Karton pączków w promocji czy też może jeden dobry i pachnący za kilka złotych? Przeddzień tłustego czwartku odwiedziliśmy cukiernię Pawła Makoli w Sosnowcu

Od kilku lat możemy obserwować wojnę cenową między sieciami supermarketów, gdy tylko zbliża się tłusty czwartek. Ceny za produkty pączkopodobne spadają do nieprawdopodobnych poziomów i wydają się być niższe, niż koszt produkcji nawet tak podłych produktów. Klienci jednak chętnie je kupują, co każe się zastanowić, czy aby na pewno dla większości konsumentów smak i zapach pożywienia mają jakiekolwiek znaczenie, czy liczy się wyłącznie jego cena. Są też na szczęście klienci, którzy wolą zjeść jeden dobry pączek za kilka złotych, niż dziesięć obrzydliwych, ale za to za grosze. Dzięki temu firmy oferujące dobre produkty, wciąż mają rację bytu. Odwiedziliśmy jedną z takich firm – cukiernię Pawła Makoli w Sosnowcu.

Cukiernia, którą pan Paweł Makola prowadzi z rodziną w Sosnowcu, to jedno z nielicznych tego typu miejsc nie tylko w tym mieście, ale w całej konurbacji śląsko-dąbrowskiej. Jeśli czytelnik w tym momencie łapie się za głowę, pytając retorycznie, co też znowu te media wypisują, proponujemy następujące ćwiczenie umysłowe: poszukajmy w pamięci zakładów cukierniczych w okolicy każdego z nas, które pamiętamy z przeszłości i policzmy je, a następnie porównajmy z liczbą cukierni obecnie. Ale nie piekarni, które wytwarzają przy okazji wyroby cukiernicze. Ani nie punktów handlowych, do których dowożone są wyroby gotowe skądś. Tylko prawdziwych cukierni, które wytwarzają i sprzedają wyłącznie wyroby cukiernicze. Prawda, że jest ich kilkukrotnie mniej, niż 20-30 lat temu?

Cukiernia Makolów w Sosnowcu. Kolejka dzień przed tłustym czwartkiem. 26 lutego 2025.
Cukiernia Makolów w Sosnowcu. Kolejka dzień przed tłustym czwartkiem. 26 lutego 2025.

Cukiernie, jakie znamy od lat, są coraz rzadsze

Wśród tych cukierni, do których możemy trafić dziś, wyróżnić można dwa rodzaje. Nowoczesne, z przyciągającym wzrok, bogatym wystrojem, zaprojektowane przez specjalistów tak, by samym tylko wyglądem zachęcały klientów do wstąpienia. Oraz istniejące od bardzo dawna, które nie zmieniły się niemal wcale lub niewiele, nieco przaśne, lecz bardzo często budzące życzliwy uśmiech na twarzy i dobre skojarzenia. Nie ma reguły mówiącej, które z nich oferują lepsze wyroby. Zarówno wśród nowoczesnych, jak i tych pamiętających dawne lata, znajdziemy takie, które oferują bardzo dobre produkty, jak i bez trudu trafimy na takie, które serwują klientom wyroby średnie lub kiepskie. My odwiedziliśmy cukiernię, która cieszy się niezmiennie dobrą renomą w Sosnowcu od lat 80. minionego wieku.

Właścicielem cukierni jest pan Paweł Makola – mistrz cukiernictwa, który także odpowiada za asortyment, receptury wyrobów i ich jakość. Przeprowadziliśmy z nim rozmowę tuż przed rozpoczęciem przygotowań do tłustego czwartku.

Cukiernia Makolów w Sosnowcu. Mistrz cukiernictwa Paweł Makola przy pracy nocą przed tłustym czwartkiem. 27 lutego 2025.
Cukiernia Makolów w Sosnowcu. Mistrz cukiernictwa Paweł Makola przy pracy nocą przed tłustym czwartkiem. 27 lutego 2025.

— Czy lubi Pan swoją pracę?

— Tak, lubię. Ale nie zawsze tak było. Kiedy się urodziłem w roku 1980, mój tata prowadził cukiernię już trzeci rok. Cukiernictwo towarzyszyło mi od najmłodszych lat, więc może nieco z przekory, po ukończeniu podstawówki wybrałem kształcenie się w innym zawodzie. Jednak po jakimś czasie zmieniłem kierunek i ostatecznie zostałem absolwentem szkoły cukierniczej. Ale kiedy rozpocząłem pracę, przekonany co do słuszności tego wyboru wcale nie byłem. Z czasem jednak swoją pracę polubiłem i od jakichś 20 lat nie wyobrażam sobie, że mógłbym robić coś innego.

Zakład przejął Pan więc po tacie. Czy jest Pan wierny recepturom, które wypracował?

— Niektórym tak. Jestem wierny jego założeniom. Kiedy moi rodzice prowadzili cukiernię, najpierw przez 7 lat w Grodźcu, a potem, od 1984 roku, w tej lokalizacji, w której jesteśmy do dziś, nie było dużego wyboru, jeśli chodzi o surowce do produkcji. Przede wszystkim prawie nie było gotowych mieszanek, tylko najbardziej podstawowe produkty, takie jak mąka, jaja, cukier, mleko, kilka rodzajów tłuszczów.
Dziś firmy zaopatrujące cukierników czy piekarzy oferują mnóstwo gotowych mieszanek, do których wystarczy dodać wodę czy tłuszcz, wymieszać i produkt jest gotowy do pieczenia. My takich rzeczy nie stosujemy. Ciasto tworzymy jak dawniej – z podstawowych surowców. Jedyne co się zmieniło, to jakość niektórych składników. Na lepszą.

Na lepszą? Powszechnie panuje opinia, że teraz wszystko jest gorsze, niż kiedyś.

— Nie jest to prawdą. Owszem, dla zmniejszenia kosztów niektórzy stosują gorsze surowce. Lub też – dla oszczędności czasu – gotowe mieszanki, które nie są w stanie zaoferować tak wysokiej jakości, jaką można uzyskać stosując podstawowe składniki, jednocześnie dbając o to, by wybierać te najlepszej jakości. Dla przykładu – kiedy mój ojciec kupował smalec do smażenia pączków, to po prostu mógł wybrać… smalec. Czyli wyboru nie było, a jakość niestabilna. Albo przychodził bardzo dobry, albo gorszy, który zaczynał dymić w niższej temperaturze. Dziś możemy wybrać sobie spośród wielu dostępnych rodzajów smalcu, w tym taki, którego jakość jest zawsze bardzo dobra. My używamy smalcu włoskiego producenta. Bardzo dobrego, choć niestety drogiego. Podobnie jest choćby z jakością mąki – dobra jest droższa.

Powiedział Pan, że używa do smażenia pączków szmalcu. To chyba nie jest dziś popularne?

— W ogóle. Wiem, że jeszcze jeden cukiernik w Sosnowcu i jeszcze jeden gdzieś w okolicy smażą pączki na smalcu, choć od klientów słyszałem, że smakują one inaczej, niż nasze. Większość smaży na różnych fryturach czy mieszankach olejów, co według mnie pogarsza zarówno walory smakowe jak i zapachowe produktu.

No i jest mniej dobre dla zdrowia. Szmalec jest jednym z najlepszym pod tym względem tłuszczów.

— Tak, to dodatkowy – obok smaku i zapachu – powód, dla którego używamy go do smażenia. Zrezygnowaliśmy także już wiele lat temu ze stosowania margaryny do produkcji ciasta drożdżowego, z którego wytwarzamy pączki. Ponownie – chodziło o smak i zapach. A te są najlepsze wtedy, gdy używamy masła. Daje ono lepszy od margaryny smak, a dodatek oleju (rzepakowego) zapewnia niezbędną plastyczność ciasta.

I ponownie – użyte składniki są lepsze dla zdrowia. Robicie na oko, czy używacie wagi?

— Mój tata robił na oko. I zazwyczaj wychodziło, jak trzeba. Ale nawet najbardziej doświadczony cukiernik nie osiągnie takiej powtarzalności produktu, jaką można uzyskać dzięki użyciu wagi. A mnie bardzo zależało na powtarzalności produktów. Zmiany temperatury powietrza, wilgotności czy innych czynników sprawiają, że uzyskiwane wyroby różnią się od siebie mimo zachowania idealnych proporcji składników. Użycie wagi eliminuje przynajmniej jedną ze zmiennych, które wpływają na końcowy wynik pracy. Wciąż nie udaje się uzyskać idealnej powtarzalności – pączki bywają nieco mniejsze albo nieco większe, mimo tej samej masy ciasta, ale i tak różnice – w wyglądzie, smaku, zapachu – są mniejsze niż dawniej.

Dużo tych pączków robicie? Jak to w ogóle wygląda z tym tłustym czwartkiem?

— Dużo. Nie umiem powiedzieć, ile dokładnie. Kilka tysięcy na pewno. Środa jest dla nas bardzo trudna, gdyż już wtedy sprzedaż jest bardzo duża i tworzą się kolejki przed sklepem. A to jest jeszcze przed najbardziej ruchliwym dniem, na który trzeba przygotować całą produkcję. W środę zamykamy o 17:00, ale wracamy do pracy już około 22:00 i zostajemy w niej aż do wieczora dnia następnego. Pączki robimy całą noc i cały kolejny dzień.

Cukiernia Makolów w Sosnowcu. Tłusty czwartek – tuż przed zamknięciem. 27 lutego 2025.
Cukiernia Makolów w Sosnowcu. Tłusty czwartek – tuż przed zamknięciem. 27 lutego 2025.

Wtedy też lubi Pan być cukiernikiem?

— Wtedy wszyscy jesteśmy zmęczeni i nie ma czasu o tym myśleć. To jedyne dni w roku, kiedy koncentrujemy się na jednym produkcie, choć w naszym asortymencie na co dzień oferujemy kilka wyrobów, jak drożdżówki, ciastka francuskie, ciasta drożdżowe, kruche i inne, typowe wyroby cukiernicze, które cieszą się nie mniejszym powodzeniem, niż pączki, oczywiście w normalne dni, poza tłustym czwartkiem. Dawniej, w sezonie letnim, mieliśmy też lody i stoliki dla gości w miejscu, gdzie teraz jest produkcja, ale ten lokal jest na to za mały, stąd zmiana.

Z dzieciństwa pamiętam, że do Makoli chodziło się właśnie na pączki. Jak to dziś wygląda? Powstały konkurencyjne pączkarnie, w których oferuje się tylko pączki, a klienci widzą proces produkcji. Czy to bardzo zaszkodziło sprzedaży w Pana firmie?

— Trudno powiedzieć. Przede wszystkim mamy nie tak dobrą lokalizację – jesteśmy trochę schowani i przychodzą do nas tylko ci, którzy o nas wiedzą. Ale nie możemy narzekać. Towar schodzi zazwyczaj do końca w ciągu całego roku, a okazjonalnie, tak jak przy okazji tłustego czwartku, są długie kolejki przed lokalem. Nie chcę wypowiadać się na temat konkurencji. Od klientów słyszymy jednak często, że wracają, do nas bo co prawda nie mamy tylu rodzajów choćby pączków, co konkurencja, ani nie widać, jak je wyrabiamy, ale za to nasze pączki smakują i pachną im najlepiej. Bardzo miło jest nam to słyszeć, to daje satysfakcję z pracy.

Niezłe efekty, jak na osobę, która nie była przekonana do kontynuowania rodzinnej tradycji.

— Tradycja jest dopiero dwupokoleniowa. Dziadek przybył do Zagłębia z okolic Proszowic, za pracą, do kopalni, duża część rodziny pochodziła z okolic Słomnik. Tata – Stanisław – był pierwszym cukiernikiem w rodzinie, mama – księgowa – pomagała mu i się w ten sposób do zawodu przyuczyła. Choć głównie stała za ladą. Z czasem ja angażowałem się coraz więcej, aż w końcu rodzice przeszli na emeryturę. Tata musiał odpuścić z powodów zdrowotnych i od 2014 roku firmę prowadzę ja. Jednak trzecie pokolenie cukierników wdraża się. Pomaga nam 21-letni syn. Nam, gdyż żona też ze mną pracuje. Zresztą – poznałem ją w tej pracy, kiedy tata przyjął ją na praktyki, jeszcze jak chodziła do szkoły.

Cukiernia Makolów w Sosnowcu. Pani Milena – żona pana Pawła Makoli – przy pracy nocą przed tłustym czwartkiem. 27 lutego 2025.
Cukiernia Makolów w Sosnowcu. Pani Milena – żona pana Pawła Makoli – przy pracy nocą przed tłustym czwartkiem. 27 lutego 2025.

— Tak, chyba mogę powiedzieć, że nieźle. Zwłaszcza widząc tych wszystkich klientów, którzy do nas wracają.

Dziękuję za rozmowę i życzę wszystkiego dobrego.

— Dziękuję.

Piekarnia Knapczyk, foto Arkadiusz Szymczak

Może Cię zainteresować:

Jak powstaje prawdziwy chleb? Piekarz z Łazisk Górnych Adam Knapczyk: "Robimy go bez sztucznych dodatków, tylko na zakwasie"

Autor: Arkadiusz Szymczak

16/02/2025

Typowo podana w Zagłębiu Dąbrowskim zalewajka – głęboki talerz i nieodłączny chleb. Skwarki – aby były chrupiące i smaczne – trzeba dodać tuż przed konsumpcją/

Może Cię zainteresować:

Bonjour. Ach nie, to nie żur. To zalewajka! Tradycyjna zupa z północnej Małopolski i Polski centralnej to także popularne danie w Zagłębiu Dąbrowskim

Autor: Robert Lechowski

15/12/2024

Pieczenie, smażenie i różne tłuszcze. Ilustracja poglądowa.

Może Cię zainteresować:

Na czym smażyć kotlety mielone? Jaki fet do kołocza? Czyli jaki tłuszcz wybrać, by nie zaszkodzić a jeść ze smakiem

Autor: Robert Lechowski

02/02/2025

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon
Reklama