Jesień roku 1994. W piłkarskiej Ekstraklasie grają takie rarytasy, jak Olimpia Poznań, Hutnik Kraków czy Sokół Pniewy. GKS Katowice jest mocny. Parę miesięcy wcześniej był o krok od mistrza Polski - na finiszu brakło punktu do zwycięskiej Legii Warszawa. Gieksa przedziera się przez Puchar UEFA i w drugiej rundzie eliminuje Aris Saloniki. W rundzie trzeciej zaczynają się schody: Girondins Bordeaux. Aha, była też... winda. W hotelu w Salonikach zerwała się lina i z pierwszego piętra na parter sześciu chłopów z Katowic zjechało jak bombka z choinki na podłogę. Wszyscy cali, tylko Kazkowi Węgrzynowi na głowie rozbił się klosz lampy.
Wina pierońsko drogie
We Francji wieść o tym, że wielki Girondins Bordeaux zmierzy się z jakimś tam GKS-em Katowice przyjęto z wypiekami na twarzy. Żart, oczywiście. Nikogo to we Francji specjalnie nie obchodziło. Zresztą, rzut oka na składy: w GKS-ie dwóch reprezentantów Polski (Adam Ledwoń i Węgrzyn), w Bordeaux czterech reprezentantów Francji (Zidane, Christophe Dugarry, Bixente Lizarazu i Laurent Fournier), reprezentant Holandii (Richard Witschge) i Brazylii (Valdeir). Co mogłoby pójść nie tak? Dla Żyrondystów, oczywiście.
Jak poszło? Francuzom w Katowicach też rozbiła się lampa na głowie. Może to szok wywołany grą na blaszanym stadionie, może powietrze nie te... Przy Bukowej niespodzianka: GKS wygrał 1:0. Gola strzelił Zdzisław Strojek. Zidane, Dugarry i cała reszta też strzelali, ale w bramce cuda czynił Janusz Jojko. Cuda były potrzebne. Również takie: w końcówce Kazek Węgrzyn robi wślizg we własnym polu karnym. Atakowany zawodnik pada jak długi. Karny! Nie karny! Pan Kazimierz wyciął własnego zawodnika: wracającego pod bramkę Dariusza Wolnego.
W Bordeaux olimpijski spokój. Wypadek przy pracy, nic się nie stało. Odrobimy. Zawodnicy GKS-u też tak myśleli. Że Francuzi odrobią. Wyjazd do Bordeaux zorganizowano bardziej jak okazję do zwiedzenia kawałka poważnej Europy: piłkarze polecieli z żonami, dzień przed meczem była wycieczka do wesołego miasteczka, potem do winnicy. Legendarny Andrzej Zydorowicz, który towarzyszył katowickiemu desantowi, wspominał, że francuscy gospodarze podjęli ich, jak... Jak Francuzi, którzy goszczą chopów ze Śląska. W winnicy przed degustacją był pokaz filmowy: jak należy kulturalnie pić wino. Prezes GKS-u, Marian Dziurowicz smakował podobno każdy kieliszek jak krytyk. Piłkarze głównie żartowali, że te wina "pierońsko drogie".
"Nie ma co ukrywać: nie wierzyliśmy za bardzo. Jechaliśmy tam powalczyć, ale ze strachem, że może być z 0:5. Sam sobie powtarzałem, żeby nie było wstydu, żeby nie przegrać za dużo" - opowiadał Marian Janoszka. Ecik.
"Coś ty pedzioł tymu Zidanu?"
Do przerwy nie było najgorzej, tylko 1:0
dla Girondins. W drugiej połowie zwariował trener GKS, Piotr
Piekarczyk: zamiast bronić wyniku "na dogrywkę i karne", wpuścił na boisko dwóch napastników:
Janoszkę i Krzysztofa Walczaka. I co? I zaćmienie słońca czy inna koniunkcja planet. Janoszka pilnuje Zidene'a. Tak pilnuje, że Zidane jest upilnowany jak chyba nigdy w swoim życiu. Zastawa, wślizg, jak trzeba, to łokieć. Zidane płacze, symuluje, macha rękami. "Ała i ała. Dotknąć go nie szło było" - wspominał Ecik.
Po którymś
wślizgu Francuz położył się na boisku i zaczął pokazywać arbitrowi, że
jeśli nie zacznie interweniować, wąsaty odyniec ze Śląska zaraz
urwie mu nogę. Janoszka
podchodzi do zwijającego się Zidane’a, nachyla się i coś do niego mówi,
chyba stanowczo. Po sekundzie Zidane sam się stawia do pionu i biegnie, jakby
chciał uciec przed karcącym słowem. Po meczu, koledzy i dziennikarze
pytają:
„Ecik, coś ty mu pedzioł, tymu Zidanu?”.
Co na to Ecik?
Wersje są dwie. Pierwsza:
„Jak to co? Skońc knolić, ino zacnij grać!”.
W drugiej było: "Skońc dupcyć!", ale kto by w emocjach pamiętał takie detale...
A więc Janoszka załatwia Zidane’a. Następnie Walczak załatwia gola. Z
karnego po faulu na Strojku. Sędzia gwizdnął, Walczak wziął piłkę pod
pachę i strzelił. Wziął piłkę i strzelił, choć w GKS-ie karne mieli
strzelać inni. "Ryzykował życie, ale co miałem zrobić?
Wbiec na boisko i zabrać mu piłkę?" - opowiada ówczesny trener Gieksy, Piotr
Piekarczyk. - "W takich chwilach pewniacy pękają, pudłują. A Walczak trafił".
Zidane skońcył knolić
Walczak trafił. W Bordeaux szok i niedowierzanie. Zidane rwie włosy z głowy. Po meczu nie chce się wymienić koszulką z Adamem Kuczem. Nazajutrz francuskie media pisały o „klęsce, która nie ma żadnego usprawiedliwienia” („L’Equipe”) oraz o „pucharze goryczy dla Żyrondystów” („Sud Ouest”). We Francji nie znano jeszcze powszechnej w Polsce piłkarskiej prawdy, że w futbolu nie ma już słabych drużyn. W GKS-ie euforia tak szalona, że w autokarze nikt nie liczył, czy wszyscy wsiedli. "Wszyscy som?". "Ja, jadymy". A w tym czasie Walczak udzielał jeszcze wywiadów na stadionie. Do hotelu odwiozła go policja.
Zdążył. Smakowanie triumfu przedłużyło się na następny dzień - jak opowiadał Tomasz Pikul, autor monografii GKS-u, prezes Dziurowicz musiał prosić piłkarzy, by w samolocie powrotnym nie znieczulali się za mocno, bo na lotnisku w Pyrzowicach czekał komitet powitalny. Co innego partnerki bohaterów. Tamtej nocy Zydorowicz nie zmrużył oka, bo... śpiewały do rana.
- Najpierw: „Gieeee-ka-es!” i „Gieksa, Gieksa gol”, a po północy zaczął się repertuar krajowy: „Szła dzieweczka do laseczka” i „Hej, sokoły" - mówił legendarny komentator.
Na lotnisku było powitanie, w gazetach pisano o
„powrocie bohaterów”. W
gabinecie prezesa były premie w kopertach. Parę tysięcy dolarów na głowę. Janoszka wziął rodzinę na wakacje.
Wakacje przyszły szybko, bo w kolejnej rundzie GKS oberwał od Bayeru Leverkusen. Tym razem nie było zaćmienia słońca, co więcej - sukces we Francji szybko stał się tylko barwnym wspomnieniem. W zimowej przerwie trener Piekarczyk pokłócił się z prezesem Dziurowiczem i trzasnął drzwiami. Gdyby nie to, katowiczanie może byliby mistrzem Polski.
Tak z perspektywy czasu... Najlepiej na tym wszystkim wyszedł Zidane. Bo... posłuchał Janoszki, skońcył knolić, zacął grać. Rok później był z Bordeaux w finale Pucharu UEFA. Cztery lata później był bohaterem Francji i mistrzem świata. Jeszcze później... Juventus, Real Madryt, cudowna kariera. Trudno zrozumieć, że jego książkowa biografia wspomina o pucharowej porażce w Katowicach, a nie wspomina o Eciku.
Po latach kibice GKS-u spotkali
Zidane’a podczas meczu Polski z Ukrainą. Mecz w Katowicach? Wielki
Zizou zapamiętał z niego tylko „Żożo” - bramkarza Janusza Jojkę. Nigdy nie dowie się, jak wiele zawdzięcza Ecikowi.
Może Cię zainteresować: