Mało jest w Europie miejsc takich jak Tychy - sporych rozmiarów miasto, w którym nie widać ani XIX-wiecznych przecznic, ani średniowiecznych uliczek, a zamiast nich dominują "maszyny do mieszkania", poprzeplatane i obwiązane dookoła nitkami zabudowy jednorodzinnej. Podobne miejsca są najczęściej mniejsze i służą jako sypialniane blokowiska, jak np. przedmieścia największych metropolii Zachodu czy postsowieckie miasta-kolonie robotnicze. Tutaj mamy do czynienia z nieco inną historią.
Operacja "Nowe Tychy"
Po decyzji z początku lat 50., by postawić na ścierniskach na południe od przemysłowego serca kraju może nie San Francisco, ale drugą Nową Hutę, architekci mieli tu używanie. W latach pierwszej fazy rozbudowy (lata 50. i 60.) utworzono tu delegaturę warszawskiego Miastoprojektu, gdzie najtęższe urbanistyczne umysły z małżeństwem Adamczewska-Wejchert na czele kłębiły się razem z inżynierami i innymi specami, obmyślając kolejne - często śmiałe i nowatorskie, czasem chybione - pomysły na przemienienie tysięcy hektarów pól i łąk między Katowicami a Pszczyną w "miasto nowego typu".
Wszystko w leninowskie duchu, ma się rozumieć - nowo wytyczane ulice dostawały głównie "postępowe" nazwy - od Edisona i Cyganerii do Engelsa, marszałka Iwana Koniewa, ZMP czy Dzierżyńskiego. Nawet starotyski Rynek, nad którym dominuje barokowy kościół, przemianowano na... Plac ZBOWiD. (Interesujesz się Śląskiem i Zagłębiem? Zapisz się i bądź na bieżąco - https://www.slazag.pl/newsletter)
Nazwy ulic mocno wątpliwe - za to spacery nimi musiały być niewątpliwie przyjemnością. W dzień oko cieszyły gustowne symetrie budynków, zieleń i szerokie aleje; po zmierzchu - feeria neonów i liczne lokale, w których dancingi odbywały się przez trzy a nawet cztery wieczory w tygodniu. Na placu Bieruta (dziś Baczyńskiego) można było na przykład pójść na prawdziwą orientalną herbatę w Gruzińskiej, klimatyczną randkę w Mimozie. Klub Górnika NOT osnuł się legendami o harcach, jakie urządzała po godzinach inżyniersko-techniczna elita. Co krok można było wstąpić na przysłowiową kawę i ciacho; dziś pomimo swobodnego rynku i zasobniejszych portfeli zdaje się, że jakoś z tym ciężej. Można przecież zamówić czy kupić do domu...
PRL-owski Legoland w skali 1:1
Miasto było w latach rozkwitu pełne młodych ludzi - tutejszych i przybyszów z całego kraju, którzy przyjechali tu za dobrą pracą i wygodnym mieszkaniem, nierzadko by rozwijać karierę w przemyśle, budownictwie i instytucjach miasta i ówczesnego województwa katowickiego. "Pierwsze miasto nowej Polski" - głosił jeden ze sloganów, i nowość z pewnością dało się tu odczuć.
Pierwszy etap rozbudowy Tychów (od browarniczej mieściny otoczonej wieńcem przyczółków do kilkudziesięciotysięcznego miasta przemysłowego) zakończył się w pierwszej połowie lat 70. Za jego symboliczne zwieńczenie uznać można - jak czytamy w wydanej w 2011 roku monografii historycznej miasta - odsłonięcie "Żyrafy", czyli Pomnika Walki i Pracy na krańcu Parku Miejskiego przeciwległym do charakterystycznego trójskrzydłowego gmachu urzędu miejskiego. Dwie nogi schodzące się w wydłużoną formę monumentu miały symbolizować Ślązaków i przyjezdnych. którzy wspólnie pięli się w tym mieście w górę; całość wieńczy państwowy orzeł. Do dziś to popularne miejsce festynów i spotkań, a sam pomnik, mimo historycznych kontrowersji, został poddany renowacji.
Druga kampania rozbudowy ruszyła pod impulsem stałej ekspansji przemysłu - kopalnie regionu wciąż się rozrastały, a w samych Tychach powstały duże zakłady przyciągające ludność niczym wielkie elektromagnesy: m.in.:
- rozlewnia napojów,
- wytwórnia serów topionych,
- zakłady budowy maszyn górniczych, elektroniki pomiarowej,
- kombinat produkujący betonową "wielką płytę" i inne segmenty budownictwa mieszkaniowego dla różnych stron kraju, zwany fabryką domów;
- pełną parą pracowały też słynne browary.
Przede wszystkim jednak w 1975 roku oddano do użytku filię bielskiej Fabryki Samochodów Osobowych (wytwarzającej swego czasu m.in. syrenki; w ostatnim czasie zamknięto ostatnie jej pozostałości) celem licencyjnej produkcji fiatów 126p.
Kultowy maluch znaczył dla tyszan szczególnie dużo - dał pracę, mieszkanie i miejsce na świecie bez mała dziesiątkom tysięcy ludzi - ekspertom, inżynierom, administratorom technikom, robotnikom, sprzątaczkom... Fiaciki były tu też widywane jeszcze częściej niż w innych miastach - pod urzędem miasta stanęła nawet ich oryginalna reklama zbudowana z prawdziwych elementów karoserii. W mieście zaroiło się od abstrakcyjnych mozaik i rzeźb - części już dziś z nami nie ma,
Piąte miasto w Polsce
W ramach tej drugiej fazy Tychy napuchły do około 150 tysięcy mieszkańców - częściowo przez budowę nowych, głównie wysokich (lecz nadal zielonych i przestronnych) osiedli dla "ludzi pracy", ale także przez wcielenie w granice miasta okolicznych:
- Bierunia (miasteczka o wielowiekowej tradycji),
- Lędzin,
- Wesołej,
- Wyr,
- części powiatów pszczyńskiego.
W ten sposób Tychy stały się piątym pod względem powierzchni miastem w Polsce, a na terytorium tego mocno sztucznego tworu administracyjnego, rozwiązanego - po kilkunastu latach, znalazły się po raz pierwszy w historii miasta - trzy kopalnie: KWK Lenin na Wesołej, Piast i Ziemowit w Bieruniu i Lędzinach. Kibice nowopowstałego GKS Tychy mogli więc śmiało skandować, że "Tychy to miasto górnicze".
Kawałek Mazur na Śląsku
Skoro już mowa o sporcie, wrył się zresztą mocno w ducha miasta. Stanowiący z początku miszmasz sekcji z różnych okolicznych klubów Górniczy (przejściowo Górnośląski) Klub Sportowy Tychy zrobił błyskawiczną karierę - hokeiści do dziś stanowią elitę krajowej ligi, a ekipa piłkarska po ledwie pięciu latach niemal zdobyła tytuł mistrzów Ekstraklasy (nogę podstawili im lokalni rywale z potężnego wówczas Ruchu Chorzów). Z kolei w zbudowanym częściowo w czynie społecznym rekreacyjnym ośrodku nad Jeziorem Paprocańskim można było poczuć się jak na Mazurach. Plaża, lasy, lodziarnie, rowerki wodne, drewniane domki letniskowe wśród drzew... istna sensacja! "Czy to na pewno nasz czarny Śląsk?" - mógł sobie zadać pytanie niedzielny urlopowicz z sąsiednich stron. Ośrodek tętni życiem i dziś, stale się rozbudowując i wprowadzając nowe atrakcje; problemem stały się tu jednak szalejące w toni zalewu sinice, nie pozwalające przez znaczną część sezonu na kąpiele.
A co ze starymi Tychami? Otóż żyły sobie dalej swoim życiem i swoim rytmem, zazębiając się często z nowymi realiami. Dawne centrum miasta (dzielnica Stare Tychy) przez cały okres powojenny zmieniła się nieznacznie, zachowując w dużej mierze małomiasteczkowy charakter i przystosowując tylko profil działalności gospodarczej mieszkańców do zmieniających się realiów. Co się tyczy dawnych przyczółków, bywało ciekawie. W archiwach Muzeum Miejskiego można znaleźć wiele zdjęć obrazujących gęsi, krowy i kury przechadzające się po placach budowy, nowych ulicach czy nawet alejach. Dziś dzielnice takie jak Cielmice, Jaroszowice czy Suble w dużej mierze dalej zachowały sielski charakter; inne, jak np. Żwaków, przeszły znaczne przekształcenia, zarastając dużą liczbą prywatnych domów czy nawet deweloperskich "nowych bloków".
Zadanie nadal niedokończone
Obecne śródmieście z pewnością utraciło blask, czar i "zapach nowości" sprzed 40-60 lat. Mimo że Tychy to miasto jak na polskie warunki czyste i schludne, to dalej nie dokończono budowy ścisłego centrum. odkładając sprawę "na greckie kalendy" lub lawirując między różnymi pomysłami - i tak już przeszło 40 lat. Do tego wielu mieszkańców wyniosło się na przedmieścia (proces deurbanizacji), co skutkuje tym, że tętniące niegdyś życiem aleje wydają się dziś, z wyjątkiem ruchu samochodowego, pustawe, a czasem niemal zupełnie puste. Miejsce dawnych kawiarni, warsztatów i specjalistycznych sklepów zastąpiły - jak niemal wszędzie - galerie handlowe, bezduszne fast foody, sieciowe spożywczaki i agencje bankowe.
Co dalej? Po latach inwestycji w kanalizację, ekologię, infrastrukturę drogową itp. i ściąganie inwestorów i kapitału tyszanie oczekują zmian. Remedium na utratę przez Tychy charakteru może okazać się odpowiednio zaplanowana finalizacja budowy centrum, choć słychać też głosy, że lepiej byłoby to zostawić w spokoju i urządzić w tym miejscu kolejny park, a w ogóle to liczy się tylko to, czy i kiedy wróci wytęskniony otwarty basen.
W tym sporze unaocznia się dylemat ujęty w tytule tego artykułu: czym mają w końcu być Tychy - miastem ze snów czy po prostu miastem-sypialnią?
Może Cię zainteresować: