W sobotę, 18 lutego, około godz. 20.00 w Wodnym Parku Tychy włączył się alarm pożarowy.
- Otrzymaliśmy informację z monitoringu pożarowego o alarmie w tyskim aquaparku. Kiedy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, prowadzona była już ewakuacja - mówi st. kpt. Tomasz Kostyra z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Tychach.
"Cały czas wyły syreny, panowała napięta atmosfera"
Według relacji jednego z użytkowników serwisu Wykop.pl, przez kilka minut wyły syreny, ale nikt nie wiedział, co ma robić.
- Ludzie zaczęli się niepokoić, część zaczęła kierować się w stronę szatni. Po chwili ratownik nakazał wszystkim wyjść z basenu, a byliśmy na zewnątrz, gdzie temperatura powietrza wynosiła 6 stopni Celsjusza! Po protestach ludzi, którzy nie chcieli marznąć, nakazał z powrotem wejść do budynku i kierować się do szatni (…) Nas natomiast skierowano do bocznego wyjścia ewakuacyjnego, gdzie w samych kąpielówkach znaleźliśmy się na zewnątrz budynku. Na szczęście po chwili dostaliśmy koce termiczne i pantofle - pisze użytkownik Wykopu.
Z
kolei wewnątrz ludzie musieli tłoczyć się w kolejce, żeby zwrócić opaski, które służą do rozliczenia czasu spędzonego
na basenie, a na tej podstawie ustalana jest opłata.
- Cały czas wyły syreny, na zewnątrz było kilka wozów strażackich, ogólnie panowała bardzo napięta atmosfera - podkreśla internauta.
W tym samym czasie swoje działania prowadzili strażacy.- Przeprowadzono rozpoznanie, które wskazało, że był to fałszywy pożarowy alarm na jednej z klatek schodowych. Nie stwierdzono żadnych oznak pożaru. Ewakuację wstrzymano - informuje st. kpt. Tomasz Kostyra.
"Nie było żadnego zagrożenia dla klientów i pracowników"
Na Facebooku Wodny Park Tychy zablokowano możliwość komentowania postów. Pojawił się jednak wpis wyjaśniający całą sytuację.
- Po przybyciu na miejsce, po kilku minutach dowódca akcji z ramienia straży pożarnej nie stwierdził zagrożenia i nie widział powodu do kontynuowania ewakuacji - alarm zaliczono jako fałszywy. Część naszych gości zdecydowała się na opuszczenie obiektu, a ze względów bezpieczeństwa nasi pracownicy prosili o transpondery (opaski), które są dla nas informacją ilu gości znajduje się wciąż w obiekcie. Nie było już wtedy jednak żadnego zagrożenia, a strażacy kończyli swoje czynności - zapewnia Wodny Park Tychy.
- Nie było żadnego zagrożenia dla klientów i pracowników, a dowodzący akcją ze strony straży pożarnej nie wydał dyspozycji do pełnej ewakuacji. Nasz obiekt od lat przechodzi rygorystyczne procedury przeciwpożarowe, a bezpieczeństwo naszych gości jest dla nas priorytetem - podkreśla.
Podstawą do ewentualnej rekompensaty dla klientów, którzy korzystali w tym czasie z obiektu, są paragony.
Może Cię zainteresować: