Nie mamy zgód, pozwoleń, niezbędnego sprzętu i zaplecza, ani nawet możliwości prawnych – tak prezydenci śląskich i zagłębiowskich miast tłumaczyli wczoraj dlaczego nie podejmą apelu wicepremiera Jacka Sasina i nie zlecą miejskim spółkom podjęcia się pośrednictwa w handlu węglem. Nie przekonały ich sejmowe pohukiwanie wiceszefa rządu, który odnosząc się do cierpkich słów prezydenta Warszawy na temat tego pomysłu stwierdził, że samorządy to część władzy państwowej i nie mogą „migać się” przed wykonywaniem swoich obowiązków wobec swoich mieszkańców.
Faktem
jest, że nieliczni samorządowcy dali się namówić. Wiadomo, że
kilkadziesiąt ton orzecha i groszku (za 2900- 2950 zł za tonę)
trafiło do
Otwocka, zapowiedź „podjęcia rękawicy” złożył PiS-owski prezydent Stalowej Woli, ale generalnie zdecydowana
większość włodarzy miast woli trzymać się od tego pomysłu z
daleka wietrząc w tym polityczną próbę przerzucenia
odpowiedzialności za możliwe kłopoty z zapewnieniem opału
mieszkańcom z
rządu na
samorządy. A
już rzucenie tego w przestrzeń publiczną z początkiem
października, de facto po rozpoczęciu już sezonu grzewczego, wywołało powszechną konsternację.
Prezydent wierzy w węgiel za 3000 zł? Czegoś nie doszacował – mówią handlarze
Z niemałą konsternacją propozycji wiceszefa rządu przyglądają się też sami sprzedawcy węgla. Ci prawdziwi, którzy zajmują się tą działalnością od lat. Niektórzy z nich kpią, że równie dobrze rząd mógłby do dystrybucji węgla wykorzystać parafie. Albo samorządom przekazać handel spożywczy.
A bardziej na serio? Gdyby któryś z samorządowców jednak chciał odpowiedzieć na wezwanie ministra Sasina? Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Węgla tłumaczy, że chcąc handlować tym paliwem należy po pierwsze mieć działalność gospodarczą i zostać zarejestrowanym jako „pośredniczący podmiot węglowy” (w Centralnym Rejestrze Podmiotów Akcyzowych). Koszty?
- Założenie małego składu to 300 – 350 tys. zł na sprzęt, wagę, samochody i z jakieś minimum 700 tys. zł na towar. Do tego personel i system ochrony. Personel, bo przecież klientom trzeba wydawać świadectwa jakości, świadectwa pochodzenia węgla i dokumenty akcyzowe. To nie są proste rzeczy nawet dla tych którzy siedzą w temacie – wylicza Horbacz.
Jak zwraca uwagę otwartą sprawą jest też co nieznający się na węglu opałowym pracownicy lokalnych samorządów faktycznie kupią. Węgiel o 20 proc. zawartości popiołu? Niesort? Oczywiście węgiel można przesortować, ale to oznacza kolejne koszty.
- Za stary przesiewacz trzeba dać 500 tys. złotych, za nowy milion. Można też wypożyczyć za kilkanaście tys. zł na miesiąc – wylicza Horbacz. Zdaniem prezesa Izby jeśli któryś z samorządowców sądzi, że podejmując tą ofertę zdoła zapewnić swoim mieszkańcom węgiel w cenie do 3000 zł za tonę, to znaczy, że… mocno nie doszacował kosztów.
Może Cię zainteresować:
Miasta Śląska i Zagłębia nie będą handlować węglem. Jacek Sasin ich nie przekonał
Może Cię zainteresować:
Przez brak węgla tej zimy uchwała antysmogowa pozostanie martwym prawem
Może Cię zainteresować: