Przed Lukasem Podolskim nie było tak utytułowanej osoby w polskiej lidze. Jako zawodnik z reprezentacją Czechosłowacji został wicemistrzem świata w 1934 roku, finalistą Pucharu Francji, mistrzem Węgier, mistrzem Czechosłowacji. Jako trener osiągnął jeszcze więcej. Był asystentem legendarnego Gusztáva Sebesa, kiedy reprezentacja Węgier została wicemistrzem świata w 1954 roku, ale była uznawana za bezsprzecznie najlepszą drużyną globu! Zdobywał mistrzostwo Belgi, Polski, Węgier, Egiptu, wicemistrzostwo Jugosławii, zdobył nawet Afrykańską Ligę Mistrzów.
Géza Kalocsay – najlepszy szkoleniowiec w historii Górnika Zabrze
Złota jedenastka historii Górnika odpowiada bez zastanowienia, że to był najlepszy szkoleniowiec w historii klubu, z którym zabrzanie pokonali Manchester United, bezsprzecznie najlepszą wówczas drużynę klubową świata. Pracował w Zabrzu od 1966 roku i zmienił sposób gry i szkolenia. Rewolucja. Górnika bała się cała piłkarska Europa.
I wreszcie rozpoczął się sezon 1969/1970. Górnik wyeliminował Olimpiakos pokonując Greków u siebie aż 5:0, potem Glasgow Rangers. I nagle … Kalocsay zniknął. Drużynę objął Michał Matyas, który prowadził Górnika w meczach z Lewskim Sofia, najsłynniejszymi meczami w historii polskiej piłki z AS Roma i finale Pucharu Zdobywców Pucharów z Manchesterem City. Podczas słynnego meczu w Wiedniu nowy trener zaskoczył zawodników nowym ustawieniem taktycznym. Skutek był do przewidzenia. Do przerwy Górnik przegrywał 2:0. W szatni zawodnicy mieli porozumiewawczo się dogadać: grajmy jak za Kalocsaya! Zdobyli bramkę, ale zabrakło czasu i … szczęścia.
Zresztą wokół tego meczu działy się dziwne rzeczy. Zawodnicy mogli pojechać z żonami, czego nie praktykowano. Skończyło się bieganiem po sklepach, bo wówczas zachód oszałamiał tych, którzy po raz pierwszy wyjechali zza żelaznej kurtyny. Nie ustalono także premii, co biorąc pod uwagę znaczenie meczu bardzo dziwi. Nikomu nie zależało?
Legia Warszawa musiała być lepsza od Górnika Zabrze?
W tym samym czasie wielkie mecze rozgrywała także Legia Warszawa. W równolegle prowadzonych rozgrywkach Mistrzów Krajowych wyeliminowała rumuński UT Arad, francuskie AS Saint-Étienne, turecki Galatasaray SK. Odpadła dopiero w półfinale z holenderskim Feyenoordem.
Ludzie kochali jednak Górnika! Może nie wszystkim się to podobało? Przecież kiedy drużyna awansowała do rozgrywek ligowych grali w niej głównie wychowankowie przedwojennych, niemieckich klubów, a wielu z nich polskiego się dopiero uczyło.
Gdy zabrzanie przyjeżdżali na mecz do Sosnowca, to gospodarze dekorowali ich szatnię plakatami z filmu „Krzyżacy”, a gdy Ernest Pohl zamawiał coś w warszawskim barze, to zrozpaczona bufetowa, która nie rozumiała co to jest „żymła” krzyczała „goście z zagranicy przyjechali”.! I jak dopuścić do tego, by wszyscy w Polsce tak ich kochali?
Géza kochał futbol i … kobiety
Nie było tajemnicą, że Géza kochał futbol i … kobiety! Podobno nawet bardzo młode. Powiedzielibyśmy za młode. Piłkarze wspominali, że zdarzało się, że trener nie dotarł do klubu przed wyjazdem na mecz i autobusem trzeba było podjechać pod jego mieszkanie. Delegacja udała się na klatkę schodową. Pukanie do drzwi, jakieś nerwowe bieganie, tłumaczenie, a na balkon mieszkania wybiegła roznegliżowana kobieta, którą widzieli wszyscy czekający w autokarze… Tajemnicą poliszynela jest, że zrobiła się z tego awantura i dlatego musiał nagle uciekać z Polski.
Co ciekawe niebawem wrócił, w roli asystenta kolejnego węgierskiego szkoleniowca Ferenca Szuszy… Gdyby sprawa była „gruba”, powrót nie byłby możliwy. A może komuś zależało, żeby legendarnego szkoleniowca przepłoszyć w najważniejszym momencie historii zabrzańskiego klubu i postraszyć go prokuratorem i rodzicami niewinnej dzierlatki. „Za komuny” prasa pisała o tym, o czym mogła. A o tym nie mogła. Wszyscy nabrali wody w usta. Piłkarze nie mają jednak wątpliwości. Gdyby w Wiedniu na ławce siedział z nami Géza dokopalibyśmy Angolom i zdobyli ten puchar!