Pozostałości gospodarstwa państwa Fiutaków znajdują się niedaleko zielonego szlaku turystycznego prowadzącego z Kostkowic do Podlesic, do Góry Zborów, na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej. Są wspomnieniem tragedii, do której doszło tutaj w 1943 roku.
Zakopane oszczędności
Dawniej w tym miejscu nie było lasu. Znajdowało się tu jedno gospodarstwo, w którym mieszkali Paweł i Marianna Fiutakowie, a także ich trzy córki. W 1943 roku najmłodsza Marianna miała 5 lat, Helena 8 lat, a Sabina – 11. Ale ta historia zaczyna się w 1939 roku. Paweł Fiutak, który wziął udział w kampanii wrześniowej, jesienią 1939 roku wrócił do domu. W listopadzie wydane zostało rozporządzenie ministrów gospodarki, finansów i spraw wewnętrznych Rzeszy, nakładające obowiązek zdania pieniędzy bitych w czasach II RP w srebrze i wymiany ich na banknoty.
Nie wiadomo, czy doszło do tego zaraz po ogłoszeniu rozporządzenia, czy może później, ale małżeństwo postanowiło nie oddawać swoich oszczędności Niemcom, a ukryć je. 250 przedwojennych złotych, w srebrnych monetach zostało zakopanych w sadzie, pod gruszą. – Suma, jak na tamte czasy, spora. To była dobra, przedwojenna pensja urzędnika. Za te pieniądze można było kupić krowę – mówi Artur Troncik z Siemianowic Śląskich, popularny „Saper” – jeden z najbardziej znanych poszukiwaczy skarbów w Polsce.
Jak przypomina, podczas okupacji na Jurze zorganizowały się oddziały partyzanckie, były to głównie Bataliony Chłopskie.
– W znajdujących się na uboczu Kostkowic gospodarstwach partyzanci zaopatrywali się w żywność, odpoczywali, przygotowywali się do akcji. Czy Paweł Fiutak był w partyzantce? Nie można tego wykluczyć. Wiadomo na pewno, że wraz z mieszkającym niedaleko panem Piekarczykiem, który był przyszywanym dziadkiem dla córek Fiutaków, partyzantom pomagał. I dlatego w maju 1943 roku pojawili się tu Niemcy – opowiada Artur Troncik, który historią małżeństwa Fiutaków zainteresował się już dobre dwadzieścia lat temu.
Pozostał krzyż
23 maja 1943 roku Marianna Fiutak w domu była z córkami. Jej mąż wyjechał.
– Ze wspomnień córek wynika, że pod dom podjechało kilka pojazdów. Niemcy dali Mariannie kartkę z nazwiskami i pytali, kim są ci ludzie i gdzie przebywają. Kobieta podarła kartkę i rzuciła Niemcom pod nogi. Niemcy zaczęli ją bić i przeszukiwać mieszkanie. Znaleźli starą strzelbę myśliwską… Wyciągnęli kobietę z domu, córki zostały same. Później zjawił się ich ojciec. Znalazł żonę niedaleko, od domu – jej ciało było zmasakrowane. To w tym miejscu Marianna Fiutak została pochowana, pojawił się tu też krzyż, który znajduje się do dziś. Jest jakieś 100 metrów o szlaku – wyjaśnia „Saper”.
Córki trafiły pod opiekę ludzi z Podlesic, a po kilku tygodniach zatrzymany i zamordowany przez Niemców zostaje także Paweł Fiutak. Później Niemcy przyjechali raz jeszcze – zniszczyli i spalili gospodarstwo. Paweł Fiutak został pochowany na cmentarzu w Kroczycach. Po wojnie doszło do ekshumacji ciała Marianny, która spoczęła także w Kroczycach, obok swojego męża.
Administracyjne batalie
W listopadzie 2022 roku, przeszukując wraz z grupą przyjaciół pozostałości po gospodarstwie państwa Fiutaków, „Saper” trafił na skarb – zakopane pod gruszą srebrne monety. Przy dawnych zabudowaniach znaleziono także krzyżyk z różańca, medalik, sygnet i obrączkę.
– Wiedziałem już wtedy, że żyją dwie córki państwa Fiutaków: pani Sabina oraz pani Helena. Dlatego rozpocząłem procedurę administracyjną, aby ten skarb im przekazać – opowiada Artur Troncik.
– Samo odszukanie córek małżeństwa Fiutaków nie było problemem. Najgorsze było „przebicie” się przez urzędy, które miały stwierdzić, czy znalezisko jest zabytkiem, czy nie jest – dodaje „Saper”. – Bo skarb mogłem przekazać tylko w sytuacji, w której nie zostałby uznany za zabytek archeologiczny. Niestety, przepisy nie są jasne i to powoduje problemy. Na szczęście na wysokości zadania stanął Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków w Katowicach, a dokładniej – delegatura w Częstochowie, bo bardzo ważne było dla mnie uzyskanie dokumentu, który stwierdzał, że te monety nie wypełniają definicji zabytku i zabytku archeologicznego. To pozwoliło mi iść dalej, przez kolejne procedury. W bataliach administracyjnych cały czas pomagał mi Polski Związek Eksploratorów. Później czekałem jeszcze na decyzję starostwa zawierciańskiego, ustalającą, do kogo należą grunty, na których znaleźliśmy zakopane monety…
Sprawa ciągnęła się miesiącami. W międzyczasie Troncik spotkał się z jedną z córek państwa Fiutaków, panią Sabiną. – Niestety, pani Sabina zmarła. Nie doczekała momentu zamknięcia całej procedury, udało mi się jednak z nią nagrać rozmowę dotyczącą całej tej historii – mówi Artur Troncik, który ma swój kanał na YouTube – „Underground Passion”.
Pamiątka po rodzicach
Ostatecznie „Saper” dostał pozytywną odpowiedź. – Jak tylko dostałem pismo pozwalające mi na przekazanie monet, natychmiast zadzwoniłem do ostatniej z córek, pani Heleny i umówiłem się na spotkanie i przekazanie depozytu – opowiada Artur Troncik, zadowolony, że znaleziony skarb trafił do córki państwa Fiutaków. Ucieszyła się także pani Helena, która po rodzicach nie miała żadnych pamiątek. 89-latka (rocznik 1935) mieszka dziś w Dąbrowie Górniczej.
Same monety mają dziś przede wszystkim wartość kolekcjonerską; jak szacuje „Saper” – są warte kilka tysięcy złotych. Ich wartość trudno jednak mierzyć w złotówkach. Dziś to pamiątka rodzinna, podobnie jak krzyżyk, medalik, sygnet czy obrączka, które także zostały znalezione przez poszukiwaczy.
– Cieszę się, że sprawę udało się doprowadzić do końca, jestem jednak zniesmaczony obowiązującym prawem. Nawet urzędnicy nie wiedzą, jak się w tym wszystkim odnaleźć – zaznacza poszukiwacz skarbów.