Trwa gorączkowe szukanie sposobów, by choć trochę złagodzić skutki „twardego lądowania”, jakie w ciągu ostatnich kilku miesięcy zaliczył polski rynek węgla. Gwałtowny deficyt, rosnący popyt i równie dynamicznie rosnące ceny – to perspektywa wobec której stanęli obecnie odbiorcy tego paliwa w naszym kraju. Mimo wiosny za oknem gorączkowo starają się oni zgromadzić zapasy tego surowca przed zimą, obawiając się, że jesienią będzie on jeszcze mniej dostępny i droższy. W efekcie błędne koło jeszcze bardziej się napędza i nie ma bardzo wiadomo jak z niego wyjść.
Polska Grupa Górnicza właśnie podała, że od wtorku (31 maja) węgiel w jej sklepie internetowym dostępny będzie dwa razy w tygodniu tak, aby po jego otwarciu paliwa starczyło na nieco dłuższy handel (ostatnio spółce mocno dostawało się od podenerwowanych klientów, którzy tracili czas bezskutecznie próbując skorzystać z e-sprzedaży). Przypomina to nieco mieszanie w szklance herbaty bez dosypywania cukru, gdyż PGG nie zwiększyła wydobycia węgla, a jedynie stara się nieco bardziej panować nad jego dystrybucją. Stąd przekierowanie kilka dni temu całej bieżącej produkcji węgla opałowego dla gospodarstw domowych do sprzedaży bezpośrednio na kopalniach, za pośrednictwem swojego sklepu internetowego i za pośrednictwem autoryzowanych składów. „Na stole” wciąż leżą dwa rozwiązania zaproponowane przez związkowców z Sierpnia 80: odgórne ustalanie marż dla dilerów przez PGG lub też całkowite przekierowanie przez nią handlu węglem opałowym do swojego sklepu internetowego.
- Ja bym to radził zrobić, bo to jest najbardziej transparentny sposób sprzedawania węgla – tak ocenił ten drugi pomysł Jerzy Markowski, ekspert górniczy i były wiceminister gospodarki. Odgórne marże uznał za rozwiązanie „dosyć sprawiedliwe”, choć ma świadomość tego, że to metody administracyjne.
- A one dalekie są od zasad rynkowych. Wolałbym aby zamiast wymyślać kolejne rygory ręcznego sterowania rynkiem, co się zawsze kończy socjalizmem, czyli katastrofą, pomyśleć jak zwiększyć wydobycie węgla w Polsce powiedział w trakcie rozmowy na antenie radia Piekary Markowski.
Jak podkreślił nigdzie w Europie nie będzie takiego deficytu węgla jak w Polsce (szacunki mówią o wielkościach rzędu 9 – 11 mln ton). W tym kontekście stwierdził, że rosyjski węgiel uzupełniał (a nie wypierał) węgiel polski, gdyż tego drugiego polskie górnictwo nie było w stanie wydobyć w odpowiedniej ilości (i parametrach). Podkreślił, że zablokowane 8 mln ton rosyjskiego węgla to zaledwie 4 proc. całego rosyjskiego eksportu tego surowca,
- Dla nas to jest katastrofa, a Rosjanie tego nawet nie zauważą - ocenił Markowski.