Mogę powiedzieć, że jest moją szkolną koleżanką, ale właściwie to znaliśmy się nie znając, po prostu mijaliśmy się na korytarzach, najpierw w SP 4, a potem w LO. Urszula była aktywna przy różnych szkolnych imprezach, no i zwracała na siebie uwagę urodą. Była dziewczyną czarnowłosą, ciemnooką, o lekko oliwkowej cerze. Mieszkała w centrum Świętochłowic, przy obecnej ulicy Katowickiej 3A czyli „nad kryształem”, jak się wtedy popularnie mówiło, ponieważ w kamienicy był sklep z kryształami.
Wspominam rodzinne spotkania, śpiewane polskie i śląskie piosenki patriotyczne, powstańcze, opowieści o królewnie Wandzie, tej co nie chciała Niemca, opowiastki o wojskach Królowej Jadwigi, ciepłe więzi z sąsiadami, co po latach pozwoliło mi na szybkie nawiązywanie kontaktów – opowiada.
– Zresztą społecznikowskie, wręcz filantropijne zacięcie mam chyba po dziadkach i pradziadkach – dodaje Urszula. – Jeden z pradziadków na początku lat 20. XX wieku był związkowcem i radnym miejskim. Moja babcia Klara Korzonek Mikołajewska przyjaźniła się z Wiktorią Strobą – matką późniejszego arcybiskupa poznańskiego. A jej bracia byli powstańcami śląskimi. Józef Korzonek był dowódcą powstańców powiatu świętochłowickiego, powstańcem też był jego brat Emmanuel Korzonek. Zaangażowana była też i Klara, która opowiadała wnukom, że dostarczała powstańcom broń w chacce, czyli chuście, w której nosiła pierworodnego – wspomina świętochłowiczanka.
To było 11 listopada...
Swego czasu znajomy zapytał mnie, czy przypominam sobie Urszulę. Powiedział, że od lat mieszka na Cyprze. No i zainteresowałem się jej losami. Okazało się, że po maturze zdawała na Uniwersytet Warszawski. Była jedną ze 140 osób, które ubiegały się o 10 miejsc, na Archeologii Śródziemnomorskiej Wydziału Historycznego Została przyjęta. Na tej uczelni zrobiła później doktorat, poznała też język grecki. Zaś z powodu urody była często dołączana do grup studiujących tam Greków, z którymi nawiązała przyjaźnie trwające do dziś. W Warszawie poznała przyszłego męża Christosa – Greka z Cypru, studenta Akademii Muzycznej. „Wspomnę, że z mężem poznaliśmy się 11 listopada 1976. Data ta jest dla mnie symboliczna ponieważ 11 listopada, ale 1945 roku spotkali się moi rodzice. Siedem dni przed ogłoszeniem stanu wojennego miałam wylecieć na Cypr – relacjonuje. – Loty jednak odwołano, ale poinformowano nas, że mamy czekać, bo może nastąpi jakaś zmiana. Istotnie, nastąpiła, i tak, tranzytem przez Bułgarię (Sofię), znalazłam się na Cyprze. Leciałam bez męża, ale z przyjaciółką Cypryjką. Mąż na rok przede mną wyjechał do ojczyzny, aby „przygotować grunt” na moje przybycie. Wcześnie zetknęłam się z kulturą grecką, o której dużo słyszałam od mojej babci Klary, która kochała kulturę i mitologię tego kraju”.
Przez wiele lat pani Urszula i jej mąż byli pracownikami Ministerstwa Edukacji i Kultury. Życie na Cyprze było i jest inne aniżeli w Polsce. Dzięki znajomości języka i swoim cechom charakteru szybko weszła w miejscowe środowisko. Tu poznała, co naprawdę znaczy demokracja, a dzięki otwartości udaje jej się promować Polskę, także w szerokim tu gronie obcokrajowców.
Nie jestem Cypryjką i nigdy nią nie będę – wyznaje. – To jest naturalne, bo przecież urodziłam się w Polsce, tam się wychowałam, ale wrosłam w cypryjską społeczność. Najpierw porównywałam Polskę i Cypr, na początku dostrzegałam różnice, ale później podobieństwa.
– Na pracę w zawodzie czekałam 10 lat. Nie był to czas zmarnowany, ponieważ zajmowałam się pracą filantropijną. I tu chciałam podkreślić, że za swoją działalność nigdy nie dostałam ani nie wzięłam grosza – podkreśla.
Integracja środowiska Polaków
Wspomina rok 1987, kiedy tamtejsza telewizja robiła spotkania dla dzieci z różnych krajów. Był czas wigilijny, więc nakłoniła jedno z dzieci ze środowiska tutejszych Polaków, by opowiedziało w języku greckim o polskich obyczajach wigilijnych. To było inspiracją do wyjścia na zewnątrz, do pokazania polskiej mniejszości.
Zaczęliśmy w Nikozji urządzać spotkania z interesującymi ludźmi z Polski. We własnym zakresie organizowaliśmy poczęstunek, czyli każdy coś przynosił, a prezentowani goście byli z różnych branż, najczęściej ze środowisk kultury, ale nie tylko. W miarę możliwości pokazywaliśmy ich prace, były więc np. wystawy malarstwa, sztuki ludowej, fotografiki, wieczory poetyckie.
Ciekawostką jest, że prezentowana poezja była zawsze i po polsku, i po grecku w tłumaczeniu Urszuli. Spotkania te stały się inspiracją do zorganizowania się w oficjalne Stowarzyszenie Kulturalne Polaków na Cyprze „Malwa”, zawiązane w 2001 roku. Od tego mementu zrodziła się nadzieja na systematyczną pomoc finansową z Polski i Cypru. Ale jak pokazało życie, z tą pomocą bywało różnie. – Tak na marginesie chciałam zaznaczyć, że chyba 80% imprez kulturalnych organizowanych przez nas (czyli męża i mnie) było oparte na naszym prawie pełnym uczestnictwie finansowym – podkreśla świętochłowiczanka.
Stowarzyszenie w roku 2021 obchodziło swe dwudziestolecie i przez ten czas mogło doliczyć się prawie 500 przeróżnych imprez. Przez 15 lat wydawano też własne czasopismo „Spod znaku Afrodyty”, adresowane głównie do Polaków, którzy stanowili tzw. starszą imigrację. Jedni z nich uciekli przed Niemcami, inni po wojnie nie wrócili do kraju, jak choćby żołnierze z armii Andersa, czy też ci, którzy twierdzili, że ich Polski już nie ma, gdyż wywodzili się z polskich kresów zagarniętych przez Związek Radziecki. To była nieliczna, ale niezwykła grupa. Jednak to pokolenie z wolna odchodziło, więc gazetka straciła rację bytu, a prócz tego pojawił się Internet i szeroko dostępna telewizja polska.
Przypominam sobie wspaniałe spotkania z przedstawicielem LOT-u. Byliśmy ujęci, kiedy dyrektor biura LOT-u po powrocie z Polski przywiózł na spotkanie tulipany z kraju i obdarował nimi wszystkie panie, zaś innym razem zachwycił nas przywiezionymi pączkami od Bliklego. To zwiększało więź naszej społeczności – mówi z sentymentem.
Pamięć o Polsce
W okresie PRL kontakty z krajem ojczystym nie były łatwe, później się to zmieniło. Tym bardziej, że w roku 2000 otwarto w Nikozji polską ambasadę, z którą się dobrze współpracuje. Inwencja Stowarzyszenia Kulturalnego Polaków na Cyprze „Malwa” jest i była ogromna. „Oprócz działalności kulturalnej to również w miarę swoich możliwości bierzemy udział w innych akcjach – opowiada. Za czasów ministra pracy i polityki socjalnej Jacka Kuronia postanowiliśmy wesprzeć finansowo jego akcję tzw. kuroniówki, jak potoczne określa się darmowy posiłek, jaki był wydawany na ulicach Warszawy na początku lat 90. XX wieku. Z kolei w akcji „Dęby katyńskie” uczciliśmy pomnikiem i tablicą pamiątkową ofiary Katynia (Romualda i Adama Lukasów, oficerów rezerwy z Krakowa) oraz zasadzeniem obok niej dębów na cmentarzu katolickim w Larnace. Pomnik ufundowaliśmy z mężem i jest to stara, zabytkowa, żelazna kuta krata, a pokrywająca ją (specjalnie zakonserwowana) rdza symbolizuje krew ofiar Katynia. Ostatnio była też akcja „Nasiona nadziei dla Ukrainy”. Polegała na tym, że chętni przynosili w niewielkich paczuszkach nasiona warzyw, a potem te torebki (było ich ponad 300) przekazaliśmy ambasadorowi Ukrainy.”
Działalność Urszuli Savvopoulou jest doceniana. Odznaczali ją prezydenci: Wałęsa, Kwaśniewki i Duda. Urszula jest damą Krzyża Kawalerskiego, Krzyża Oficerskiego i Krzyża Komandorskiego Zasług dla Polski oraz odznaczenia Bene Merito przyznawanego przez polskie MSZ. Jednak najbardziej ceni wdzięczność polskich rodzin, które dzięki niej mogły poczuć więź ze starą ojczyzną. Wspólnota Polaków też czerpie korzyści z nawiązanych przyjaźni, z tego, że wzajemnie sobie pomagają, wspierają się.
– Jeden z naszych przyjaciół – Antoni Petroni mąż Polki, która przybyła na Cypr w czasie wojny w 1940 roku i przedstawiciel Latynów (czyli katolików) w Parlamencie Cypryjskim sprawił, że dzięki dyspensie Ojca Świętego Jana Pawła II cypryjscy katolicy obchodzą Wielkanoc razem z ortodoksami. To duża sprawa, to likwiduje podziały – mówi. – Muszę jeszcze stwierdzić, że Polacy są tutaj bardzo cenieni m.in. za odkrycia archeologiczne, za wiedzę i umiejętności w odbudowie zabytków, ich renowację.
Ludzie ze Śląska
– Ślązaków jest tu raczej mało – ocenia Urszula. – Dopiero w latach 90. przybył z Rodos na Cypr franciszkanin o. Antoni Dudek – chyba z Zabrza lub Gliwic. Wyjechał po dwóch latach. Po nim na wyspę przybył inny franciszkanin o. Wilhelm Fornal. Niestety o. Wilhelma po kilkunastu latach służby zabrała śmierć. Spoczywa na cmentarzu katolickim w Larnace. Prawie równocześnie z ojcem Wilhelmem przybył też ojciec Zacheusz (Mariusz Dulniok) z Rybnika, który na wyspie pozostaje do dziś. Warto też wspomnieć i o innych Polakach. Przez ostatnie ponad 5 lat reprezentantem Watykanu na Cyprze był Polak, franciszkanin ojciec Jerzy Kraj, przybyły z Izraela. Od wielu lat na Cyprze funkcję ambasadora Zakonu Rycerzy Maltańskich pełni Polak Edward Jędrzejowicz Mier. Są wśród nas (w minimalnej jednak liczbie) Polki urodzone poza Polską (Anglia, Rosja, Białoruś, Ukraina) z rodziców Polaków. Z ostatniej emigracji, to w 2022 roku jedna para powiedziała mi, że jest z Tychów. Ona nauczycielka, a on muzyk. W samym Stowarzyszeniu Ślązaków poza mną nie ma.
Podzielona wyspa
Codzienność Cypryjczyków nie jest łatwa, już choćby z tego względu, że Cypr jest niestety podzielony na część grecką (europejską) oraz turecką, która tworzy quasi-państwo, czyli Cypr Północny, uznawany na arenie międzynarodowej jedynie przez swojego patrona – Turcję. Cypryjczycy jednak czują się Grekami – zarówno językowo, kulturowo, jak cywilizacyjnie i historycznie. Przypomnijmy trochę historii, że w następstwie rezolucji ONZ doszło do rokowań z udziałem Wielkiej Brytanii, Grecji i Turcji. W ich wyniku 16 sierpnia 1960 roku proklamowano niepodległą Republikę Cypryjską. Jej prezydentem został arcybiskup Makarios III. Jednak w roku 1974 miał miejsce zamach stanu i utrata władzy przez Makariosa. Fakt ten wykorzystała Turcja, która przypuściła inwazję na Cypr, zajmując 38% powierzchni kraju na północy wyspy. Rezultatem starć były masowe przesiedlenia ludności greckiej i tureckiej oraz masowe gwałty i grabieże. Według oficjalnych danych zginęło 8 tysięcy cywilów, a 180 tysięcy Greków opuściło swoje domostwa na północy Cypru. Stali się emigrantami we własnym kraju. Pokłosiem tej inwazji była też grupa osób zaginionych w liczbie ponad 1600. Los wielu z nich, choć minęło już ponad 50 lat, jest nieznany. Na informacje o losie zaginionego wtedy brata mojego męża, 22-letniego żołnierza, rodzina czekała 36 lat.
Co razi w Polsce
Urszula w Polsce, od zniesienia stanu wojennego, bywa co roku. Po raz pierwszy przyjechała zimą 1984 roku. – W naszych oczach Polska z roku na rok staje się piękniejsza – stwierdza. Gorzej jest z ludźmi: rani mnie zauważalny brak jakichkolwiek zasad, brak szacunku dla innych, widoczny np. w stosunku do seniorów, kobiet i ludzi o innych upodobaniach, zapatrywaniach, poglądach. No i agresja, zawiść, rynsztokowe słownictwo (zauważalne u młodzieży, a szczególnie wśród dziewcząt). Oraz nieposzanowanie polszczyzny, na co jestem szczególnie wyczulona, bo już ponad 50 lat po polsku mówię okazjonalnie i rzadko. Ale język polski jest i na zawsze pozostanie dla mnie świętością. Zawsze podkreślam też, że jestem Ślązaczką, ponieważ Śląsk zajmuje szczególnie ważne miejsce w moim sercu, jego mowa (bo tak o godce śląskiej mówiło się u mnie w domu), obyczaj, pieśniczki (np. O Świętochłowice miasto powiatowe…), kuchnia itp. Kiedy w maju 2024 prezydent Andrzej Duda zawetował ustawę o języku śląskim wystosowałam do niego list otwarty w obronie mowy śląskiej.
Przy różnych okazjach, na spotkaniach oficjalnych i z rodziną, znajomymi stara się promować Cypr i Polskę. Dlatego też, patrząc na życie Urszuli Savvopoulou, z czystym sumieniem można powiedzieć, że jest ambasadorem Polski na Cyprze i Cypru wśród Polaków.