Jesteśmy uratowani. Do Polski płynie węgiel. Mamy zabezpieczone ponad 8 mln ton – deklaruje minister Anna Moskwa

Węgiel płynie do Polski. Na dziś mamy zabezpieczone ponad 8 mln ton węgla. Zadbamy o dystrybucje po całym kraju, tak aby przed najbliższym sezonem grzewczym dotarł do wszystkich potrzebujących. Jesteśmy po bezpiecznej stronie – ogłosiła Anna Moskwa, Minister Klimatu i Środowiska. Nie wspomniała jednak o cenach, w jakich ów węgiel będzie dystrybuowany.

PGG
Wegiel miał

- Węgiel płynie do Polski. Zadbamy o dystrybucje po całym kraju, tak aby przed najbliższym sezonem grzewczym dotarł do wszystkich potrzebujących. Wraz ze Spółkami Skarbu Państwa prowadzimy skuteczne działania, które zapełniły lukę węglową po decyzji o zakazie importu tego surowca z Federacji Rosyjskiej. Na dziś mamy zabezpieczone ponad 8 mln ton węgla. Jesteśmy po bezpiecznej stronie – napisała w środę (1 czerwca) na twitterze Minister Klimatu i Środowiska Anna Moskwa. Dzień później dodała, że węgiel do Polski trafi głównie z Kolumbii, USA, RPA, Australii oraz Indonezji.

- Spółka PGE Paliwa oczekuje na 8 statków z ponad 700 tys. ton. W Porcie Gdańsk trwa rozładunek węgla z Kolumbii – przekazała minister Moskwa.

- Jest to węgiel energetyczny, który po dostarczenie do polskich portów, zostanie skierowany do energetyki, ciepłownictwa i pozostałych odbiorców, w tym gospodarstw domowych – doprecyzował Aleksander Brzózka, rzecznik resortu.

Co warte odnotowania, ani minister Moskwa, ani rzecznik MKiŚ nie zaryzykowali żadnej podpowiedzi odnośnie cen (np. w stosunku do rodzimego surowca), w jakich ten importowany węgiel będzie następnie sprzedawany na terenie Polski.

PGG rozważa zmianę systemu sprzedaży węgla. To efekt paniki na rynku

Informacje o płynących do Polski statkach z węgiel pojawiły się w chwili, kiedy panika na rynku tego paliwa osiągnęła poziomy, o jakich jeszcze rok temu nikt nawet nie śnił. Po wprowadzeniu embarga na surowiec z Rosji węgla w handlu jest mało, a jego ceny sięgają 2500 – 3000 zł za tonę. Mnożą się wzajemne oskarżenia. Kupujący nie pozostawiają suchej nitki na dilerach, do czego przyłączają się górnicze związki zawodowe zarzucając handlowcom wręcz spekulację skupowanym paliwem, z kolei dilerzy odpowiadają, że to górnicze spółki fedrują zbyt mało dostępnego cenowo rodzimego węgla (i wiadomo, że to się szybko nie zmieni, ponieważ na efekty inwestycji przygotowawczych w górnictwie trzeba czekać półtorej roku), a kosmiczne ceny w składach dotyczą węgla z importu, który ma tą przewagę nad rodzimym, że jest.

Rynek próbuje stabilizować Polska Grupa Górnicza poprzez swój internetowy sklep, gdzie obowiązują bardzo atrakcyjne ceny, ale przy tak wielkim popycie zawartość sklepu błyskawicznie znika, co tylko pogłębia frustrację tych, którym nie udało się tam niczego kupić, a stracili masę czasu. Dystrybucja przez największą w Polsce spółkę wydobywczą swojego surowca była jednym z tematów czwartkowego (2 czerwca) spotkania jej władz z przedstawicielami górniczej Solidarności. Jak można usłyszeć zarząd PGG rozważa całkowitą zmianę swojego systemu sprzedaży węgla.

- W nowym kształcie mógłby on ruszyć od sierpnia. Do końca czerwca natomiast PGG ma zdiagnozować problem związany z dostępnością węgla dla byłych i obecnych pracowników. Chodzi o to, by określić, ile osób chcących go nabyć wchodzi w grę. Obecnie wygląda to tak, że „szewc bez butów chodzi” – górnicy nie potrafią kupić węgla na swoje własne potrzeby – mówi nam Bogusław Hutek, przewodniczący górniczej Solidarności.

Internet śmieje się ze zbierania chrustu

Opanowanie paniki na rynku węgla możliwe jest tylko przy zwiększeniu dostępności tego paliwa. Póki co panuje powszechne przekonanie, że niebawem będzie jeszcze gorzej. Izba Gospodarcza Sprzedawców Polskiego Węgla szacuje, że finalnie na rynku zabraknie w tym roku od 9 do 11 mln ton tego paliwa. Nieoficjalnie można usłyszeć, że kolejny sezon grzewczy trzeba będzie po prostu "jakoś przetrwać" i dopiero rok 2023 może przynieść poprawę sytuacji. Strach zagląda więc w oczy zarówno właścicieli gospodarstw domowych opalanych węglem, ale też prezesów przedsiębiorstw ciepłowniczych – i jedni, i drudzy mają problem, by węgiel kupić, a kiedy już im się to udaje, to zakup kosztuje ich nieporównywalnie więcej aniżeli jeszcze kilka miesięcy temu. W wielu miastach prezesi spółek ciepłowniczych już zapowiedzieli podwyżki cen ciepła dla swoich odbiorców, co oznacza, że korzystający z ciepła systemowego również wcześniej, czy później odczują skutki obecnej sytuacji.

Wszystko to sprawia, że tematem cen węgla zainteresowały się główne media oraz (a to niespodzianka) politycy opozycji. I jedni, i drudzy od kilku dni mają używanie heheszkując z Lasów Państwowych, które na wniosek Minister Klimatu i Środowiska, przygotowały wytyczne mające wspierać możliwość nabywania przez indywidualnych odbiorców drewna do celów opałowych. Powszechnie odczytano to jako wyraz kapitulacji rządu wobec trudnej sytuacji na rynku węgla i swoistą zachętę, by radzić sobie jak kto może. Np. zbierając chrust (choć o chruście w wytycznych LP tak naprawdę nie ma ani słowa). Trudno się zresztą temu dziwić, bo też resort nie ukrywał, że wprowadzenie tych wytycznych stanowi reakcję na „wzrost cen energii oraz materiałów opałowych”.

- W tym roku po rozpoczęciu wojny w Ukrainie i zawirowaniu na rynku energii wzrosły zapytania do nadleśnictw o wskazanie terenu i zgodę na pozyskiwanie drewna opałowego w lokalnych lasach. Priorytetowo należało zadbać by pierwszeństwo samopozyskiwania drewna miały społeczności lokalne – stwierdził wiceminister klimatu i środowiska Edward Siarka.

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon