A
Wałbrzych uwielbiam, to jedno z kilku moich ulubionych miast na
Dolnym Śląsku i kilkunastu ulubionych w Polsce odrzańskiej. To
zagubiony, pogórniczy kuzyn naszej Aglomeracji. Najlepiej wjeżdża
się do niego pociągiem od strony Wrocławia. Koniecznie gdy jest
ciepło, wtedy za oknem przesuwają się gęsto zadrzewione góry, z
których tu i ówdzie wyziera szyb lub parę ciasno zbitych bloków.
Też tak jechałem, później z pociągu wyszedłem, choć początkowo
nie wiedziałem, na której to zrobić stacji, bo aż trzy stacje
zgłaszają pretensje do główności – Wałbrzych Centrum,
Wałbrzych Główny i Wałbrzych Miasto.
Gdzieś jednak wysiadłem, podpowiedział mi chyba Wojtek. Może dzięki temu mniej się na niego poboczyłem, gdy już przeszedłem miasto zgodnie z rozrysowanym przez niego dla mnie planem. A rozrysował kłopotliwie, bowiem górzysty Wałbrzych jest miejscem, przez które podróżować trzeba nie z mapą zwykłą, a koniecznie z hipsometryczną. Szybko odkładający się kwas mlekowy zrekompensowało mi jednak Wałbrzycha piękno – od ruin ponazistowskiego mauzoleum na szczycie góry Niedźwiadki po znane ze Świętochłowic, Zgorzelca czy Kostrzyna miejskie landszafty, które mogłyby być jednocześnie scenografią Babylon Berlin i Mad Maxa.
I to w tym mieście bohaterką jest księżna Daisy, ta sama, która bohaterką jest w Pszczynie. Daisy to angielska filantropka i pacyfistka. Zmarła w tutejszym zamku Książ, była mocno związana z Wałbrzychem, a jej mąż, książę pszczyński Jan Henryk XV, miał tutaj znaczne dobra i dlatego po I wojnie światowej, będąc jednym z ideologów górnośląskiej niezależności, chciał aby ewentualny samodzielny Górny Śląsk obejmował też Wałbrzych.
Maria Teresa Oliwia Hochberg von Pless, bo tak nazywała się Daisy, jesienią ubiegłego roku stała się przyczyną konfliktu, który o Śląsku – tak Dolnym, jak i Górnym – powiedział wiele. Wałbrzyski Zespół Szkolno-Przedszkolny numer 5 postanowił obrać sobie nowego patrona, a decyzję w głosowaniu podjąć mieli najbardziej zainteresowani: uczniowie, nauczyciele i rodzice. Kandydatów była trójka: Jan Paweł II, siostra Faustyna Kowalska i Daisy. I wybrali Daisy.
Posypały się komentarze. Ogromną część tych zamieszczonych na wałbrzyskich portalach i fanpejdżach przeczytałem, a autorzy większości cieszyli się z takiego wyboru.
Z jednej strony pisali:
„Bardzo dobry wybór! Gratulacje! Należy pamiętać o historii swojego miasta i ją pielęgnować”;
„Co zrobił JP II dla Wałbrzycha?”;
„Niemcy zbudowali to miasto. Wałbrzycha by nie było bez Waldenburga”;
„Jan Paweł II jest już patronem innej szkoły w Wałbrzychu”;
Z drugiej strony:
„Może w ogóle wrócić do nazwy Waldenburg?”,
„Tęsknicie za III Rzeszą?”,
„Zasłużona, ale dla niemieckiego Waldenburga, a nie dla polskiego Wałbrzycha”.
Sprawą poza mediami dolnośląskimi najbardziej zainteresowały się media prawicowe. Na przykład na portalu „Wpolityce” publicysta Maciej Walaszczyk napisał: „Dolny Śląsk zdaje się być przestrzenią do przeobrażenia się w jakiejś nieokreślonej przyszłości w swego rodzaju śląską prowincję UE. Pod cichym i czujnym patronatem europejskich i niemieckich sponsorów. A historia z księżną Daisy jest tylko jednym z wielu epizodów tego procesu, który trwa od dawna. Czas polonizacji tych terenów zakończył się wraz z upadkiem PRL”.
Decyzję szkoły zaakceptować musiało jeszcze miasto. Ostatecznie wałbrzyscy radni w ubiegłym tygodniu przyjęli wniosek zespołu szkół nr 5 o zmianę patrona: 17 spośród 25 obecnych zagłosowało „za” ws. przedszkola i 18 spośród 25 ws. szkoły podstawowej.
Piszę o tym, bo to spór istotny również dla Górnego Śląska.
Bo gdzieś poza naszym regionem ktoś załatwia nasze sprawy i dba o promocję osób związanych z naszym regionem. Choć to w Pszczynie z Daisy powinno być łatwiej, bo tu działała już w czasach polskich, a tam jeszcze w niemieckich.
Bo pamięć pszczyńska czy części Ślązaków i Ślązaczek to nie pamięć wyłącznie miejscowa, a szersza. Jesteśmy tylko jedną z wysepek jakiegoś archipelagu, który jeszcze nie ma nazwy.
Bo wałbrzyski spór o księżną Daisy to spór toczący pół kraju – spór o to, czym w polskiej świadomości mają być ziemie poniemieckie i jaki model pamięci ma w Polsce obowiązywać.
Nasza Polska kłodnicka jest nieco inna od odrzańskiej. Tutaj po czterdziestym piątym zostali miejscowi, tutaj inaczej się pamięta. Ale w swojej istocie wiele z naszych dylematów nie jest tylko naszymi dylematami. To dylematy, z którymi mierzą się tysiące osób, głównie na zachodzie i północy kraju.
Tam codziennie dzieje się wiele z tego, co u nas. I to oni, a nie my wywalczyli sobie szkołę im. księżnej Daisy.
Może Cię zainteresować:
Zbigniew Rokita: Postawmy w Katowicach pomnik Cholonka. Symbol śląskiego humoru i zagubienia
Może Cię zainteresować: