Handlarze węgla całymi dniami wyczekują przed kopalnią, by kupić kilka ton

Rząd oferuje dopłaty do węgla, więc ludzie chwilowo wstrzymali się z zakupami licząc, że kupią go taniej. Kolejki sprzed składów zniknęły, ale nie zniknęły sprzed śląskich kopalń. Tam cały dniami wyczekują wynajęci przez właścicieli składów „żołnierze”. Wszystko to, by kupić kilka ton węgla i… ponownie stanąć w kolejce. Nikt tu nie wierzy w uspokajające zapewnienia premiera i jego ministrów. Przyjdzie zima, to ludzie będą tonę węgla za pięć tysięcy złotych kupować – słyszymy.

M. Wroński
Kolejka po wegiel przy KWK Ruda

Nic lepiej nie wyjaśnia aktualnej sytuacji na krajowym rynku węgla niż wizyta przed kopalnią. Zwykle o tej porze roku niewiele się tam działo. Dziś stoją długie kolejki. Nie, nie indywidualnych klientów, którym rząd obiecał we wtorek 3 tysiące złotych jednorazowego dodatku na zakup węgla kamiennego lub zawierającego minimum 85 proc. tego paliwa brykietu lub peletu (warunkiem jego otrzymania jest wpis lub zgłoszenie źródła ogrzewania do Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków oraz złożenie do urzędu gminy wniosku o takie wsparcie w terminie do 30 listopada). Przed kopalniami stoją właściciele składów z węglem, a jeszcze częściej wynajęci przez nich „żołnierze”. Ci ostatni mają pilnować miejsce w kolejce. Bo miejsce w kolejce to dziś przed kopalnią rzecz kluczowa.

Bez "żołnierza" w aucie wypadasz z kolejki

W „miasteczku” przed kopalnią „Bielszowice” w Rudzie Śląskiej (oficjalnie Ruch „Bielszowice” kopalni „Ruda”, ale i tak wszyscy mówią po staremu) „żołnierze” pilnują miejsca w kolejce przez 21 godzin na dobę. Na umycie się, zjedzenie czegoś konkretnego i załatwienie swych spraw mają jakieś trzy godziny. Potem powrót na wartę. Nie ma miejsca na bumelkę. Każdego dnia na wieczór odbywa się liczenie samochodów.

- Kto nie ma obsady w samochodzie, ten wypada z kolejki – krótko wyjaśnia nam panujące w „miasteczku” reguły jeden z tutejszych bywalców. Jak dopowiada „miasteczko” liczy dziś ok. 130 – 140 mieszkańców – głównie mężczyzn, ale na sąsiadującej z kopalnią hałdzie widać też krzątające się kobiety i dzieci. Ot, rodzinne wakacje.

„Miasteczka” pewnie by nie było, gdyby wydobycie w polskich kopalniach było większe. Ale na to raczej nie ma co liczyć. Efekty widać. W Bielszowicach do handlu „na bramie” trafia codziennie niespełna 80 ton węgla.

- 42,5 tony, 22,5 tony kostki i 14 ton groszku – wylicza skrupulatnie mój rozmówca.

Są limity w sprzedaży, więc skład wrzuca to w cenę dla końcowego klienta

Szczęściarz, któremu uda się w końcu dotrzeć na początek kolejki może załadować… 3 tony węgla. Taki jest limit. Jeśli chce więcej musi ponownie ustawić się na końcu ogonka. I tak w kółko. Tym sposobem dziennie napełnia się kilkanaście aut. Z kilkudziesięciu, jakie czekają. Kolejka przesuwa się więc bardzo powoli i na razie nie widać perspektyw, aby miała się zmniejszyć.

- Jak masz samochód o ładowności 24 tony, to ładujesz tylko trzy, potem musisz to zrzucić i znowu stać po trzy tony. Policz pan, ile to zajmuje czasu – mówi jeden z „żołnierzy”.

- I potem trzeba to wszystko przerzucić w cenę dla klienta – dopowiada kolejny.

Węglowa ekonomika w „miasteczku” jest prosta: doba dyżuru „żołnierza” kosztuje ok. 100 zł, na załadowanie „groszku” czeka się 2 - 3 dni, na orzech (jego akurat chce tu kupić większość) – ok. 4 dni. Łatwo policzyć, że samo stanie w kolejce kosztuje handlarza kilkaset złotych. A załadować może do auta trzy tony. Sprzedając je za np. 1100 – 1200 zł za tonę (sami dilerzy mówią o takich stawkach i przekonują, że węgiel po 2500 – 3000 zł za tonę, to ten importowany np. z Kolumbii, a nie ten z krajowych kopalni) na całej tej operacji może zarobić kilkaset złotych.

Zamówienia są na trzy miesiące do przodu. I tylko węgla brak

Z perspektywy bielszowickiego „miasteczka” rządowe pomysły na opanowanie sytuacji na rynku węgla wydają się – dyplomatycznie mówiąc - co najmniej karkołomne (bo tego, co sądzą o nich stojący w kolejce trudno bezpośrednio cytować). Rekompensata dla dilerów za sprzedaż węgla w cenie nie wyższej niż 996,60 złotych brutto za tonę?

- Pieniądze z tego dodatku będą do odzyskania dopiero za rok. To co ten przewoźnik zarobi? - pyta jeden z naszych rozmówców (po zmianach w ustawie ostatecznie stanęło na tym, że pierwsze rekompensaty wypłacane będą w terminie do końca tego roku, kolejna tura wypłat ma trwać do 31 marca przyszłego roku). 3 tysiące złotych dodatku na zakup węgla? No dobrze, tylko gdzie ten węgiel? W „miasteczku” na wzmiankę o tym można usłyszeć tylko śmiech i soczyste przekleństwa. I ostrzeżenia, że zimą ludzie będą węgiel na składach po pięć tysięcy złotych za tonę kupować.

- Wiem o takich, co mają zamówienia już na trzy miesiące do przodu, ale co z tego jak węgla nadal nie ma – słyszę od jednego ze stałych mieszkańców „miasteczka”.

Janusz Steinhoff

Może Cię zainteresować:

Janusz Steinhoff o rynku węgla: rząd rozwiązuje problemy, które sam stworzył

Autor: Michał Wroński

20/07/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon