Czy zachodzą jakieś analogie między zbrodniami w Ukrainie, a tym co działo się na Górnym Śląsku w 1945 roku?
Zawsze wojna niesie ze sobą niesprawiedliwość i okrucieństwo. Zawsze jest też tak, że najbardziej cierpią ci, którzy są niewinni, osoby przypadkowe. Tak było w 1945 r. na Górnym Śląsku i tak jest teraz w Ukrainie.
Zbrodnie Armii Czerwonej na Górnym Śląsku nie zostały rozliczone. Czy tak będzie również w przypadku Ukrainy?
To zależy od tego, jak potoczą się losy tej wojny. W 1945 r. na Górnym Śląsku zbrodni dokonali zwycięzcy, a zwycięzcy biorą wszystko i nikt ich nie rozlicza. U nas nie było „klimatu”, żeby to zrobić i nadal jest z tym problem.
Większość te wydarzenia postrzega według schematu: Rosja agresor i zarazem zwycięzca, a z drugiej strony Niemcy. Stanowisko jest więc takie - nie rozliczamy, bo nas przy tym nie było. Choć teraz, kiedy widzimy to, co się dzieje za naszą wschodnią granicą, to wiele osób może lepiej zrozumie tę sytuację sprzed 77 lat.
Uda się więc rozliczyć zbrodnie w Ukrainie?
Jeżeli Ukraina wyjdzie z tego wszystkiego cało, to rozliczenia, obok odbudowy kraju, będą głównym tematem. Zresztą to już się dzieje. Oni tam gromadzą dowody, próbują ustalić personalia rosyjskich żołnierzy. Widać, że Ukraina o tych rozliczeniach myśli. To dobrze, bo nie powinniśmy zostawiać takich zbrodni bez wyciągnięcia konsekwencji.
Wracając do Tragedii Górnośląskiej. Dlaczego przez ponad 30 lat wolnej Polski jej nie rozliczono?
W PRL-u nie robiono w tej sprawie nic. To był jeden z elementów „wyzwolenia” Górnego Śląska i przejęcia tego obszaru przez państwo polskie. Wielu liczyło, że po zmianach ustrojowych coś się w tej sprawie zmieni, ale zmieniło się niewiele.
Z jednej strony wiele osób, ofiar tych wydarzeń, odważyło się zabrać głos w tej sprawie i to jest duży pozytyw. Choć większość z nich się nie odważyła. Nawet z mojej rodziny, prawie do końca życia. Tym bardziej nie chcieli o tym mówić głośno. To oznacza brak wiary tych ciężko doświadczonych ludzi w sprawiedliwość i strach.
Z kolei ci, którzy współdziałali z Sowietami mieli „szerokie plecy”. Można to stwierdzić chociażby po losach Salomona Morela, komendanta obozu w Zgodzie. Ci ludzie mieli ogromne możliwości, żeby uniknąć kary?
Kto miałby rozliczyć te zbrodnie z 1945 roku?
Musiałoby się z tym uporać państwo polskie. Z jednej strony byli Sowieci, a z drugiej autochtoni – Ślązacy i Niemcy. To wszystko jednak działo się na terenie, gdzie odradzało się państwo polskie. Sowieci stąd wyszli, ale została ta garstka autochtonów i państwo polskie, które powinno to potraktować poważnie i się z tym uporać.
To trudny temat dla państwa polskiego?
Tak, bo przy tym pojawiają się niewygodne pytania. Co robili w tych obozach Polacy, którzy nimi zarządzali i znęcali się na więźniami? Z czyjego nadania to robili? Dlaczego przez tyle lat nie było żadnej reakcji? Rozliczenie zawsze jest okazją do stawiania bardzo trudnych pytań, a mam wrażenie, że to państwo nigdy nie dojrzało do tego, żeby na te pytania odpowiedzieć.
Taka nieprzepracowana historia, która nie jest oczyszczona z takich emocji lubi się powtarzać. Pewne rzeczy związane z zakończeniem II wojny światowej w całym bloku sowieckim nie zostały do dziś wyjaśnione i rozliczone. I to teraz objawiło się ze zdwojoną siłą. Chociaż nikt się nie spodziewał, że może do tego dojść.