Deklaracji śląskich jest mniej niż w spisie z 2011 roku, bo wtedy metodologia i okoliczności były bardziej sprzyjające, a pewnie i trochę Ślązaków odeszło. Wiele rzeczy działo się wówczas po raz pierwszy, wydawało się, że prędko Śląsk dostanie autonomię, Ślązacy staną się uznaną mniejszością, a śląski językiem regionalnym. Od tego czasu udało się zrobić bardzo dużo dla śląskiej kultury czy pamięci, ale śląskie sprawy straciły nieco na powabie buntowniczości i świeżości. Z jednej strony Ślązacy padli ofiarą swojego własnego sukcesu, solidna pozytywistyczna praca nie wywołuje takich emocji i nadziei jak romantyczne zrywy, a z drugiej nie przyznanie Ślązakom ich praw sprawiło, że impet się wytracił.
Spis pokazał przede wszystkim to, że Ślązacy nadal istnieją, nie są kaprysem czy modą, że w 2011 roku Ślązacy nie byli memicznym happeningiem w kontrze do słów Kaczyńskiego, jak chcieli niektórzy. Prawie 600 tys. osób to wciąż spora liczba głosów, których rządzący nie mogą zignorować. Jest w Polsce pół miliona ludzi, którzy mówią językiem, który zresztą - oficjalnie - nie istnieje, jest pół miliona, którzy należą do oficjalnie nie istniejącej mniejszości.
Jednocześnie wcale nie jest powiedziane, że Ślązacy głosują w wyborach na tych, którzy obiecują im uznanie języka czy danie statusu mniejszości. Wiele wskazuje na to, że jest dokładnie odwrotnie.
Jednocześnie wiem, że teraz przetoczą się przez media rozważania inteligenckie, takie jak niniejsze, które będą wtórnie racjonalizować wiele procesów. Tymczasem dla większości Ślązaków i Ślązaczek wyniki tego spisu nie są istotne, do większości nawet nie dojdą.
Może Cię zainteresować:
GUS w końcu policzył. Ślązaków w Polsce jest więcej niż Islandczyków na Islandii
Może Cię zainteresować: