
Budda dawał różne metody osiągnięcia oświecenia w zależności od tego jaka osoba do niego przyszła. I tak samo jest z tłumaczeniem Śląska. Jeden najlepiej zrozumie go przez reportaż, inny przez film, a jeszcze inny przez los Hanki. Stała się śląskim produktem eksportowym i jest zachętą do zrozumienia Śląska, a Bułka to śląskie wunderwaffe.
A po zachwytach przyjdzie kolejnym twórcom zrobić to, co w sztuce konieczne i co również zrobili Lysko, Bułka i Neinert: zbuntować się przeciwko Hance, dokonać omobójstwa i opowiedzieć Śląsk z jeszcze innej perspektywy. Ciekaw jestem kolejnych reinterpretacji śląskiego logosu.