Farelki położą naszą energetykę – taką tezę przyniosły w
ostatnim czasie media sugerując, że jeśli borykający się z
niedostatkiem opału mieszkańcy tej zimy zapragną dogrzewać się
elektrycznymi grzejnikami, to pojawi się problem z ich zasilaniem.
Śmiać się, czy traktować to ostrzeżenie poważnie?
To niestety jest
realne zagrożenie. Dzisiaj robimy aferę z braku węgla do
ogrzewania domów, ale przecież elektrownie tak samo mają
składowiska wyczyszczone, a niezawodność całego Krajowego Systemu
Elektroenergetycznego maleje. Dlaczego 4 lipca trzeba było
importować z jednolitego rynku europejskiego energię elektryczną
na rynku bilansującym po 2,5 tys. zł za megawatogodzinę? Przecież
w planach pracy nie było wykazanych deficytów. Bo mamy różne
ukryte niesprawności. Gdyby zrobić przegląd bloków wytwórczych,
razem z transformatorami blokowymi, a także transformatorów
sieciowych, czyli newralgicznych elementów, to okazałoby się, że
jest wiele miejsc, w których system nie działa. Wiem, że w
ostatnim okresie niektóre transformatory były odstawione awaryjnie.
Są miejsca, gdzie węgiel jest, ale transformator nie działa, z
kolei w innych miejscach jest odwrotnie. W obu przypadkach skutek
jest jeden – nie ma produkcji. Może być kłopot nie tylko z
blokami wytwórczymi, ale też z siecią.
Od lat się mówi,
że sieci rozdzielcze są niedoinwestowane. Teraz to się zemści?
Nie chodzi o to, że
linie elektroenergetyczne są niedoinwestowane, ale że sieci nie
posiadają komponentów, które pozwolą jej wejść w stan
kryzysowej odporności elektroprosumenckiej.
A cóż to
takiego?
W przypadku dostaw
energii elektrycznej odporność kryzysowa to taka, która umożliwia
dostęp do zasilania na poziomie np. 10 proc., 50 proc., lub 80 proc.
Te poziomy mogą być różne. A my w tej chwili mamy sytuację zero
– jedynkową. Mamy albo 100-procentową dostępność energii
elektrycznej, albo nie mamy jej wcale. A przecież między zerem, a
pławieniem się w energii jest całe 100 proc. Trzeba zrobić
wszystko, aby w zimie zagwarantowane było zasilanie przynajmniej na
poziomie 50 proc. Tyle, że sieci nie są do tego przygotowane. Nie
ma kontroli tego, co odbiorcy robią po swojej stronie – ile kto
włączy, tyle ma. Albo nie ma! Sieć nie jest wyposażona w żadną
inteligentną infrastrukturę, która ogólnie kontrolowałaby
przepływy dopuszczalne. Tak, aby odbiorcy mieli zapewniony pewien
minimalny poziom zasilania wynikający z dostępnej mocy źródeł, a
zarazem nie było niebezpieczeństwa dla sieci. Dlatego potrzebne są
nie inwestycje w linie, ale w komponenty sieciowe, przede wszystkim
inteligentne interfejsy sieciowe (przyłącza nN, transformatory
SN/nN), które (w ogólnym przypadku) będą zdolne zarządzać
przepływami dwustronnymi: od sieci do odbiorców i od odbiorców do
sieci.
To pewnie zadanie
na lata, a przeciętny Kowalski martwi się o najbliższą zimę…
Dziś wszyscy chcą
recepty jak już system się wali, choć od 20 lat było wiadomo, że
sprawy idą w złą stronę, a od kilku lat było widać, że
zmierzamy do katastrofy. Jednak orkiestra na Titanicu grała. Musimy
się pożegnać z pławieniem w energii, a nawet ze stanem
energetycznego dobrobytu, czyli sytuacją, że mamy tej energii ile
chcemy. Pogodzić z tym, że w mieszkaniu nie będzie temperatury 25
stopni, ale 19–20 stopni. Albo nawet mniej. I trzeba to ludziom
powiedzieć, przygotować ich do tego, bo większość z nas
przyzwyczaiła się do świata dobrobytu, który powołaliśmy
niestety na kredyt. A przecież wcześniej był świat, w którym
zimą się w domach marzło. Trzeba ludziom powiedzieć jakie będą
zasady wyłączeń oraz ograniczeń u odbiorców i jak będą się
wymijać grupy odbiorców, które są i nie są zasilane.
Co ma pan na
myśli mówiąc o wymijaniu grup odbiorców?
Może na przykład
być potrzeba zmian harmonogramów pracy w przemyśle. Jesteśmy
przyzwyczajeni do tego, że w soboty i niedzielę przemysł nie
pracuje. No to będzie pracował, bo w soboty i niedziele będzie
prąd.
Czy jest coś, co
przeciętny Kowalski może na szybko zrobić, aby przygotować się
do tej sytuacji?
Musi się ubrać
ciepło w zimie, musi się nauczyć spuszczać wodę z układu
grzewczego, żeby nie zamarzła, musi sobie dobrą kołdrę kupić. A
prezydenci miast natychmiast powinni powołać specjalistów do spraw
kryzysowej odporności elektroprosumenckiej. I zlecić im na przykład
rozpoznanie sytuacji pod kątem wykorzystania źródeł awaryjnego
zasilania znajdujących się na terenie miasta. Trzeba opracować
nowe zasady ich wykorzystania do produkcji energii elektrycznej.
Także zlecić rozpoznanie sytuacji pod kątem możliwości
utworzenia Pogotowia Elektroprosumenckiego w mieście. Niestety
musimy odpokutować za 20 lat błędów i beztroski.
Może Cię zainteresować: