O prawdziwym panteonie Górnoślązaków i wmawianym poczuciu gorszości. Z wielokrotnie nagradzaną za swoją działalność profesor Joanną Rostropowicz, filolożką klasyczną, redaktorką wielotomowej publikacji “Ślązacy od czasów najdawniejszych do współczesności” rozmawia Roman Balczarek.
Sześć wydanych tomów, jeden w druku i kolejny w przygotowaniu, setki wybitnych Ślązaków i ich sylwetki. Liczby imponujące i efekt wieloletniej pracy. A jak to się zaczęło?
Były to lata sześćdziesiąte, ja mając lat niewiele ponad dwadzieścia byłam obecna przy rozmowie, którą prowadził z nami (było nas kilka osób) Kazimierz Malczewski. Był on redaktorem opolskiego “Słowa Śląskiego”, weteranem kampanii plebiscytowej, a zaraz po wojnie zajmował się badaniem narodowości Ślązaków. Swojego czasu decydował, kto może zostać, a kto ma się stąd wynosić [przyp. R.A.B.] Dziś ma w Opolu wielką tablicę pamiątkową, jest tu bardzo celebrowany. Otóż Malczewski powiedział w mojej obecności, że Ślązacy (chodziło o tych z opolskiego) mają tylko około 70% inteligencji w stosunku do innych Europejczyków (biorąc pod uwagę, że ci to przeciętnie mają mieć 100); to zdanie powtórzyła jego córka Lutosława na spotkaniu przy kawie i ciastach z okazji ukończenia kursów językowych w opolskim KMP (kaempik), powołując się przy tym na swojego ojca. Wyraziła wielkie zdumienie, że ja jestem inna (byłam wtedy już doktorem), przyglądała się bacznie mojej twarzy i powiedziała, że ukształtowanie mojej twarzy świadczy o tym, że moja rodzina nie jest ze Śląska, i najprawdopodobniej mam dużo przymieszki obcej (nieśląskiej) krwi. Towarzyszył mi w tej uroczystości mój mąż i całą jej wypowiedź słyszał, a potem ze mną przeżywał ogromnie to niefortunne spotkanie z panią Lutosławą, skądinąd bardzo inteligentną osobą. Mąż wracał do tego wydarzenia bardzo często, opowiadał to z przerażeniem swoim kolegom (kończyliśmy studia we Wrocławiu), ale oni to przyjmowali z niedowierzaniem. Wprawdzie śp. mąż już nie potwierdzi tego wszystkiego, ale niektórzy jeszcze żyją i pamiętają jego wypowiedź. Ale to przecież nie tylko Pan Malczewski i jego córka!
Czyli podobnych sytuacji było więcej?
Ileż to takich sytuacji przeżyłam! Opiszę je w mojej autobiografii, o ile Najwyższy przedłuży mi życie jeszcze o kilka lat. Pamiętam jak już w latach dziewięćdziesiątych, już w nowym ustroju wszakże, w klubie inteligencji katolickiej było spotkanie z niemieckim klubem o podobnym profilu. Służyłam jako tłumaczka, sama wtedy będąc członkiem tego klubu. W czasie rozmowy jedna z pań powiedziała, że przyjechała do Opola w 1945 r. „robić z tych ludzi (sic!) Polaków, przywiozła im kulturę, bo tu nigdy żadnej kultury nie było, sami prości, niewykształceni ludzi, zero wyższej kultury”. Inni potakiwali i też mówili coś podobnego. Zagryzłam zęby, zrobiłam moją robotę, po skończonej imprezie zabrałam torebkę, wyszłam nie mówiąc „do widzenia”.
Powiedzieć, że się mylili, byłoby bardzo wyrozumiałe i eufemistyczne.
Przywróciliśmy pamięć już ponad 500 Ślązakom. W każdym tomie od 80 do 73. Ten obecny ma tylko 73, bo dodanie choćby jednego biogramu sprawiłoby, że tom byłby już za gruby. Nasi autorzy chcą bowiem „swojego” bohatera dokładnie opisać i jak najszerzej przedstawić. Początkowo sądziłam, że w zależności od zasług, przeznaczymy na daną postać albo dwie strony, albo trzy, najwyżej pięć, a czytelnik znajdzie sobie literaturę – tę, którą według nas warto przeczytać. Unikamy „zafałszowanych” wydawnictw, które przedstawiają opcję, no, jak tu powiedzieć, taką, co do której mamy zastrzeżenia. Podkreślam, to co napisałam we wstępie do pierwszego wydania: przede wszystkim interesują nas te postaci, które zostały po 1945 roku tu na naszym terenie przemilczane.
W tej chwili oddajemy do druku tom siódmy “Ślązaków od czasów najdawniejszych do współczesnych”, prawdopodobnie jeszcze w tym roku ukaże się jeszcze tom ósmy, gdyż materiału, który przeznaczyliśmy do tomu obecnego, mamy tak dużo, że po prostu nie zmieścił się nam. Musieliśmy przesunąć do następnego. Materiał opracowujemy zawsze w dwóch wersjach językowych – czyli po niemiecku i po polsku (decyduje kolejność alfabetyczna). Chciałam też w ten sposób oddać honor mojej matce, która mówiła do mnie po niemiecku; u nas w doma ôma, czyli starka, mówiła po śląsku i czasem po niemiecku. Jednak moja mama była z pokolenia w pełni wykształconego, które chodziło do niemieckich szkół. Naturalnie posługiwała się językiem niemieckim. W domu też. Stąd moja dbałość o to, aby i ten język był stale obecny na Śląsku. Przecież zawsze tu był, od wieków. Bardzo też dbam o to, żeby również język łaciński nie zniknął ze Śląska, przecież ten język też pełnił u nas ważną rolę! Dużo by o tym mówić! Toż to był wspólny język, dla wszystkich Ślązaków (oczywiście tych, którzy się kształcili). Gdy wgłębiam się w dawne materiały dotyczące naszych wybitnych ziomków, to widzę, jak biegle pisali po łacinie!
Jednak początki działalności Pani Profesor nie były związane ze Ślązakami czy Śląskiem.
Zaczynałam od starożytnych Greków, którzy towarzyszą mi od najmłodszych lat mojego życia, bo to oni mi otworzyli oczy na świat i wprowadzili w najskrytsze tajniki duszy człowieka. Inaczej mówiąc, dziś patrzę na świat ich oczyma. A któż znałby „bohaterskie czyny Achillesa”, gdyby Homer nie spisał dawnych bohaterskich opowieści i nie pozostawił nam Iliady? A co by było z Odyseuszem, najwierniejszym małżonkiem wszech czasów, który wędrował do swojej niemłodej już Penelopy, wciąż porzucając jakże piękne, poznane po drodze kobiety, które bardzo go przecież chciały mieć u swego boku?
Wiedziałam, że po uzyskaniu najwyższego tytułu naukowego, czyli tzw. profesora belwederskiego, i stanowiska profesora zwyczajnego (na wszystkie te prace zapracowałam sobie publikacjami o Grekach!), że zajmę się Ślązakami. Czułam się zobowiązana, jako humanistka, zrobić to, nie tylko dla moich najbliższych, jakże okrutnie potraktowanych, ale dla szerokiego kręgu moich jakże sponiewieranych kolegów i koleżanek ze szkoły, - z pracy nie – bo w zasadzie-poza podstawówką, niewielu ich zdobyło jakieś nieco wyższe wykształcenie, większość to tylko zawodowe. Na mojej uczelni, wtedy, gdy tam podjęłam pracę, Ślązaczki były w zasadzie tylko sprzątaczkami i nie bardzo wiedziały, o co tu chodzi, kiedy słyszały mnie, studentkę, a potem pracownika naukowego mówiącą po śląsku. I to z takim nazwiskiem!
Jednak najsilniejszym bodźcem do powstania redakcji było, kiedy powiedziałam Panu Bogu: nie zabieraj mnie z tego świata (kilka razy byłam in articulo mortis), bo ja tu mam jeszcze jedną ważną rzecz do zrobienia. Najwyższy wiedział, o co mi chodzi, przecież On wie wszystko. No i kilka razy wyciągnął mnie z takiej poważnej sprawy.
Jak znajduję zapomnianego człowieka?
Nie robię tego sama! Bardzo szybko zgłosili się badacze, którzy zaproponowali swoje materiały. Ich liczba rośnie. A jakimi drogami ich wspólnie odnajdujemy? Tej tajemnicy nie zdradzę. Jednak ilekroć myślę o każdym Ślązaku, któremu przywracamy pamięć, to przychodzi mi jednak myśl. Ja się tylko pytam, czy to jest po chrześcijańsku, odebrać bliźniemu wszelką godność, tak go poniżyć, upokorzyć, tak go sponiewierać, jak to z nami zrobiono, wyzuć go z własnej historii, skazać na zapomnienie tylu wybitnych ludzi, którzy wyszli z ich rodzin, z ich środowisk, którzy niegdyś byli dumą ich przodków. Dziś są wymazani z pamięci historycznej, albo ich życiorysy zakłamane, co też jest grzechem (przypominam o tym katolikom). Bohaterowie naszych biogramów nadal mogą być dumą dzisiejszych Ślązaków i o to nam chodzi
I praktycznie nikt z bohaterów redakcji nie znalazł się niesławnym już “Panteonie Górnośląskim” w Katowicach. Czy w pracy nad redakcjami były jakieś trudności?
Nie zastanawiamy się nad tym. Każdy coś robi (nieodpłatnie!), i jakoś to wszystko się w końcu spina! Najważniejszy jest efekt?
Jaki ocenia Pani Profesor aktualny stan badań nad śląskimi dziejami?
Powiedziałabym tak: in statu nieustannego nascendi, w stanie nieustających narodzin. A jedno jest pewne: Ślązacy chcą prawdy, jakakolwiek by ona nie była.
A czego jest Pani profesor najbardziej dumna?
Najbardziej z mojej przyjaźni ze starożytnymi Grekami. Mówię to poważnie, z ręką na sercu. Gdy mam jakiś problem, to u nich znajduję wyjaśnienie. No, mądrość Rzymian jest mi też bardzo bliska. Usuwając łacinę, grekę i wiedzę o antyku zrobiono społeczeństwu ogromną szkodę.
Może Cię zainteresować: