Związkowcy tracą cierpliwość do minister przemysłu Marzeny Czarneckiej. Brak wieści w sprawie górniczej umowy społecznej

5 października 2024 r. jest ten dzień. Dokładnie rok temu politycy Platformy Obywatelskiej publicznie zadeklarowali, że po przejęciu władzy w jeden dzień notyfikują umowę społeczną dla górnictwa. Trudno było już wtedy, na finiszu kampanii wyborczej, traktować te słowa serio, ale skoro jednak słowo się rzekło, to „kobyłka u płota”. Sprawdzamy, na jakim etapie jest obecnie notyfikacja umowy społecznej.

Grafika: Martyna Olszewska
Kopalnia bytom umowa spoleczna

Umowa podpisana i „zaginiona w akcji”. Zmiana władzy miała przełamać impas

- W jeden dzień będziemy notyfikować umowę społeczną. My akceptujemy umowę społeczną i ten rok 2049 , który tam został zapisany jako rok, do którego polskie górnictwo powinno wydobywać węgiel na potrzeby polskiej energetyki. Dopóki nie będą kręciły się wiatraki, dopóki prąd nie będzie produkowany w wystarczającej skali ze słońca dopóty, żeby Polska była bezpieczna energetycznie, muszą działać bloki węglowe i musimy spalać węgiel. Dobrze, żeby to był polski węgiel – tak 5 października roku pańskiego 2023 na prasowym briefingu w Międzynarodowym Centrum Kongresowym w Katowicach mówił Wojciech Saługa, wtedy poseł, a dziś marszałek województwa śląskiego z ramienia Platformy Obywatelskiej.

Stojący obok Borys Budka, krótko potem minister aktywów państwowych, a obecnie deputowany Parlamentu Europejskiego, grzmiał tymczasem na niespełnione a dotyczące Śląska obietnice ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego.

Gdy politycy PO pomstowali na niepotrafiących sfinalizować notyfikację górniczej umowy społecznej polityków Prawa i Sprawiedliwości, miała ona status „zaginionej w akcji” już od ponad półtora roku. Podpisana w maju 2021 r. przez przedstawicieli rządu i śląskich związkowców została wysłana przez Polskę do notyfikacji w Komisji Europejskiej w marcu 2022 r. Potem słuch o niej zaginął, a pytani o jej los politycy PiS-u przekonywali, że winę za brak postępów w tej kwestii ponosi nieprzychylna górnictwu i przeciągająca sprawę KE.

Zakończymy do 30 czerwca: mówiła minister Czarnecka. Do dzisiaj nie wysłano wniosku

Początek nowego politycznego rozdania zapowiadał się obiecująco. W lutym 2024 r. minister przemysłu prof. Marzena Czarnecka wespół z Borysem Budką, ówczesnym ministrem aktywów państwowych spotkali się w Brukseli z unijnymi komisarzami: Margrethe Vestager i Marošem Šefčovičem.

- Podczas tych spotkań ustaliliśmy, że umowa społeczna jest nadal aktualna, ale wniosek, który został złożony w sprawie notyfikacji pomocy publicznej jest źle sporządzony i wymaga korekty. To dotyczy formalnych kwestii. Ten wniosek jest sporządzony w taki sposób, który jest niemożliwy do procedowania w Brukseli, biorąc pod uwagę procedury występujące w Komisji Europejskiej – relacjonowała później minister Czarnecka, podkreślając zarazem, że zapisy samej umowy zmieniane nie będą.

- Korekta wniosku będzie składana w marcu i w kwietniu. Mamy nadzieję, że zakończymy procedowanie do 30 czerwca – stwierdziła minister przemysłu.

Szybko się okazało, że ten harmonogram jest stanowczo zbyt ambitny. Korekta wniosku notyfikacyjnego nie trafiła bowiem do Brukseli ani w marcu, czy kwietniu, ani też w kolejnych miesiącach. Urzędnicy resortu powtarzali w kółko, że nad korektą wniosku pracuje wyspecjalizowana kancelaria prawna i ta narracja trwa do dziś.

- Wniosek jest przygotowywany – poinformował nas Tomasz Głogowski, rzecznik Ministerstwa Przemysłu.

Notyfikacji nie ma, ale publiczne pieniądze dla górnictwa i tak płyną

Mimo braku notyfikacji umowy społecznej publiczne pieniądze dla górnictwa płyną (tak naprawdę to właśnie pomoc publiczna była powodem, dla którego umowa ta musi zostać zatwierdzona przez KE). Oficjalnie na „ograniczanie wydobycia” w kopalniach, mniej oficjalnie - na utrzymanie górniczych spółek przy życiu.

- To konieczne, byśmy mogli realizować kolejne zadania produkcyjne – tak fakt przekazania w sierpniu Polskiej Grupie Górniczej obligacji skarbowych za 1,5 mld zł skomentował prezes tej spółki, Leszek Pietraszek.

W tym roku „kroplówka” od państwa do sektora górniczego ma wynieść ok. 7 mld zł, w 2025 – jeśli zsumować różne kanały transferu tych pieniędzy – nawet 9 mld zł. Wszystko to bez „zielonego światła” Brukseli, co – jak przyznają nawet sami związkowcy – może grozić w najgorszym scenariuszu nawet koniecznością zwrotu tych pieniędzy, co byłoby oczywiście równoznaczne z natychmiastową plajtą dziś wspieranych spółek.

Pompowanie publicznych pieniędzy w górnictwo to jeden z niewielu punktów umowy, o których można powiedzieć, że są faktycznie realizowane. O zapowiedzianych tam inwestycjach (np. budowie instalacji do zgazowania węgla i wychwytywania dwutlenku węgla, bądź instalacji do produkcji niskoemisyjnego paliwa węglowego, które będą mogły wykorzystywać gospodarstwa domowe) wszyscy zdążyli już zapomnieć, a jeśli przypominają to chyba tylko w charakterze żartu.

Umowa sobie, a życie sobie. Szybciej spada wydobycie i kopalnie będą zamykane

Pod coraz większym znakiem zapytania staje też przyjęty w umowie społecznej kalendarz zamykania kopalń. Wiadomo już, że przed czasem zostanie zlikwidowana KWK Bobrek w Bytomiu, która w myśl przyjętego harmonogramu miała fedrować do roku 2040, a tymczasem – ze względu niemożność zapewnienia bezpieczeństwa dla prowadzenia robót górniczych – kończy wydobycie w grudniu 2025 roku. Po serii serii śmiertelnych wypadków w kopalni Mysłowice-Wesoła coraz głośniej mówi się o możliwości połączenia tego zakładu (planowo miał działać do roku 2041) z KWK Staszic-Wujek.

- W załączniku do wniosku notyfikacyjnego umowy społecznej takiego połączenia nie wskazaliśmy. Natomiast z mojego doświadczenia – biorąc pod uwagę sytuację rynkową i funkcjonowanie tych zakładów na osi czasu przewidzianej w umowie społecznej – z przyczyn bezpieczeństwa oraz efektywnego wykorzystania złoża połączenie tych kopalń może być zasadne – powiedział niedawno w rozmowie z branżowym portalem nettg.pl Marek Skuza, wiceprezes PGG ds. produkcji.

- Z przyczyn geologicznych liczba kopalń nam się zmniejszy i wszyscy ci, którzy się cieszyli, że podpisali jakąś umowę społeczną nareszcie przejrzą na oczy i zrozumieją, że podpisali fikcję – tak skomentował kilka tygodni temu w ŚLĄZAGU rozjeżdżanie się zapisów tego dokumentu z rzeczywistością Jerzy Markowski, były wiceminister i zdecydowany krytyk umowy społecznej, którą nazywa politycznym happeningiem, zarzucając jej kompletne odklejenie od jakichkolwiek realiów.

- Terminy funkcjonowania kopalń w umowie społecznej zostały ustalone w ten sposób, że podzielono ich zasoby przez wielkość rocznego wydobycia. Umowa społeczna jest zbędnym dokumentem, którego nikt nie ma zamiaru przestrzegać – ocenił Markowski.

Dodajmy, że z rzeczywistością rozjeżdżają się nie tylko same terminy zamykania kopalń. Także faktyczna wielkość wydobycia jest mniejsza niż to, co zakładała umowa społeczna. Do tego dochodzą jeszcze takie „niespodzianki”, jak ujawniona niedawno decyzja spółki PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna o wcześniejszym wygaszeniu bloków węglowych w spalającej rocznie 1,5 tony węgla elektrowni Rybnik.

No i wreszcie, last but not least, przygotowany przez Ministerstwo Klimatu i Środowiska Krajowy Plan dla Energii i Klimatu – najważniejszy rządowy dokument dotyczący energetyki – zakłada, że już w roku 2030 z węgla (kamiennego i brunatnego) będzie produkowane nie więcej niż 22 proc. energii elektrycznej w Polsce. Według branżowego portalu wysokienapiecie.pl oznacza to, że realne zapotrzebowanie polskiej energetyki na węgiel kamienny u schyłku tej dekady spadnie do zaledwie ok. 14 mln ton. To ponad dwa razy mniej niż wedle umowy społecznej mają w tym czasie fedrować polskie kopalnie. A skoro polska energetyka nie będzie węgla aż tyle potrzebować, poza granicami kraju jest on (ze względu na niekonkurencyjną cenę) niesprzedawalny, to wnioski nasuwają się same.

Odwołane spotkanie z Ministerstwie Przemysłu. „Sprawczość pani minister jest znikoma”

Nie brak kuluarowych opinii, że brak postępów w zabiegach o notyfikację umowy społecznej wynika z panującego na szczeblu rządowym (mimo oficjalnych deklaracji minister przemysłu) przekonania, iż dokument ten stał się już fikcją i przed notyfikacją wymaga zmian dostosowujących jego zapisy do rzeczywistości.

Coraz bardziej zirytowani sytuacją związkowcy w lipcu wystąpili z wnioskiem do premiera oraz szefów trzech ministerstw, sygnatariuszy umowy po stronie rządowej, o zorganizowanie spotkania. I takie spotkanie miało się odbyć w Ministerstwie Przemysłu 27 września. Miało, ale… nie odbyło, gdyż kilka dni przed tym terminem zostało odwołane. Kolejny termin wyznaczono na 14 października.

- To z jednej strony pokazuje, że sprawczość pani minister w tym rządzie jest znikoma, z drugiej zaś to tylko kolejny dowód, że ten rząd nie zamierza się z umowy społecznej wywiązać, tylko ją storpedować. Resort klimatu nawet nie udaje, że jest inaczej, a zarząd PGE ma polityczne przyzwolenie na lekceważenie zapisów umowy społecznej – komentuje Dominik Kolorz, przewodniczący śląsko-dąbrowskiej Solidarności.
Kopalnia Bobrek

Może Cię zainteresować:

KWK „Bobrek” w Bytomiu do wcześniejszej likwidacji, i to już w 2026 roku. Powodem - brak możliwości bezpiecznego wydobycia

Autor: Michał Wroński

28/06/2024

Kopalnia Bobrek Bytom

Może Cię zainteresować:

Przyszłość niektórych kopalń pod znakiem zapytania. Geologia robi swoje. Ograniczenie eksploatacji w „Rydułtowach”. Połączenie kopalń „Mysłowice-Wesoła” i „Staszic-Wujek”?

Autor: Michał Wroński

19/09/2024

Andrzej Chwiluk

Może Cię zainteresować:

Co robi były górniczy związkowiec Andrzej Chwiluk w szeregach Zielonych? „Chcę bronić górników”

Autor: Michał Wroński

13/09/2024

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon