Słyszał pan, że jest w podręczniku szkolnym?
Nie słyszałem. Zaskoczył mnie. To miło.
„Historia i Teraźniejszość”. Jest długi wywód na temat muzyki. Rock hałaśliwy, punk wulgarny, metal bardzo zły i bezbożny. Za to rock symfoniczny jest ok, np. SBB czy Budka Suflera.
Aha, chodzi o ten podręcznik. Nie jest tak źle (śmiech).
Nie jest tak źle?
Z muzyką. I trzeba naprawdę dużo złej woli, żeby coś takiego napisać. O tym podręczniku ktoś mi mówił, ale nie wiedziałem, że to aż takie brednie. Facet, który się pod czymś takim podpisał (autorem podręcznika jest prof. Wojciech Roszkowski – przyp. red.) pieprzy bzdury, nie ma pojęcia o muzyce, czym jest, jak się zmieniała i co znaczy dla ludzi. Gdy polityka próbuje położyć łapę na kulturze, zaczynają się straszne rzeczy. Sam kiedyś dostałem w łeb za wizytę w Belwederze i powtórzę to, co mówiłem wtedy: żyjemy w dziwnych czasach. Beatlesi, Stonesi, Hendrix zostawili po sobie wielkie dzieło. Trzeba być kompletnym próżniakiem intelektualnym, żeby tego nie dostrzec.
Pamięta pan punkową rewolucję z końca lat 70? Licealiści dowiedzą się z podręcznika tylko tyle, że punkowcy źle się ubierali, przeklinali i byli prymitywni.
Jasne, że pamiętam. Wszystko to, co kreatywne i prawdziwe trafia do młodych ludzi, staje się głosem pokolenia. Politycy nie są w stanie tego skapować, bo oni zajmują się gierkami i propagandą. Mam stały kontakt z uczniami w swoich Michałkowicach – bywam w „Trzynastce”, śpiewamy z dzieciakami o Ziemi. Dzieci uwielbiają muzykę, bo ona do nich przemawia, w przeciwieństwie do politycznych ignorantów.
Przeciwko SBB nie protestowano za młodu, że za gracie za głośno i śpiewacie nie o tym, co trzeba?
W latach 90. dostałem baty za Romka Kostrzewskiego, z którym nagrałem „Biblię Satanistyczną” LaVeya. Byliśmy z Romkiem w dobrej komitywie, za co ja trafiłem na indeks wykonawców zakazanych. Za młodu też byłem na czarnej liście – nie dostałem paszportu na zagraniczną trasę z Niemenem. W 1972 roku mieliśmy zaplanowany tour z Jackiem Brucem (m.in. Cream – przyp. red.). Smutni panowie powiedzieli: „Tak, ale bez Skrzeka”. Wtedy niemiecka agencja postawiła ultimatum: jak Skrzek nie dojedzie, będą żądać odszkodować za całą trasę. Pojechałem, ale z obstawą. Do czego zmierzam? Tamto było mrożące, straszne. To teraz to bardziej farsa.
Do czego prowadzą takie krucjaty przeciwko muzyce rockowej?
Do tego, że młodzi ludzie jeszcze chętniej sięgną po The Beatles, Hendrixa czy Joplin. Bo ta muzyka jest genialna i dla każdego cywilizowanego człowieka to jasne jak pieron. Młodzi ludzie muszą mieć szansę wybrać, co ich ciekawi, inspiruje. W głowie się nie mieści, że coś takiego trafia do podręczników szkolnych, ale efektem będzie kolejny bunt.
Może Cię zainteresować: