O co chodzi z Messim i gardiną? (Gardina to po polsku firana – red.)
Chodzi o to, że Lionel Messi podczas finału Mistrzostw Świata w Katarze otrzymał taką narzutkę od tych szejków, czy kogoś tam.
Wyglądało to jak gardina?
Tak, to wyglądało jak gardina. Było to przekomiczne, bo przy jego niskim wzroście ta gardina przykryła całe jego ciało i było to na tyle śmieszne, że po prostu trzeba było to wykorzystać. Tutaj muszę się ukłonić Kasi, która też jest w ekipie Papyna i napisała mi wiadomości, żebym zobaczył jak wygląda Messi w tej gardinie. I zapytała czy nie wydaje mi się, że trzeba by było coś o tym zrobić.
Ok, mnie śmieszy.
Dla mnie też ta sytuacja wydała się komiczna. Wyglądał w tym prześmiesznie. Zakryli jego barwy, zakryli jego numer. Przyszło mi do głowy, że raz założona taka gardina, musi być już do końca życia przez niego noszona i już nie może jej zdjąć.
Prawie w każdym filmiku pojawiają się także: Ronaldo, Krychowiak i Lewandowski. Powtarzają się też inne postacie. To już prawie jak bohaterowie serialu.
Co do piłkarzy. Są to osoby znane, lubiane i zmiana ich głosu przez mój dubbing sprawiała, że rozbawiało to ludzi, więc daję moim fanom to, czego potrzebują. Był taki dobry feedback. Ludzie pytali przy następnych filmikach: A co by na to powiedział Ronaldo, Lewandowski, Messi czy Krychowiak? Nie mogłem więc moich fanów zawieść i oni wypowiadają się praktycznie w każdy filmiku. Śmieszy to ludzi, moich fanów.
W filmikach jest też sporo o gorzole. (Gorzoła to po polsku wódka – red.).
Jest też o gorzole. Sama słowo gorzoła wydaje mi śmieszne, jeżeli wymawiają je różne znane postacie. Wyobraźmy sobie jak Leonardo DiCaprio mówi o gorzole, albo Lewandowski o gorzole, że nie może jej pić, bo przecież tam jest dużo kalorii i Ania nie pozwoliłaby mu jej pić. Gorzoła jest traktowana jako taki stan umysłu. Nie jest to żadne propagowanie tego trunku. Po prostu to, gdy jakiś celebryta mówi, że idzie się napić gorzołki, jest samo w sobie śmieszne. (Interesujesz się Śląskiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Skąd inspiracje do tych filmików?
To jest druga historia. „Dubbing po naszymu” powstał jakieś jakieś sześć lat temu. Miałem wtedy 32 lata. I to jest moje 32 lata zbierania inspiracji. Bo przyznam się szczerze, że mam taką przypadłość, że lubię podsłuchiwać ludzi.
Podsłuchiwać?
Nie chodzi o to, że podchodzę do drzwi i słucham co robią sąsiedzi. Obserwuję i słucham ludzi w galeriach handlowych czy autobusach. To, co się nazbierało z tych obserwacji w końcu wypłynęło ze mnie jak lawa. Już w czasach szkolnych zawsze byłem takim śmieszkiem klasowym. Zawsze potrafiłem ludzi rozmieszać. Szybko kojarzyć fakty i zmieniać czy modulować głos.
A ten dubbing?
Była taka aplikacja do dubbingowania i spróbowałem swoich sił. Nagrałem ze dwa filmiki i pokazałem je wśród swojej rodziny i znajomych. Tak się z tego śmiali, że postanowiłem pójść dalej w ten świat i pokazać, że ci nasi celebryci wszyscy godajom po naszymu.
Na kimś się pan wzoruje? Mnie się od razu skojarzyło z Monty Pythonem.
Dokładnie. Trafił pan w punkt. Monty Python to jest moje dzieciństwo. Absurdalny humor mnie fascynował od zawsze. Sytuacje niewyobrażalne, gdzie przechodzi się z jednej sceny do drugiej bawiły mnie od dziecka. Monty Python to jest coś, co mnie pobudziło. Te zakamarki mojego umysłu, które teraz wykorzystuję, to jest właśnie Monty Python. Kompletny absurd. Ludzie się z tego śmieją, ludzie tego potrzebują. W tych ciężkich czasach trochę lekkiej rozrywki i absurdu też trzeba mieć, a nie tylko powagi.
Filmiki z „Dubbingu po naszymu” mają po kilkanaście tysięcy wyświetleń i więcej. Czy to już jest działalność komercyjna?
Nie jest to działalność komercyjną, aczkolwiek planuję też spotkania z moimi fanami i wyjścia do ludzi, to być może wtedy. Może jakiś stand up w przyszłości. Jednak jeżeli nastawiałbym się tylko i wyłącznie na komercję i pieniądze, to nie byłoby to samo co dotychczas.
Zawodowo czym się pan zajmuje?
Jestem pocztowcem. Skończyłem technikum na kierunku poczta i telekomunikacja. Byłem przez jakiś czas listonoszem i wiele doświadczenia zebrałem przy tym zawodzie, które teraz wykorzystuję. Wiele rozmów z ludźmi, odwiedzanie ich w domach. To jak ksiądz po kolędzie.
Filmiki ze śląskim dubbingiem cieszą się popularnością. Może więc czas na bajki ze śląskim dubbingiem? Jakiegoś śląskiego Pixara?
Były już tego typu próby. Nie bawiły mnie zbytnio, ale szanuję tych twórców. Jednak uważam, że to dobry pomysł, by wejść moim głosem w różne postaci i zrobić coś większego. Marzyłoby mi się to. Marzyłoby mi się to, żeby mój głos był wykorzystany jeszcze bardziej. Potrafię go na różny sposób modulować, i nie sprawia mi ten dubbing żadnego problemu.
Jak bajkę by pan najchętniej zdubbingował?
Trudno powiedzieć, ale bardzo lubię np. "Pingwiny z Madagaskaru".
Też nieco absurdalny humor.
Humor absurdalny i wydaje mi się, że jakby to poszło po śląsku, to byłoby super. Ale taki "Kopciuszek" po naszymu też nie byłby zły.
Z czego śmieją się Ślązacy?
Ślązacy potrafią się śmiać z rzeczy, które są poważne. Takich jak ciężka praca na kopalni, albo… piłka nożna. Przykładowo, gdy w reprezentacji źle się dzieje, to może nie w całej Polsce, ale na Śląsku ludzie potrafią się z tego śmiać, bo co innego pozostało. Wydaje mi się, że Ślązacy tacy są – gdy jest coś do niczego, to pozostaje tylko machnąć ręką i się z tego śmiać.
Tyle?
Oczywiście śmieją się z naszego ukochanego Sosnowca, do którego trzeba mieć paszport. Jednak w wielu miejscach ludzie śmieją się i żartują ze swoich sąsiadów. Kiedyś byłem w Saarze, jednym z niemieckich landów, podobnym do Górnego Śląska. Saara sąsiaduje z landem Nadrenia-Palatynat i mają takie same dowcipy i kawały jak te, które Ślązacy opowiadają o mieszkańcach Sosnowca. A to jest 1200 km stąd. Oczywiście to musi być kulturalne. Tak, by nikogo nie obrazić. Żeby nie było zwady między Śląskiem a Zagłębiem. Do tego dążę. Zawsze w moich filmikach powtarzam: Co byśmy zrobili, gdyby nie było tego Sosnowca i tych fajnych żartów.
Ma pan jakiś ulubiony śląski dowcip? Niekoniecznie o Sosnowcu.
Mam taki swój ulubiony dowcip. Stary dowcip z długą brodą. O chłopczyku, który siedzi nad Brynicą i pije wodę z tej brudnej rzeczki. Przechodził tam wtedy pewien opa i godo: Synek, niy pij tego, bo się łotrujesz. Synek na to: Przepraszam, co pan powiedział? I opa odpowiada: Nic, nic, pij dali.
Serial „Święta wojna” pan oglądał?
Oczywiście. Bercik to jest ikona i ukłony dla Krzysztofa Hanke.
Wielu twierdzi, że ten serial i Krzysztof Hanke jako Bercik ośmieszali Ślązaków.
Jego postać była przerysowana. Bercik miał dużo planów, ale nic mu się nie udawało. Był uparty do tego stopnia, że zwykle coś złego mu się działo, a wszyscy byli przeciwko niemu. W rzeczywistości jest wielu takich ludzi, sam takich poznałem. Cóż, trzeba umieć śmiać się z siebie. Trzeba mieć do siebie dystans. To była jedna przerysowana postać, ale nie można wrzucać wszystkich Ślązaków do jednego worka. Nie wszyscy są Bercikami.
W pana filmikach nie zauważyłem popularnego w różnych, mniej lub bardziej, śląskich kabaretach „zaroz ci ciulna”. Zwrot irytował m.in. śląskiego publicystę Michała Smolorza, który mówił: Wystarczy wyjść na scenę i zawołać „zaroz ci ciulna”, by pośród powszechnego rechotu uważać się za śląski kabaret.
Nie, nie ma u mnie wulgaryzmów, a „ciulna ci” jest przez wielu uznawane za dość obraźliwe. W moich filmach nie pojawiają się wulgaryzmy. Moim zdaniem sztuka sama się obroni. Jest taki zasób śląskich słów, że nie trzeba używać wulgarnych czy ostrych słów do tego, żeby ludzi rozśmieszać.
Język śląski nadaje się tylko do kabaretu? Do takich śmiesznych filmików?
Nie, nie, nie. Oczywiście, że nie. Można ładnie mówić po śląsku. Są także różne audycje radiowe, w których słyszy się ludzi ładnie mówiących po śląsku. Język śląski to nie tylko kabaret, ale bardzo śmieszy ludzi w Polsce. Dostaję różne wiadomości, że oglądają mnie w Lublinie, Szczecinie czy na Mazurach i piszą, że bardzo się im podoba. Podoba im się, że te znane osoby godajom po śląsku.
Kabaret i parodia, ale nie tylko.
Tak, nie jest to tylko język, z którego można się śmiać czy należy tylko do kabaretu. Staram się na każdym kroku swojego życia godać, czasami trzeba się powtórzyć po polsku, ale można normalnie rozmawiać po śląsku. Wcale nie musi to być jakaś śmieszna godka czy parodia. Można się posługiwać naszym językiem nie tylko na scenie czy w jakiś śmiesznych filmach.
„Dubbing po naszymu” to zabawa. Na poważnie pan się zajmuje językiem śląskim? Obserwuje starania o uznanie go za język regionalny?
Język śląski powinien być szanowany i kultywowany. To na pewno. Jednak sam nie jestem zaangażowany w taką działalność. To jest sprawa polityczna, a polityką nie chcę się zajmować na moim kanale. Uważam jednak, że śląski powinien być uznany za język.
Po wielu latach starań wydaje się, że teraz może udać ustawowe uznanie języka śląskiego.
Oby się to udało.