- Moje pierwsze wrażenie na temat Górnego Śląska? Około 2005 roku jeden z podróżnych napisał, że nigdy nie widział tak obskurnej, ciemnej, śmierdzącej i przerażającej stacji jak katowicki dworzec główny - wspomina Koos Fernhout.
Tak! Holendra z miasta Terneuzen zwabił do Katowic nasz nieodżałowany dla wielu „Brutal”. I to w swoim schyłkowym okresie, kiedy to wszyscy poza miłośnikami architektury dosłownie krzywili nosy przechodząc przez zapyziały dworzec. A i jego miłośnicy z żalem wskazywali na wołające o pomstę do nieba, a jeszcze postępujące zaniedbanie obiektu. Ale dla Koosa miał on taką siłę grawitacji, że przyciągnęła go aż nad Rawę.
- Moja decyzja była jasna: muszę odwiedzić to miejsce! - tłumaczy Koos Fernhout. - Na szczęście między Eindhoven w Holandii a regionalnym lotniskiem w Pyrzowicach były dostępne tanie loty.
Taki był początek jego śląskich (i zagłębiowskich) fascynacji. Od 2008 roku odwiedził nasz region kilkanaście razy.
W moim podejściu była metoda: kupić bilet na całą sieć komunikacji miejskiej i podróżować nie wiedząc, dokąd mnie to zaprowadzi - opowiada Koos.
Za pierwszym razem zaprowadziło go aż do Zagłębia, a ściślej Huty Katowice. Nie miał pojęcia, jak stamtąd powrócić do hotelu w Katowicach, jednak nie przejął się. To była część przygody. W ten sposób dobrze poznał region. A także był świadkiem dokonujących się u nas zmian. W jakiś sposób człowiek, który był na Śląsku gościem i to mimo wszystko przelotnym, uzewnętrznił swoje wrażenia do tego stopnia, że zaczął odczuwać nostalgię za tym, co jeszcze zdążył tu zobaczyć i sfotografować, a co wkrótce potem przeminęło
- Miałem szczęście, bo jechałem dwiema liniami tramwajowymi, które miały zostać zlikwidowane: Chorzów – Siemianowice Śląskie i liniami do Gliwic - wspomina.
Nie kryje też żalu za dawnym katowickim dworcem PKP: - Inną znaczącą zmianą, z którą musiałem się uporać, było oczywiście wyburzenie stacji brutalistycznej i postawienie na jej miejscu luksusowego centrum handlowego - przyznaje. Galerii Katowickiej więc nie znosi. „Ohydne” - kwituje krótko.
Górny Śląsk uważa za mroczny region, który porównuje do dawnego Zagłębia Ruhry w Niemczech, gdzie wkrótce po drugiej wojnie światowej spędził część dzieciństwa. Może dlatego fotografując śląskie klimaty, często wybiera konwencję czarno-białą. Przyciągają go pamiętające lepsze lata stacje kolejowe (a szczególnie ich tchnące złowieszczą grozą przejścia podziemne), fascynuje atmosfera przedmieść (jak katowickie Załęże czy bytomski Bobrek) i otoczenie nieczynnych zakładów przemysłowych (jak Huta "Pokój" w Rudzie Śląskiej). Fascynacją samą sobie jest dlań rzeka Rawa, wzdłuż biegu której przeszedł z aparatem fotograficznym od początku aż do jej ujścia do Brynicy.
Koos Fernhout wykazuje się niepospolitą wrażliwością i refleksją. Zdjęcie kilkulatka z Bobrka z zabawkową ciężarówką opatruje podpisem Prawie dwanaście lat temu. Zastanawiam się, czy teraz pracuje nad założeniem własnej firmy transportowej. Fotografia bytomskiej ulicy: Osobliwe piękno miasta Bytom w Polsce ujawnia się tylko wtedy, gdy pada deszcz, najlepiej pod koniec listopada, kiedy zapada zmrok około 3 po południu. Fotografia dziewczynki wśród pustkowia na Kaufhausie: Mój pomysł na symbol nadziei w Rudzie Śląskiej. Dodaj 9 lat i wyobraź sobie, że jest teraz młodą kobietą. Cmentarz przy Powstańców Śląskich w Bytomiu: Oszczędź mi atrakcji turystycznych. Pozwól mi włóczyć się po ulicach Bytomia. aż znajdę taki cmentarz. Zdjęcie Bielska-Białej w deszczu podpisuje: Tęsknię.
Dziękujemy Koos, i zapraszamy. Zawsze.