Będziecie w przyszłym
tygodniu jeszcze raz próbować zamurować biuro
poselskie premiera Mateusza Morawieckiego w Katowicach, czy to był
jednorazowy happening?
W
przyszłym tygodniu jedziemy do Warszawy demonstrować przed siedzibą
Polskiej Grupy Energetycznej w sprawie wysokich cen energii i braku
inwestycji w górnictwo, zarówno węgla brunatnego, jak i
kamiennego.
Na
Nowogrodzką się przy okazji nie wybieracie? Bo w kontekście
inwestycji w górnictwo głos zabrał niedawno w Radomiu prezes PiS
Jarosław Kaczyński stwierdzając, że stoją one pod znakiem zapytania i że nie można utrzymywać kopalni, które przynoszą stałe straty.
Pan
prezes bredzi. Powątpiewam w jego rozsądek i to taki na podstawowym
zupełnie poziomie. To po prostu jest żenujące. Odnoszę wrażenie,
że – przepraszam za wyrażenie – to są bajania starego
człowieka, który zbiera informacje „z magla”. Wyraźnie ktoś
mu to podpowiedział, bo przecież on sam na górnictwie się nie
zna. Przy obecnych cenach światowych węgla szukanie w Polsce
nierentownych kopalni to jakiś nonsens.
Narracja
o dopłacaniu do nierentownych kopalń z kieszeni podatnika akurat
nie jest niczym nowym. Wystarczy przypomnieć sobie schyłek rządów
Ewy Kopacz.
Po
tamtej formacji niczego dobrego się nie spodziewaliśmy, natomiast
ta formacja dochodziła do władzy pod hasłem m.in. obrony
suwerenności gospodarczej Polski, w tym także suwerenności
energetycznej. Z tej formacji wywodzą się liderzy, którzy
przyjeżdżali na Śląsk i mówili, że górnictwa nie oddadzą. I
teraz, kiedy jest okazja do tego, żeby przeprowadzić restytucję
górnictwa, to oni wygadują kompletne bzdury, jeszcze większe od
tych, które mówiła premier Kopacz.
Pytanie,
czy mówiąc o tym, że węgla nie oddadzą wierzyli w to, co mówią…
I
wtedy kłamali, i dziś kłamią dlatego, że nie robią nic, aby
uratować polskie górnictwo. Najpierw uzależnili nasz kraj od
rosyjskiego węgla, a teraz, kiedy jest okazja, by odbudować polski
węgiel, to ściągają jakieś błoto z Indonezji.
Wracając
do słów prezesa PiS-u, to usłyszeliśmy, że śląski węgiel jest
„średniej jakości, często nawet słabszej”, a cena tego
surowca spada i będzie spadała.
Co
zdanie, to większa brednia. To nie było tak, że prezes
Kaczyński palnął jakiś
lapsus, on z każdym zdaniem konsekwentnie mówił rzeczy kompletnie
niewiarygodne. Jeśli cena węgla wzrosła o jakieś 800 procent i
wynosi 270
dolarów za tonę węgla w portach ARA, a
ktoś stwierdza,
że cena spada,
to o czym tu mówić.
Owszem, w stosunku do 350 dolarów za tonę spada, ale w stosunku do
60 dolarów za tonę,
z którymi mieliśmy do czynienia jeszcze dwa
- trzy
lata temu, to nadal jest na
niesamowicie wysokim poziomie. Stąd moja teza, że albo
prezes stracił przytomność umysłu ze względu na swój wiek, albo
podpowiada mu ktoś, kto jest jeszcze większym baranem niż on. W
sumie to nawet się nie dziwię, bo widziałem co wyczynia minister
Moskwa, która z dumą mówiła o tym, że miliony ton węgla płyną
do Polski nie mając pojęcia, że chodzi o niesort i miały, a nie o
węgiel, który miałby ratować rynek odbiorców indywidualnych. W
tym rządzie zresztą nie ma nikogo, kto miałby pojęcie o Śląsku
i o węglu.
Wracając
jeszcze do waszej demonstracji w Warszawie, to dlaczego akurat przed
siedzibą Polskiej Grupy Energetycznej?
PGE
jest podwójnie odpowiedzialna za obecną sytuację. Po pierwsze
horrendalnie winduje ceny energii, za co płacimy wszyscy, a nie ma
do tego podstaw, bo w większości nadal produkuje energię z
polskiego węgla, który jest tani. Cena transakcyjna węgla
kamiennego dla PGE to 400 zł za tonę, a nie 270 dolarów. Produkuje
też zresztą energię z węgla brunatnego, który jest jeszcze
tańszy i który ma we własnych zasobach. Równocześnie nie ma
inwestycji ani w węglu kamiennym, ani w węglu brunatnym, a sytuacja
jest o tyle dramatyczna, że w tej chwili produkujemy ogromne ilości
energii z węgla brunatnego i sczerpiemy jego złoża szybciej niż
to było zakładane. Inwestycje są konieczne jeżeli chcemy
przetrwać, bo tę zimę już przegraliśmy, ale następna będzie
jeszcze gorsza.
A
dlaczego miałoby być jeszcze gorzej niż teraz?
Matematyki się oszuka. Polska
Grupa Górnicza jest w stanie wyprodukować rocznie na rynek odbiorcy
indywidualnego 2 mln ton węgla. Jak się bardzo postara, to 2,5 mln
ton. Pozostałe spółki węglowe mogą dać na ten rynek ok. 1 mln
ton. Tymczasem nasze zapotrzebowanie na rynku odbiorcy
indywidualnego wynosi od 8 do 12 mln ton, w zależności od zimy i
tego jak bardzo dopalamy śmieciami. Czyli zabraknie nam w kolejnym
roku na tym rynku ok. 8 mln ton. W tym roku ratowało nas jeszcze to,
że przez pierwszych kilka miesięcy mieliśmy import z Rosji, który
dał nam ok. 3-4 mln ton, ale w przyszłym roku już tego nie
będzie. Gdybyśmy z kolei chcieli na rynek odbiorców indywidualnych
dostarczyć 8 mln ton węgla z importu, to musielibyśmy tego błota
sprowadzić 80 mln ton, bo po jego odsianiu zostaje 10–15 proc.
węgla z odzysku. A to jest nierealne. Jeśli idzie z kolei o rynek
energetyczny, to w tym roku ani PGG, ani Bogdanka nie wykona planu, a
w przyszłym roku te wartości mogą być jeszcze niższe, więc
również na tym rynku zabraknie nam węgla.
Może Cię zainteresować: