Jerzy Markowski przyczyn rosnących cen węgla doszukuje się w wojnie na Ukrainie. Jego zdaniem moda na gaz nie zdała egzaminu, a społeczeństwo jako bezpieczny surowiec uznaje węgiel. W związku z popytem na niego rosną również ceny.
- Jeżeli czegoś brakuje to ludzie robią zapasy, a jeżeli robią zapasy to mogą rosnąć ceny. Ludzie kupują drożej, żeby mieć - wyjaśnia Markowski. To są ci sami, którzy uwierzyli w doktrynę odchodzenia od węgla na rzecz gazu.
Były wiceminister tłumaczy także zjawisko podwyższonych cen w sklepach detalicznych w porównaniu z PPG. Jego zdaniem to nie bezpośrednia wina wojny, a nieumiejętne zarządzanie procesem handlu.
Kolejny wzrost cen węgla? Niekoniecznie
Markowski jest pewny co do jednego - nie będzie kolejnych podwyżek cen węgla. Ma to związek ze stabilizacją cen surowców.
- W świecie to samo dzieje się z ropą naftową i gazem. Kraje, które mają możliwość zwiększenia wydobycia, a były blokowane sytuacją rynkową zwiększają to wydobycie, a tym samym równoważy się podaż z popytem - podkreśla.
Polityk zaznacza, że Polska pomimo zapowiedzi Morawieckiego nie jest gotowa na zablokowanie dostaw z Rosji gazu i ropy. Dodaje, że byłoby to możliwe jedynie w przypadku węgla.
- Musielibyśmy zastąpić go kupionym u innego dostawcy - np. w Australii, Chinach, Nowej Zelandii, Kolumbii czy Mozambiku. Tam jest i chcą go sprzedawać, jedynie to jest 20 tys. km dalej, a po drugie ceny są nieporównywalnie wyższe - wyjaśnia.
Dla Markowskiego dobrą alternatywą dla importu z zagranicy byłoby zamknięcie eksportu węgla z Polski. Kolejną alternatywą jest uruchomienie wydobycia pozostałych złóż surowca w kopalniach oraz zezwolenie na rozwój inwestycji zagranicznych w Polsce.