Zbrodnia z 1943 roku i odnaleziony skarb, który po latach wrócił do rodziny. „Cieszę się, że sprawę udało się doprowadzić do końca”

Resztki fundamentów, trochę cegieł i kamieni, kikuty drzew owocowych – „ukryte” w lasach Skał Kroczyckich na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Tyle pozostało po gospodarstwie Marianny i Pawła Fiutaków. Małżeństwo, za pomoc partyzantom, zostało zamordowane przez Niemców w 1943 roku. Zakopane przez nich wcześniej oszczędności zostały odnalezione dwa lata temu, a teraz trafiły do ostatniej żyjącej córki państwa Fiutaków. – Cieszę się, że sprawę udało się doprowadzić do końca – mówi Artur Troncik, poszukiwacz skarbów z Siemianowic Śląskich.

YouTube/ Underground Passion
Odnaleziony skarb: 250 przedwojennych złotych

Pozostałości gospodarstwa państwa Fiutaków znajdują się niedaleko zielonego szlaku turystycznego prowadzącego z Kostkowic do Podlesic, do Góry Zborów, na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Są wspomnieniem tragedii, do której doszło tutaj w 1943 roku.

Zakopane oszczędności

Dawniej w tym miejscu nie było lasu. Znajdowało się tu jedno gospodarstwo, w którym mieszkali Paweł i Marianna Fiutakowie, a także ich trzy córki. W 1943 roku najmłodsza Marianna miała 5 lat, Helena 8 lat, a Sabina – 11. Ale ta historia zaczyna się w 1939 roku. Paweł Fiutak, który wziął udział w kampanii wrześniowej, jesienią 1939 roku wrócił do domu. W listopadzie wydane zostało rozporządzenie ministrów gospodarki, finansów i spraw wewnętrznych Rzeszy, nakładające obowiązek zdania pieniędzy bitych w czasach II RP w srebrze i wymiany ich na banknoty.

Nie wiadomo, czy doszło do tego zaraz po ogłoszeniu rozporządzenia, czy może później, ale małżeństwo postanowiło nie oddawać swoich oszczędności Niemcom, a ukryć je. 250 przedwojennych złotych, w srebrnych monetach zostało zakopanych w sadzie, pod gruszą. – Suma, jak na tamte czasy, spora. To była dobra, przedwojenna pensja urzędnika. Za te pieniądze można było kupić krowę – mówi Artur Troncik z Siemianowic Śląskich, popularny „Saper” – jeden z najbardziej znanych poszukiwaczy skarbów w Polsce.

Jak przypomina, podczas okupacji na Jurze zorganizowały się oddziały partyzanckie, były to głównie Bataliony Chłopskie.

– W znajdujących się na uboczu Kostkowic gospodarstwach partyzanci zaopatrywali się w żywność, odpoczywali, przygotowywali się do akcji. Czy Paweł Fiutak był w partyzantce? Nie można tego wykluczyć. Wiadomo na pewno, że wraz z mieszkającym niedaleko panem Piekarczykiem, który był przyszywanym dziadkiem dla córek Fiutaków, partyzantom pomagał. I dlatego w maju 1943 roku pojawili się tu Niemcy – opowiada Artur Troncik, który historią małżeństwa Fiutaków zainteresował się już dobre dwadzieścia lat temu.

Pozostał krzyż

23 maja 1943 roku Marianna Fiutak w domu była z córkami. Jej mąż wyjechał.

– Ze wspomnień córek wynika, że pod dom podjechało kilka pojazdów. Niemcy dali Mariannie kartkę z nazwiskami i pytali, kim są ci ludzie i gdzie przebywają. Kobieta podarła kartkę i rzuciła Niemcom pod nogi. Niemcy zaczęli ją bić i przeszukiwać mieszkanie. Znaleźli starą strzelbę myśliwską… Wyciągnęli kobietę z domu, córki zostały same. Później zjawił się ich ojciec. Znalazł żonę niedaleko, od domu – jej ciało było zmasakrowane. To w tym miejscu Marianna Fiutak została pochowana, pojawił się tu też krzyż, który znajduje się do dziś. Jest jakieś 100 metrów o szlaku – wyjaśnia „Saper”.

Córki trafiły pod opiekę ludzi z Podlesic, a po kilku tygodniach zatrzymany i zamordowany przez Niemców zostaje także Paweł Fiutak. Później Niemcy przyjechali raz jeszcze – zniszczyli i spalili gospodarstwo. Paweł Fiutak został pochowany na cmentarzu w Kroczycach. Po wojnie doszło do ekshumacji ciała Marianny, która spoczęła także w Kroczycach, obok swojego męża.

Po tragedii pozostał krzyż. Mat. YouTube/ Underground Passion

Administracyjne batalie

W listopadzie 2022 roku, przeszukując wraz z grupą przyjaciół pozostałości po gospodarstwie państwa Fiutaków, „Saper” trafił na skarb – zakopane pod gruszą srebrne monety. Przy dawnych zabudowaniach znaleziono także krzyżyk z różańca, medalik, sygnet i obrączkę.

Wiedziałem już wtedy, że żyją dwie córki państwa Fiutaków: pani Sabina oraz pani Helena. Dlatego rozpocząłem procedurę administracyjną, aby ten skarb im przekazać – opowiada Artur Troncik.

– Samo odszukanie córek małżeństwa Fiutaków nie było problemem. Najgorsze było „przebicie” się przez urzędy, które miały stwierdzić, czy znalezisko jest zabytkiem, czy nie jest – dodaje „Saper”. – Bo skarb mogłem przekazać tylko w sytuacji, w której nie zostałby uznany za zabytek archeologiczny. Niestety, przepisy nie są jasne i to powoduje problemy. Na szczęście na wysokości zadania stanął Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Katowicach, a dokładniej – delegatura w Częstochowie, bo bardzo ważne było dla mnie uzyskanie dokumentu, który stwierdzał, że te monety nie wypełniają definicji zabytku i zabytku archeologicznego. To pozwoliło mi iść dalej, przez kolejne procedury. W bataliach administracyjnych cały czas pomagał mi Polski Związek Eksploratorów. Później czekałem jeszcze na decyzję starostwa zawierciańskiego, ustalającą, do kogo należą grunty, na których znaleźliśmy zakopane monety…

Sprawa ciągnęła się miesiącami. W międzyczasie Troncik spotkał się z jedną z córek państwa Fiutaków, panią Sabiną. – Niestety, pani Sabina zmarła. Nie doczekała momentu zamknięcia całej procedury, udało mi się jednak z nią nagrać rozmowę dotyczącą całej tej historii – mówi Artur Troncik, który ma swój kanał na YouTube – „Underground Passion”.

Pamiątka po rodzicach

Ostatecznie „Saper” dostał pozytywną odpowiedź. – Jak tylko dostałem pismo pozwalające mi na przekazanie monet, natychmiast zadzwoniłem do ostatniej z córek, pani Heleny i umówiłem się na spotkanie i przekazanie depozytu – opowiada Artur Troncik, zadowolony, że znaleziony skarb trafił do córki państwa Fiutaków. Ucieszyła się także pani Helena, która po rodzicach nie miała żadnych pamiątek. 89-latka (rocznik 1935) mieszka dziś w Dąbrowie Górniczej.

Artur Troncik (z lewej) wraz z panią Heleną, jej córką, a także dwoma przyjaciółmi, z którymi znalazł skarb: Łukaszem i Krzysztofem


Same monety mają dziś przede wszystkim wartość kolekcjonerską; jak szacuje „Saper” – są warte kilka tysięcy złotych. Ich wartość trudno jednak mierzyć w złotówkach. Dziś to pamiątka rodzinna, podobnie jak krzyżyk, medalik, sygnet czy obrączka, które także zostały znalezione przez poszukiwaczy.

Cieszę się, że sprawę udało się doprowadzić do końca, jestem jednak zniesmaczony obowiązującym prawem. Nawet urzędnicy nie wiedzą, jak się w tym wszystkim odnaleźć – zaznacza poszukiwacz skarbów.

Artur Troncik

Może Cię zainteresować:

Skarb z Czermna, Zeppelin-Staaken w Rudach Raciborskich, odkrycie w Wilczym Szańcu. „Czuję się spełniony” – mówi Artur Troncik, poszukiwacz skarbów

Autor: Grzegorz Lisiecki

07/08/2022

Bartosz Szmoniewski

Może Cię zainteresować:

Groby, ozdoby, monety, broń... Cmentarzysko sprzed tysiąca lat na polu w Ślęzanach. „Jestem przekonany, że to dopiero początek wielkiego odkrycia”

Autor: Grzegorz Lisiecki

18/09/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon