Piękny staropolski wihajster...
Wihajster bardzo dobrze zadomowił się na Górnym Śląsku. W końcu „śląski to taki trochę niemiecki”. Wihajstra znajdziemy na plakatach, koszulkach, a paręnaście lat temu ukazał się nawet elementarz „Wihajster do Godki”. Dlaczego od kilkudziesięciu lat Ślązakom wmawia się ten nieszczęsny wihajster? Trochę tak, jakby Polacy wstydzili się niemieckobrzmiącego słówka i próbowali zrzucić za nie winę na Ślązaków. A zapewniam was, Ślązacy słowo wihajster pierwszy raz usłyszeli po wojnie od nowych sąsiadów zza Buga. Żeby nie było, że teraz winą będziemy obarczać ludność napływową. To sami Ślązacy po II Wojnie Światowej zinternalizowali powiązanie śląskiego z niemieckim. Wmówiliśmy sobie, że jak coś brzmi niemiecko, to musi być śląskie. A okazuje się, że wihajster to typowo lwowskie słowo, które nawet nie jest zapożyczeniem z niemieckiego (Żeby być zapożyczeniem, musiałoby istnieć w języku niemieckim).
Taką tezę wysnuwa językoznawca Sebastian Żurowski i podaje na to dowód:
Leopold Unger w „Kulturze” (1989) opatrzył to słowo swoistym kwalifikatorem regionalnym po lwowsku. Skoro autor (urodzony w 1922 r. w polskim Lwowie) użył określenia po lwowsku, to musi być to w języku polskim słowo przedwojenne znane także w polszczyźnie południowokresowej:
"De Gaulle, i słusznie, uważał ONZ za zwykły machin, po lwowsku wichajster, i ją lekceważył. Kreml podszedł do machin inaczej. Też nie szanował ONZ, ale jej nie lekceważył. (Leopold Unger, Hamlet bez Ofelii, „Kultura” 1989, nr 1–2, s. 50)" – czytamy na Blogu Dobrego Słownika
Ônacydła
No dobrze, czyli jak w końcu mówią Ślązacy? Najłatwiej powiedzieć tyn ôn. Od tego ônego możemy łatwo zrobić czasownik – onaczyć. Do czasownika możemy dodać prefiksy, np. z(ônaczyć), wy(ônaczyć). Możemy w końcu zebrać wszystkie te ône, zônaczyć i stworzyć ônacydła. Teraz możemy mieć pewność, że wszyscy wiedzą o co chodzi. Ale spokojnie, to jeszcze nie koniec...
Dynksy, czy dinksy?
Innym, faktycznie zapożyczonym z niemieckiego słowem, jest dynks. Dynks popularny jest w całej Polsce, a na Śląsku poprawną formą będzie dinks. Przynajmniej tak podają źródła pisane.
Grzegorz Kulik w swoich archiwach znalazł dinksa na przykład w „Gazecie Ludowej” z 1911 roku:
[...] trza sie o tem dokumentnie dowiedzieć i zapisać do kalendorza, bo wysoko sztuderowani padają, że ten dinks ma »znaczenie historyczne« - „Gazeta Ludowa” nr 33/1911
Ogony
Tutaj dochodzimy chyba do najbardziej śląskich słów, którymi nazwać możemy rzeczy nieokreślone: klamory i duperszwance.
Klamory to wszystkie te rzeczy, które nas za bardzo nie obchodzą. Narzędzia, których akurat nie używamy, stare ubrania, książki w pudłach na strychu – one wszytskie mogą być klamorami. Według prof. Zbigniewa Kadłubka w jego „Wynokwianiu Kadłubka” klamory, a raczej klamoty pochodzą z języka niemieckiego, gdzie początkowo oznaczały kawałki cegły lub tynku, które odpadły z budynku.
Prof. Kadłubek zauważa też powiązanie słowa klamor z łacińskim clamor, które oznacza wołanie lub zawołanie. Zaś we współczesnym włoskim znajdziemy chiamare, czyli wzywać/nazywać. Czyli może klamory są tak naprawdę taką śląsko-łacińską wersją wihajstrów? Z tą różnicą, że my nie pytamy, jak to coś się nazywa, tylko stwierdzamy fakt, że to coś ma nazwę. Oh, to takie śląskie!
Na koniec zostały nam duperszwance. Etymologia słowa też jest niemiecka, czego nie da się ukryć. Etnolożka Klaudia Roksela w „Słowniku Śląskim” podaje, że duperszwance, to wszystkie rzeczy nieistotne, albo niepotrzebne. Kiedyś na przykład głośno zrobiło się o wypowiedzi legendarnego, chorzowskiego trenera Jerzego Wyrobka, który po przegranym meczu swoich podopiecznych z Pogoni Szczecin nazwał właśnie duperszwancami.
Duperszwancami może być skrzynka pełna nieokreślonych narzędzi, które może kiedyś nam się przydadzą... ale pewnie nie przydadzą. Może nimi być też parę centymetrów, których nie bierzemy pod uwagę, kiedy mierzymy wielkość pola rolnego – taki nadprogramowy ogonek. I właśnie o to chodzi. Duperszwance swój źródłosłów mają w niemieckim schwanz, czyli ogon.
Czy wihajster na śląsku jest zakazany?
Język (a raczej dialekt – język nie jest kategorią językoznawczą) nie składa się jedynie z gramatyki i leksyki. Jest raczej kompetencją, w ramach której możemy dowolnie zapożyczać z innych dialektów. W końcu język nie istnieje w próżni. Nie można zabronić użytkownikom polskiego używania angielskich fancy i random. Tak samo nie można Ślązakom zakazać przywiązania do stosunkowo nowego dla nich wihajstra. Ale skoro mamy takie pięknie słowa jak duperszwanc i onacydło, to czemu nie korzystać? Przecież wihajstrem nie zwihajstrujesz, a ônacydłem zônaczysz...
Może Cię zainteresować: