O Aleksandrze Francie Śląsk nie zapomni nigdy i nie jest to bynajmniej jakieś filozoficzne "chcemy aby". Śląsk o Francie nie zapomni, bo osiedle Tysiąclecia z ikonicznymi Kukurydzami, bo katowickie Gwiazdy, bo Piramidy w Ustroniu, Teatr Ziemi Rybnickiej, dom kultury w Świętochłowicach czy wspaniały, niedoceniany budynek dyrekcji WPKiW. I wiele... mnóstwo innych. Nie ma w powojennej historii Śląska architekta, który zostawiłby po sobie tak widoczny ślad w jego krajobrazie. Pamiętając oczywiście, że dzieła Franty to również dzieła Henryka Buszki, z którym tworzył nierozerwalny duet, a także związanego z nimi przez lata Jerzego Gottfrieda.
Tercet Buszko-Franta-Gottfried przeszedł do historii polskiej architektury jako „Zielone Konie”. W 1954 roku młodych architektów, niedługo po zdobyciu dyplomów, zaproszono do udziału w zamkniętym konkursie na zagospodarowanie otoczenia Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Już samo to było sukcesem i tak też udział w konkursie potraktowali inni zaproszeni, projektujący przestrzeń wokół PKiN niejako służebnie wobec pomnika socrealistycznej architektury. Buszko, Franta i Gottfried narysowali wysokie budynki na obrzeżach, w środku niższe dla handlu i usług. Pierzeję kompleksu wieńczyły rzeźby koni z brązu, które z czasem miały pokryć się patyną.
Dzieło młodego tercetu jurorzy uznali za nieprawomyślną dezynwolturę. Jeden z sędziów stwierdził, że „woli nie wypowiadać się o tej pracy, bo musiałby wyrazić potępienie dla moralnej postawy twórców”. Z jego ust padły wtedy słynne słowa: „Żadne zielone konie nie pomogą wam w ukryciu kosmopolitycznej architektury”. Buszko, Franta i Gottfried byli zbyt nowocześni, już wyrastali ponad ciasnotę zideologizowanej architektury.
Śląsk, czysta karta dla architektów
Z Aleksandrem Frantą ostatni raz widziałem się podczas zdjęć do filmu dokumentalnego „Archikosmos”. Jakoś rok przed jego śmiercią. Opowiedział wtedy, dlaczego po studiach, z dyplomem zdanym na 5, wybrał akurat dymiący Śląsk. Tak, przyjaźń z Buszką i Gottfriedem była ważna („Wspólnie tworzyliśmy, ale było to możliwe, bo się dobrze rozumieliśmy i przyjaźniliśmy. Narty, żagle, wędrówki… To była nasza piękna młodość” - opowiadał Gottfried). Ale Franta podkreślał również, że to na Śląsku były „najlepsze warunki pracy dla architektów”.
Oznaczało to między innymi, że wybitne architektoniczne umysły patrzyły na Śląsk jak na szansę na realizację swoich ambicji, wyobraźni i chęci kreacji. Ta szansa, co wszyscy projektanci tamtej ery podkreślali zgodnie, była możliwa nie tylko dzięki czystej karcie, jaką w wielu obszarach był Śląsk. Wielką rolę odgrywał także dobry klimat do nieszablonowych przedsięwzięć, budowany dla architektów przez Jerzego Ziętka. Ale z drugiej strony, tacy ludzie jak Franta wiedzieli i widzieli coś, co dla wszystkich stało się jasne dopiero w naszych czasach. Franta ponad pół wieku temu mówił o zagrożeniach i przyczynach suburbanizacji, o wydolności miast, o wyzwaniach polityki mieszkaniowej, które "odkryto" w XXI wieku.
Architektura i pejzaż to jedność
Franta i Buszko mieli dość wyobraźni, by łamać najróżniejsze schematy. W 1958 roku duet ten założył w Katowicach pierwszą w Polsce (!) autorską Pracownię Projektów Budownictwa Ogólnego. W Polsce jeszcze 20 lat później architekci nie mogli pracować prywatnie.
„Dla mnie osobiście ich zaangażowanie, poświęcenie się li tylko architekturze, było wzorcem do naśladowania” - mówił o Francie i Buszce Jarecki.
W okresie kierowania własną pracownią Franta razem z Buszką stworzyli swoje najsłynniejsze dzieła. Między innymi osiedle Tysiąclecia z pełnym zespołem mieszkaniowym, 2 kościołami i szkołami artystycznymi. Do dziś to wielkie założenie uważane jest za najlepiej przemyślane, zaprojektowane osiedle w Polsce. Gdy widzieliśmy się po raz ostatni, Franta drżącą ręką szkicował, jak udało się wykorzystać doskonały pomysł planu Gwiazd przy budowie Kukurydz: „W istocie rzutu oba budynki różniły tylko ćwierćkoliste balkony” - tłumaczył architekt. O tym, jak płodny był duet Buszko-Franta, mogą zaświadczyć liczby: 470 zrealizowanych obiektów, 3 patenty, w tym 2 wdrożone, dziesiątki nagród i publikacji. 470 zrealizowanych obiektów! Niewiarygodne.
Franta był też bohaterem jeszcze jednego, znakomitego filmu o architekturze. "Uzdrowisko. Architektura Zawodzia" (2017) w reżyserii Ewy Trzcionki. Tam sędziwy architekt popisowo tłumaczył ideę niezwykłego założenia, jakim do dziś jest kompleks w Ustroniu, jego zgodność z krajobrazem... "Architektura jest tworem ludzkim, opartym o geometrię, ale ściśle się wiąże z pejzażem. To jest jedność" - mówił w "Uzdrowisku". Warto obejrzeć.
Aleksander czyli Leszek
Przyjaciele nazywali go Leszkiem. Gottfried, który z Frantą był blisko do swych ostatnich dni, zdradzał: „Rozmowy z nim są moją ostatnią deską ratunku”.
- Rozmawiamy nie tylko o architekturze. Czysta przyjemność, bo Leszek to niezwykły intelekt - mówił Gottfried.
Dla współpracowników, przyjaciół, dla bliskich Franta przez całe dekady był inspiracją. Na Śląsku można by zebrać rzeszę architektów, którzy powtórzą za nim (AF był wykładowcą m.in. Politechniki Śląskiej; wychowawcą kilku pokoleń architektów): „Bez architektury nie ma życia”. Doskonale wiedzą to też jego potomkowie. Architektami zostały jego dzieci: Anna i Piotr. Architektami zostali jego synowa Ewa oraz wnukowie: Julian i Maciej. Ten ostatni idzie w ślady dziadka, przygotowując z Robertem Koniecznym rozbudowę ustrońskiego Uzdrowiska.
Nie ma i nie było na Śląsku architekta o takiej skali oddziaływania. Jarecki żartował kiedyś: „Pocieszam się, że z Frantą mi się dobrze jeździło na nartach i tylko w tym byłem lepszy”.
Może Cię zainteresować: