W ostatni weekend listopada odbył się w Katowicach Mały Festiwal Wielkiej Literatury. To druga edycja, ale tak naprawdę pierwsza. Ubiegłoroczny festiwal traktuję jako pilot, próbę ognia. Dopiero w tym roku z impetem przedstawił się Ślązakom.
Festiwal okazał się sukcesem. Po pierwsze, nie tylko przyszło społeczeństwo, ale też się rozdyskutowało, a czasem więcej osób – to zawsze dobry znak – rozmawiało o literaturze i Śląsku poza salą niż na samej sali. Po drugie, nie było to kolejne repertuarowe kopiuj-wklej. Festiwal składał się z kilkunastu „mikroprzygód” (termin organizatora), w których śląski kosmos poszerzano o elementy niezbyt w nim dotychczas znane, jak:
- filozof ze śląskiego Görlitz Jakub Böhme,
- ostrawski pisarz Ota Filip,
- "Tkocze" Gerhartha Hauptmanna w przekładzie Mirosława Syniawy
Festiwal wzbudził we mnie jednak uczucia tak radości, jak i smutku. Zorganizował go przy wsparciu wolontariuszy śląski aktywista, poeta oraz pracownik działu promocji Teatru Śląskiego Marcin Musiał. Fundacja Teatru Śląskiego „Wyspiański” udostępniła miejsce – siedzibę Fundacji w budynku Starego Dworca przy Dworcowej – ale Musiał z własnej kieszeni finansował honoraria moderatorów, gości, promocję czy catering.
Nie ma niczego złego w tym, że kultura dzieje się oddolnie. Gorzej, gdy w mieście tak bogatym i ludnym jak Katowice ta oddolna zawstydza tę odgórną.
Instytucjonalne wsparcie dla literatury w Katowicach jest mizerne – zwłaszcza jak na ośrodek, który aspiruje do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury.
Literacko Katowice nie tylko nie grają w pierwszej polskiej lidze (w niej są nie tylko Kraków czy Wrocław, ale też Sopot czy Wisła), ale dopiero aspirują do ligi drugiej.
Katowice mogą z zazdrością spoglądać na Wisłę, która wyrosła na najważniejszy ośrodek literacki województwa: miasto z jednym z lepszym festiwali literackich w kraju oraz z powstającą właśnie instytucją literacką w rodzinnym domu Jerzego Pilcha, który samorząd odkupił za 700 tysięcy złotych. Katowice grają znacznie poniżej swoich możliwości – tak finansowych, jak i symbolicznych, gdyż jako stolica województwa śląskiego mają znakomite opowieści do opowiedzenia i znakomite osoby, które mogłyby się tym zająć w sposób zinstytucjonalizowany na większą skalę.
W Katowicach do niedawna nie było nawet żadnego dużego literackiego festiwalu. Dopiero w tym roku pojawił się w Bibliotece Śląskiej odbywający się wcześniej w Sosnowcu Festiwal Przestrzeń Słowa. Nie liczę tu targów książki, które są raczej imprezą branżową i która od tego roku jest biletowana: za jeden dzień pełnego wstępu na targi należy zapłacić 23 złote. To więcej niż bilet na film w multipleksie. Trzy dni kosztowałyby 69 złotych. Trudno uznać zatem targi na katowicki festiwal literacki dla społeczeństwa – zwłaszcza, że organizowane są przez warszawską fundację.
W Katowicach nie ma też żadnych rezydencji literackich, które przyciągnęłyby pisarzy i pisarki spoza regionu, aby pomieszkali miesiąc czy trzy miesiące w Katowicach, poznali je, być może opisali. Nie ma też żadnej nagrody stricte literackiej, a najważniejszą instytucją zajmującą się literaturą obok Biblioteki Śląskiej stał się Teatr Śląski (rozmowy Ryszarda Koziołka z Ewą Niewiadomską, premiery książkowe, nagroda im. Kazimierza Kutza dla Szczepana Twardocha itd.).
Zaszokowała mnie sytuacja, gdy w ubiegłym roku współorganizowałem spotkanie autorskie jednego z poczytnych polskich autorów (finał Literackiej Nagrody Nike, wysokie nakłady itd.). Spacerowałem z nim po Katowicach, a on zachwycał się tym jak bardzo miasto wypiękniało. Spytałem go, kiedy był tu po raz ostatni, a on odpowiedział, że jakieś 15 lat temu – w tym czasie zapraszano go na spotkania autorskie do Gliwic, Dąbrowy, Mikołowa czy Sosnowca, ale nigdy do Katowic. Nie jest to odosobniony przypadek.
Nawet w aplikacji Katowic na Europejską Stolicą Kultury 2029 literatura została zignorowana. Był to jeden z powodów, dlaczego w wyścigu o ESK kibicowałem Bielsku, a nie Katowicom.
W Katowicach latami notorycznie niedofinansowane były też miejskie biblioteki. Sławomir Hordejuk, pracownik Działu Metodyki Analiz i Promocji w MBP Katowice, mówił w „Śląskiej Opinii” w 2023 roku: „2 lata temu [na rok 2021 – przyp. red.] miasto Katowice przeznaczyło na zakup nowości książkowych niecałe 8700 złotych. W przyszłym roku [2024 rok – przyp. red.] dostaniemy 20 tysięcy złotych na nowości książkowe – na 34 filie. Wszystko zostało zepchnięte na budżet obywatelski”.
8700 tysiąca z 2021 roku w przeliczeniu na filię daje 256 złotych. Za tę kwotę można kupić 6 książek – a w pierwszej kolejności kupuje się literaturę bardziej popularną, dla tej bardziej wymagającej potrzeba większego budżetu. Sporo jeżdżę po polskich bibliotekach, często pytam o ich budżety na książki. Dla porównania, jakiś czas temu w około 20-tysięcznej gminie poinformowano mnie, że na zakup książek rocznie mają 85 tysięcy złotych. Tym czasem w Katowicach w większości filii zabrakło nawet na czasopisma. W ten sposób nie tylko krzywdzimy literaturę. W ten sposób również po raz kolejny rozmontowujemy wspólnotę: ludzie, pewnie na ogół starsi, nie mogą wyjść z domu, porozmawiać z bibliotekarzami i ze sobą, poczytać gazety, aktywizować się.
Chcę to podkreślić: zakup czasopism do bibliotek jest ważniejszy niż finansowanie GKS Katowice. Na ten ostatni w tym roku wydaliśmy blisko 18 milionów złotych. Kluby piłkarskie w ekstraklasie nie powinny być miejskie tak jak podatnicy nie utrzymują Legii czy Rakowa, które grywają na europejskim poziomie.
Żeby oddać sprawiedliwość – po interwencjach bibliotekarzy podczas kampanii wyborczej Marcin Krupa obiecał jednak dofinansowanie bibliotek i przeznaczenie 500 tys. złotych na zakup książek w 2025 roku. Wystarczy to na około 10 tysięcy książek. Otrzymałem informację, że ta kwota jest w budżecie zabezpieczona, więc mam nadzieję, że sytuacja bibliotek, a więc czytelników wkrótce się polepszy.
Nie twierdzę, że kultura w Katowicach stoi na niskim poziomie. Wręcz przeciwnie: muzyka czy teatr są wizytówkami miasta (choć za sprawą głównie instytucji nie miejskich, a wojewódzkich). Twierdzę, że władze Katowic nie czują literatury i niewystarczająco o nią dbają – mimo że we władzach są osoby, które mają tego problemu świadomość, mają też wiedzę i umiejętności, aby to zmienić.
Cieszę się więc z takich inicjatyw jak oddolny Mały Festiwal Wielkiej Literatury. Ale równocześnie mam nadzieję na wspomagany przez miasto Wielki Festiwal Wielkiej Literatury. Katowice mają wszelkie karty na ręce, żeby grać literacko w tej lidze, w której piłkarsko gra GKS.
Może Cię zainteresować: