Pięć śląsko-zagłębiowskich historii rodziny Szpilmanów. Opowiada Andrzej Szpilman, syn legendarnego "Pianisty"

Zapiski, nuty i zdjęcia należące do Władysława Szpilmana, trafią do Sosnowca dzięki synowi legendarnego „Pianisty” – ujawnił niedawno portal ŚLĄZAG. Dziś Andrzej Szpilman przypomina, dlaczego Sosnowiec, ale i Katowice były ważnymi miejscami dla jego rodziny.

Władysław Szpilman
- Mój dziadek Samuel całe życie żałował, że wyjechał z Sosnowca do Warszawy – opowiada syn Władysława Szpilmana. - Ludzie w Sosnowcu kochali muzykę. Poza tym, zawsze powtarzał, że w Sosnowcu można było się napić najlepszego piwa, bo w Warszawie serwowano w knajpach straszną lurę.

Szpilmanowie mieszkali w Sosnowcu przy Targowej 18. Tam wychował się i rozwijał swoje muzyczne pasje Władysław - najsłynniejszy z muzykalnej rodziny, dziś jeden z najmocniej kultywowanych bohaterów w stolicy Zagłębia. 20 lat temu jego historię opowiedział Roman Polański w oscarowym „Pianiście”. Władysława Szpilmana zagrał Adrien Brody. Filmu Polańskiego nie byłoby zresztą, gdyby nie książka ze wspomnieniami tytułowego „Pianisty” wydana przez Andrzeja Szpilmana.

We wrześniu ubiegłego roku pamiątki po Szpilmanie trafiły na aukcję organizowaną przez dom DESA Unicum w Warszawie. Na licytację wystawiono w sumie 50 przedmiotów należących do artysty, w tym fortepian Steinway z ok. 1940 roku oraz pianino Grotrian-Steinweg z 1956 roku. Na tych instrumentach powstała większość powojennych szlagierów kompozytora. Sam fortepian sprzedano za blisko 1,3 mln zł, co z miejsca uczyniło go najdroższym instrumentem kiedykolwiek wylicytowanym w Polsce. Cała aukcja okazała się rekordowa w historii licytacji memorabiliów na polskim rynku. Łączny obrót z niej przekroczył 2,5 mln zł.

Miasto Sosnowiec wylicytowało (za 378 tys. zł) pianino oraz pióro firmy Pelikan z lat 50. (cena: 5,7 tys. zł). Po naszej rozmowie z Andrzejem Szpilmanem, ten zadeklarował nieodpłatne przekazanie do rodzinnego miasta swojego ojca i dziadków innych pamiątek, które mogłyby zasilić powstającą w Sosnowcu salę pamięci Władysława Szpilmana. „Muzeum Szpilmana” ma być otwarte w grudniu, na 111. rocznicę urodzin artysty.

- Przekażę miastu trochę dokumentów, zapisków, nut, listów, trochę zdjęć, które mam. Coś osobistego, co jeszcze podniosłoby rangę tego miejsca – zapowiedział syn „Pianisty”.

Przy okazji, przypominamy, co Szpilmanów łączyło z Zagłębiem. Tak, ze Śląskiem też.

Dwa teatry nad Brynicą

Mój dziadek Samuel był znakomitym skrzypkiem, etatowym muzykiem orkiestry obecnego Teatru Śląskiego w Katowicach, który przed wojną nosił nazwę Teatr Polski. Babcia z kolei występowała jako pianistka w Teatrze Miejskim w Sosnowcu (dzisiejszy Teatr Zagłębia). Na archiwalnej wystawie, którą można w nim zobaczyć, do dziś widnieje jej zdjęcie. Dziadek powtarzał, że w przedwojennym Sosnowcu i Katowicach ludzie kochali muzykę. Katowice też znał doskonale, bo przez lata bywał tam codziennie. Gdy miał przedstawienie w piątek wieczorem, służąca musiała wynosić mu skrzypce z domu, żeby sąsiedzi nie widzieli, że Szpilman idzie w szabas do roboty. Wychodziła parę minut przed nim, a daleko od Targowej, gdzie już nie sięgał wzrok nikogo znajomego, Samuel dostawał instrument do ręki i mógł z czystym sumieniem ruszać na spektakl. Ale to nie wszystko, bo Samuel Szpilman był również czynnym związkowcem – walczył i działał na rzecz praw muzyków, są nawet o tym wzmianki w starych gazetach.

Estera Szpilman, matka Władysława Szpilmana (pierwsza z prawej) z artystami Teatru Miejskiego w Sosnowcu
Estera Szpilman, matka Władysława Szpilmana (pierwsza z prawej) z artystami Teatru Miejskiego w Sosnowcu.

Gdzie lali najlepsze piwo?

Dziadek całe życie żałował, że wyjechał z Sosnowca. W 1935 roku ojciec dostał pracę w Polskim Radiu. Gdy zaczął zarabiać dobre pieniądze w Warszawie, ściągnął do stolicy całą rodzinę. Dziadek potwornie za Sosnowcem tęsknił, Warszawy nigdy nie lubił, więc idealizował sobie wspomnienia o rodzinnym mieście. Twierdził, że w Sosnowcu lali najlepsze piwo. W przeciwieństwie do Warszawy, gdzie w knajpach serwowano straszną lurę. Dziadek to w ogóle wierzył, że jeszcze do Sosnowca wróci. Może dlatego ojciec też miał do tego miasta słabość. On też nigdy by z niego nie wyjechał, gdyby nie to, że musiał przeć naprzód. Zresztą, po Warszawie jego kolejnym przystankiem powinna być Ameryka i Hollywood.

Władysław Szpilman z rodzicami w Sosnowcu
Młody Władysław Szpilman z rodzicami w Sosnowcu

Sosnowiec po latach

Tata starał się, żebym nie zapomniał o Sosnowcu. Wiosną 1977 roku – pamiętam ten dzień dokładnie - powiedział do mnie: „Pojedziemy tam razem”. Tam? Do Sosnowca. Rzadko miewał takie pomysły, dlatego wiedziałem, że dla niego to coś ważnego. Oficjalnie chodziło o kawałek ziemi, który należał do nas jeszcze po dziadkach. Ale ojciec nigdy się tym nie zajmował, nie angażował. On po prostu chciał pokazać mi miejsce swojej młodości. Pamiętam, że tamten Sosnowiec miał swój urok, duże, całkiem bogate miasto. Gierek chyba dbał, żeby się rozwijało. Ostatnio kilka razy wpadałem do Sosnowca, gdy miałem po drodze, na przykład w drodze z Wrocławia do Krakowa. W zeszłym roku zrobiłem sobie zdjęcie przy Rondzie Szpilmana. Pamiętam, jak apelowałem do władz miasta, by rondo zostało oznaczone w nawigacji Google. W Sosnowcu byłem też z córką. Usiedliśmy w restauracji przy Hotelu Centrum. Powiedziała mi, że to bardzo sympatyczne miasto.

Andrzej Szpilman w Sosnowcu
Andrzej Szpilman w Sosnowcu, przy Rondzie Władysława Szpilmana

„Muzeum Szpilmana” w Sosnowcu

Wiem, że władze Sosnowca od lat dbają o pamięć o Władysławie Szpilmanie. Miasto wydało spore pieniądze na zakup pianina i pióra podczas aukcji pamiątek po moim ojcu. To słynne pianino krzyżowe z 1956 roku, produkcji Grotrian-Steinweg, dobrze pamiętam z dzieciństwa. Tata grał na nim, komponował, zwłaszcza, gdy fortepian był w remoncie. Bywało tak, że na młotki do fortepianu trzeba było czekać 2,5 miesiąca. To ważna pamiątka po ojcu. Tym bardziej więc chciałbym pomóc Sosnowcowi, żeby ta sala pamięci miała odpowiedni wymiar. Jak tylko skończę remont domu, zacznę otwierać stare pudła. Przekażę miastu trochę dokumentów, zapisków, nut, listów, trochę zdjęć, które mam. Coś osobistego, co jeszcze podniosłoby rangę tego miejsca. A na otwarcie tej sali pamięci na pewno przyjadę.

Władysław Szpilman i Andrzej Szpilman
Władysław Szpilman i Andrzej Szpilman

O znajomości z Kiepurą i Hadyną

Stanisława Hadynę, twórcę Zespołu Pieśni i Tańca Śląsk poznałem w latach 70. w Zakopanem. W Zaiksie, gdzie wszyscy artyści i ich rodziny spędzali wakacje. Hadyna był wyjątkowym człowiekiem i rozmówcą. Chodziliśmy razem pod Krokiew, gadaliśmy o ludzkich rzeczach. Artyści często tak mają, że potrzebują wokół siebie ludzi młodych - nawet nie dla wymiany intelektualnej, co dla samego przebywania w ich towarzystwie. Tak przedłużają własną młodość. Sam to po latach zrozumiałem. Hadynę, pana w złotych okularach, do dziś mam przed oczami. To był właśnie żywy przykład wielkości przedwojennej polskiej kultury. A Jan Kiepura? O nim opowiadał mi ojciec, który słynnego śpiewaka poznał podczas jednego z koncertów we Włoszech. O czym rozmawiali? A o czym mogli rozmawiać dwaj panowie z Sosnowca? Mało kto pamięta, że w Zurychu do dziś mieszka syn Kiepury, też śpiewak operowy. Zmienił nazwisko, nazywa się John Thade. Ja bym go nawet ściągnął na recital do Sosnowca. Znamy się, mój kolega ma z nim stały kontakt. Działajcie, sosnowiczanie!

Władysław Szpilman z synem Andrzejem

Może Cię zainteresować:

Syn Władysława Szpilmana przekaże do Sosnowca pamiątki po "Pianiście": "Trochę dokumentów, zapisków, nut, listów, zdjęcia. Coś osobistego"

Autor: Marcin Zasada

19/04/2022

Subskrybuj ślązag.pl

google news icon