Brakuje mi słowa na miejsca takie jak „Zagłoba” – knajpa, bar, szynk, lokal? Najbliższa będzie „Zagłobie” czeska hospoda, choć ja lubię myśleć o niej jako o Miejscu. Niewiele jest już takich punktów na mojej mapie Aglomeracji, które nazwałbym Miejscami.
„Zagłobę” od 35 lat prowadzi Teresa Chryst – kochana pani Terenia, Ślązaczka z krwi i kości. Jest legendą śląskiej gastronomii, zaczęła w niej pracować na długo zanim pierwszy człowiek stanął na księżycu. Robi w niej od 1961 roku, przez te przeszło sześć dekad przeszła m.in. przez kawiarnię „Kryształową”, restaurację „Hungaria” czy kawiarnię w hotelu „Katowice” – w tym ostatnim miejscu obsługiwała m.in. Jerzego Ziętka, który gdy zobaczył rozmiar zaserwowanego mu śniadania krzyknął do kelnerek, żeby mu pomogły z tym jedzeniem: „Przecie sam tego nie zezra”.
„Zagłoba” od dziesięcioleci znajduje się na zabrzańskiej ulicy Krasińskiego – zaraz za torami, blisko dworca, zdekomunizowanego pomnika Wincentego Pstrowskiego czy zamieszkanej przez Romów słynnej ulicy Buchenwaldczyków. Nazywam ją Miejscem, bo nie jest anonimowa, wytworzyła się w niej wspólnota, świat równoległy. Za barem na zydelku zawsze siedzi pani Terenia. Kocha swoich klientów, zna ich, wysłuchuje, ale i chętnie opowiada swoje – to zdrój anegdot. Oni siadają na ławie przy barze i są. A jeśli potrzebują prywatności – witają się grzecznie i zajmują miejsce przy stoliku pod jednym z obrazów. Później pani Terenia czasem dzwoni do nich, interesuje się nimi, wytwarza wyjątkową więź. Jest wulkanem energii, zawsze uśmiechnięta, a zawdzięcza to m.in. codziennym rannym spacerom po rosie. Ja sam ileś razy przyjechałem do „Zagłoby” schronić się przed światem – uściskać się, pobyć z panią Terenią. Jeśli ktoś posiedzi chwilę dłużej, pani Terenia serwuje sznity z tustym, a gdy chce się przyjść z większą ferajną, upichci żur czy bigos. Otwiera o dziewiętnastej, ale gdy zadzwoni się do pani Tereni i powie, że dziś wpadniemy wcześniej, przyjedzie i otworzy z radością. To miejsce demokratyczne, może dlatego kojarzy się w czeską hospodą – bywa tu cały przekrój społeczny: od górników przez aktorów po władze Górnika Zabrze, od abstynentów po miłośników trunków. Ci ostatni mogą zamówić sobie u niej swoją własną butelkę ulubionego alkoholu, ona go kupi i postawi na półce specjalnie dla nich, ale muszą obiecać, że wypiją kiedyś do końca.
To takie Miejsca tworzą miasto. Miasto to nie suma budynków, a suma Miejsc, gdzie można się spotkać i być ze sobą. Na tytuł miasta trzeba sobie zasłużyć, nie każde miasto jest Miejscem, a Zabrze, które zajmuje powoli miejsce, jakie Bytom okupował przez lata, szczególnie powinno o tym pomyśleć. Takich Miejsc jak „Zagłoba”, kino Patria pani Ewy Brzezińskiej-Dłóciok w Rudzie Śląskiej czy bar „Duet” na katowickim Zawodziu jest coraz mniej. Również do „Zagłoby” nie przychodzi już tyle osób co dawniej. Ktoś nawet nazwał ją kiedyś śląską Piwnicą pod Baranami. Dawniej schodziła się tu licznie bohema, wiele zasłużonych dla kultury osób z rozrzewnieniem wspomina panią Terenię. Teraz jest inaczej, rachunki rosną, klientów ubywa, ale pani Terenia nadal trwa na posterunku. Choć jest coraz trudniej.
Ostatnio do pani Tereni zabraliśmy nawet panią Irenkę – przetworzoną literacko w monodramie Barbary Lubos w Teatrze Korez „Kocham Cię proszę pana” naszą sąsiadkę z Paderewy. Pani Irenka jest dobrym duchem Paderewy: to urodzona za wojny Ślązaczka, opiekuje się zwierzętami wielu sąsiadów, wróży sąsiadom przyszłość, jest najjaśniejszą gwiazdą osiedla. Pani Irenka to kobieta na schwał: pochowała dwóch mężów, żadnej pracy się w życiu nie bała, pracowała jako wiertaczka, suwnicowa, ale i jako kelnerka w katowickiej „Silesii”. A gdy pewnego razu o tym nam na kawie mówiła, zdałem sobie sprawę, że mogła znać się z panią Terenią. Zorganizowaliśmy im spotkanie po 60 latach. Arkadiusz Gola, natenczas fotoreporter „Dziennika Zachodniego”, uwiecznił ten moment na kliszy, Anna Dudzińska, reporterka z Polskiego Radia, na taśmie, a ja kiedyś uwiecznię na piśmie. Ale naprawdę trudno opisać, co się stało, gdy spotkały się te dwie energie – dwóch największych Ślązaczek swojego pokolenia, jakie znam: legendy Zabrza pani Tereni i legendy Paderewy pani Irenki. Tego dnia „Zagłoba” zamknęła się później niż zazwyczaj. Ale to opowieść na inną okazję.
Może Cię zainteresować: